czwartek, 17 maja 2012

24. A możer jednak...


Za oknem padało. Słońce schowało się głęboko pod warstwą chmur i raczej nie zamierzało zza nich wyjrzeć  przez najbliższych kilka godzin. W sumie chętnie zrobiłabym to samo; zaszyłabym się pod kołdrą na cały dzień i chyba wołami musieliby mnie spod niej wyciągać. Na szczęście wołów nie potrzebowali. Wystarczyła im Ania. Zaspana wstałam i włożyłam na siebie bluzę po czym zeszłam do kuchni gdzie zastałam Rafała. Zaparzał sobie herbatę. Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, który wyrażał wszystko.
- To się nie dzieje naprawdę. – wyszeptał zalewając sobie herbatę.
- Wiem, też w to nie wierzę. – przytaknęłam i usiadłam razem z Rafałem na kanapie.
- Ty?! – obruszył się. – A co ja mam powiedzieć?! Byłem przy tym jak zemdlała, jak mama płakała, a tata rzucał wszystkim czego się dotknął. Byłem przy tym jak zabierali ją do szpitala. Widziałem jej nieobecne spojrzenie, jej małe usteczka, które łapczywie łapały powietrze kiedy odzyskała przytomność! Widziałem łzy w jej oczach, kiedy zamykały się drzwi do karetki, a potem uśmiech na jej twarzy kiedy przyjechaliśmy do szpitala! Ja to wszystko widziałem Kasia!
          Zaniemówiłam. Siedziałam ze łzami w oczach i myślałam o tym przez co przechodzili każdy z osobna. Mama. Tata. Rafał. Ania. Ciekawe, czy powiedzieli jej z jakiego naprawdę powodu trafiła do szpitala. Nie miałam okazji rozważyć tego problemu, bo Rafał mówił dalej.
- A ty co?! Ty sobie siedziałaś z przyjaciółmi i się świetnie bawiłaś! – wytknął mi.
- Nie mów tak. To nie prawda, że się dobrze bawiłam. Po tym jak mama do mnie zadzwoniła mój świat runął na łeb na szyję! – broniłam się.
- No jasne. Pewnie nawet się nie przejęłaś, że Ania może umrzeć nawet jutro! – krzyczał na mnie nadal. Nie wierzyłam w to co mówi! Mój własny brat!
- Rafał! Jak możesz w ogóle tak myśleć?! – mówiłam ze łzami w oczach. – Myślisz, że nie kocham Ani?! Boże, Rafał?! Nikogo na świecie tak bardzo nie kocham! Jak…?! Jak możesz mówić takie rzeczy?! Myślisz, że tylko ty cierpisz?! To pomyśl o rodzicach, co oni przechodzą. Ja pierdolę, nie wierzę, że możesz być takim egoistą! – wstałam z kanapy i z płaczem pobiegłam na górę.
          Tak mocno zabolały mnie słowa Rafała, że nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Wpadłam do sypialni rodziców i rzuciłam się z płaczem na ich łóżko. Mama od razu mnie przytuliła nie pytając co się stało. Myślę, że doskonale wiedziała dlaczego płaczę. Nie sposób było nie słyszeć naszej kłótni. Poczułam jak tata wstaję i wychodzi z pokoju. A ja z mamą leżałyśmy i chyba obie płakałyśmy. Miarowo głaskała mnie po włosach, jakbym była małą dziewczynką. Po dłuższym czasie doszłam do siebie na tyle żeby spojrzeć mamie w oczy. Były podkrążone i opuchnięte.
- Nawet nie wiesz co jest najgorsze. – powiedziała smutno mama nie patrząc mi w oczy.
- Co?
- Że jest dla niej szansa. Ale nas na nią nie stać. – dodała po chwili.
- Jest?! – ucieszyłam się od razu. – Przecież możemy wziąć kredyt, zadzwońcie do babci, może ona nam pomoże. Na pewno można coś jeszcze zrobić.
- Jest już za późno.
- Jak za późno?! Chyba nie zamierzacie stać z założonymi rękoma i patrzeć jak umiera?! Musimy coś zrobić. – gorączkowałam się chodząc po pokoju.
          Na chwilę zapanowała cisza i usłyszałam jak tata rozmawia z Rafałem. Coś mu tłumaczył, ale nie rozumiałam dokładnie co.
- To może wytłumaczysz jak zamierzasz zarobić 7 mln. dolarów? – spytała sarkastycznie mama ubierając się w dresy.
- A mało masz banków w Londynie?
- Zobaczę co da się zrobić. – powiedziała i wyszła z pokoju. – A… - wróciła się na chwilę. - …Na razie niczego nie mów Ani.
- W porządku. – westchnęłam głośno i poszłam zobaczyć się robi siostra.
          Ania spała w najlepsze więc wróciłam z powrotem do siebie i poinformowałam chłopaków jak wygląda sytuacja. Kilka sekund po tym jak wysłałam sms’a usłyszałam Moves Like Jagger lecącą z mojego telefonu.
- Halo? – odebrałam.
- Em… To ja, Eric. – przedstawił się chłopak. – Pamiętasz mnie? Ze szkoły.
- No jasne. Jak leci?
- Nie najgorzej! – usłyszałam po drugiej stronie. – Mam jedno pytanko…
- Walisz.
- Nie miałabyś ochoty wyskoczyć gdzieś dzisiaj?
          Czy ja się przesłyszałam? Eric Clampton, największe ciacho w szkole, proponował mi wyjście?! Zatkało mnie. Chwilę siedziałam zastanawiając się co powiedzieć, ale potem przypomniała mi się jedna rzecz.
- Bardzo mi przykro, ale muszę zostać dzisiaj w domu opiekować się siostrą. Może innym razem? – starałam się, żeby mój głos brzmiał luźno i naturalnie.
- Oj, coś jej się stało? – spytał przejęty.
- Nie, zwykłe przeziębienie, ale wiesz, rodzice się już martwią. – skłamałam.
- Acha, no dobra to innym razem. Trzymaj się!
- Tak, na razie. – rozłączyłam się i chwilę siedziałam przekrzywiając głowę raz w jedną raz w drugą stronę i myślałam: „Hmm, czemu by nie? Ale chyba nie powinnam, jestem z Harrym. Ale z drugiej strony to jeden niewinny spacer. On był w szpitalu u jakiejś koleżanki, a ja nie mogę?...”.
          W końcu doszłam do wniosku, że jak nie będę miała nic do roboty to do niego zadzwonię i może gdzieś wyjdziemy, a co! Mniej więcej do południa siedziałam w pokoju i rysowałam. Wszystko i nic. Powstało kilka szkiców willi nad morzem, trochę kwiatów i z tonę pogniecionych kartek. Podczas mojej, jakże owocnej pracy, kilka razy rozmawiałam z Harrym, który dzwonił z radia i opowiadał o jego audycji i zaplanowanej na popołudnie sesji.
          Uznałam, że nie mogę siedzieć w pokoju cały dzień, więc zeszłam w końcu na dół sprawdzić co robi reszta rodziny. Mama grała z Anią w „Zgadnij kto to”, tata rozmawiał w kuchni przez telefon, a Rafał oglądał telewizję. Normalna rodzinna niedziela.
          Wzięłam z kuchni jabłko i usiadłam na fotelu cały raz czując urazę do Rafała. Kiedy tata skończył rozmowę podszedł do nas i powiedział:
- To co zamierzacie dzisiaj robić?
          I tyle, żadnego przemówienia, żadnej próby pogodzenia nas albo coś z tych rzeczy. Po prostu spytał o nasze plany. Pomyślałam, że nie będę spędzać całego dnia zamknięta w pokoju albo co gorsza przyglądając się jak Ania się świetnie bawi.
- Myślałam nad spacerem. Nie masz nic przeciwko?
- Sama? – spytał podejrzanie tata.
- Nie, chciałam się spotkać z Marleną. – uspokoiłam go.
- A no chyba, że tak. O której chcesz być z powrotem?
- Trzy godziny? – popatrzyłam na niego prosząco.
- Idź. – uśmiechnął się i usiadł na moim miejscu wpatrując się w telewizor.
          Wzięłam płaszcz, napisałam do Marleny, że zaraz u niej będę i wyszłam na deszcz. Jak  najszybciej przebiegłam odcinek łączący nasze domy, ale i tak zmokłam czekając przed furtką. Wychodząc z domu myślałam, że nikt nie jest bardziej nieszczęśliwy niż ja, ale kiedy zobaczyłam moją przyjaciółkę całą zapłakaną, momentalnie zmieniłam zdanie.




5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział!
    Dodawaj kolejny jak najszybciej!
    Już nie mogę sie doczekać!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudny dodawaj szybko kolejny ! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Dawaj nastęny szyyybko <3333

    OdpowiedzUsuń
  4. hej, zapraszamy na nowy blog z opowiadaniem o 1d. jeżeli wam się podoba to komentujcie&obserwujcie - http://hard-bland-sensitive.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  5. zapraszam na mojego bloga! jest już V rozdział! Zapraszam do komentowania, i obserowania mojego bloga! - Blanca xx

    OdpowiedzUsuń