niedziela, 29 kwietnia 2012

22. Łzy

Zatkało mnie. Totalnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Stałam i jak niedorozwinięta patrzyłam się na Marlenę. To nie tak miało być! Już sobie ułożyłam cały plan rozwijania się ich związku, a ta mi nagle mówi, że Zayna woli?!
- Ale, ale… - nie potrafiłam skleić sensownego zdania. – Przecież Niall jest…
- Wiem, jest uroczy, ale nie moja wina, że to z Zaynem się wczoraj całowałam. Nie w butelce. – dodała po chwili ze skruchą.
- Byłaś pijana! – wypomniałam jej. – To tak jak ja bym powiedziała, że nie kocham Harrego, bo wczoraj się z Louisem całowałam! Marlena, pomyśl, proszę cię. Nie mam nic do Zayna, bardzo go lubię, ale na pewno nie czujesz niczego do Nialla?
            Pokręciła głową i popatrzyła na mnie przepraszająco.
- A czy, ten no, Zayn odwzajemnia to „uczucie”?
- Nie wiem. – wzruszyła ramionami.
- Proszę cię, zastanów się jeszcze. – błagałam ją. Nie chodziło o to, że nie lubiłam bruneta, nie myślcie tak! Po prostu Niall wydawał mi się bardziej, hmm, idealny? Czułam, że Marlena będzie przy nim szczęśliwa. No, ale w końcu to jej wybór.
- Dobrze, ale niczego nie obiecuję. – powiedziała i wyszła z pokoju. Ja siedziałam jeszcze chwilę zastanawiając się co ze sobą zrobić, kiedy nagle usłyszałam telefon.
            Zaczęłam nerwowo przerzucać ubrania w torbie w jego poszukiwaniu i udało mi się odebrać w ostatniej chwili. Dzwoniła mama. Po pierwszych słowach serce stanęło mi w miejscu. Krew odpłynęła z twarzy. Przed oczami widziałam ciemność. Mama mówiła szybko, jakby czytała z karki, albo nauczyła się teksu na pamięć. Jej słowa były wyprane z uczuć, a w jej głosie słychać było pustkę. Kiedy skończyła, ja milczałam. Odsunęłam telefon od ucha i siedziałam niedowierzając słowom, które przed chwilą usłyszałam. Nie chciałam w nie wierzyć. Odłożyłam telefon i z kamienną twarzą wyszłam z pokoju. Zatrzymałam się w połowie schodów, bo dopiero wtedy dotarło do mnie co się stało.
            Łzy płynęły mi strumieniem po twarzy, a ja nie byłam w stanie wydusić z siebie nawet najcichszego słowa. Pierwszy zauważył mnie Niall, a chwilę po nim reszta. Harry zerwał się od razu i pod biegł do mnie.
- Co się stało? Katie! Co się stało?! – jego słowa docierały do mnie jakby z oddali. Patrzyłam na niego przeszklonymi, nieobecnymi oczami, aż w końcu wpadłam mu w ramiona i rozpłakałam się histerycznie.
            Niewiele się zastanawiając wziął mnie na ręce i poszedł na kanapę, gdzie kołysał mnie w swoich ramionach. A ja płakałam. Ciągle.
- Już dobrze. W porządku. – powtarzali wszyscy, mimo że nie wiedzieli co się stało.
- Nic nie będzie dobrze! – wykrzyknęłam w końcu między spazmami płaczu. – Rozumiecie?! Nic! Ania jest śmiertelnie chora!
            Zapadła grobowa cisza. Słychać było tylko mój płacz. Łapałam łapczywie powietrze wtulona w Harrego, który teraz przytulał mnie jeszcze mocniej. Po chwili usłyszałam jak ktoś wstaje, a zaraz potem trzaska drzwiami. Po pokoju rozległy się szepty i szlochy. Powoli pokuj się wyludniał, aż zostałam w nim tylko ja z Harrym. Słyszałam, że on też płakał. Głaskał mnie po głowie i kołysał jak małe dziecko. Nie pytał o nic. Upłynęło dużo czasu zanim doszłam do siebie, a raczej łzy przestały kapać na koszulę Harrego.
- Masz kałuże na ramieniu. – powiedziałam uśmiechając się smutno.
- Nie przejmuj się. – patrzył mi głęboko w oczy. W jego odbijał się spokój i pewnego rodzaju dojrzałość. Żadne z nas nic nie mówiło, siedziałam mu kolanach i oddychałam ciężko, próbując uspokoić łkanie.          
            Nie pamiętam momentu, w którym zasnęłam. Chyba było to między smutnym spojrzeniem numer 109398537, a smutnym spojrzeniem numer 209398537. Obudziłam się w pokoju Harrego, przykryta kołdrą. Za oknem zachodziło słońce muskając moją twarz ciepłymi promieniami. Piekły mnie oczy, ale nie chciało mi się płakać. Czułam taką pustkę w sobie, zero emocji czy uczuć. Leżałam przez dłuższy czas patrząc jak słońce znika za horyzontem, a kiedy całkowicie się schowało, postanowiłam wstać i coś ze sobą zrobić. Zarzuciłam na siebie pierwszą lepszą bluzę i wyszłam na korytarz.
            Na piętrze nikogo nie było, z pokoi nie dobiegały mnie żadne dźwięki ani nie było widać świateł. Kiedy weszłam do kuchni, zauważyłam ich wszystkich siedzących przy stole i cicho rozmawiających. Kiedy mnie zobaczyli uśmiechnęli się niewinnie. A co innego mogli zrobić? Pewnie nie do końca wiedzieli jak się zachować. Nalałam sobie szklankę wody i usiadłam na wolnym krześle. Popatrzyłam po ich twarzach. Każdy z był smutny: Niall siedział z pięścią w buzi, Liam wpatrywał się w jeden punkt, Zayn obgryzał paznokcie, Louis trzymał Marlenę za rękę i pociągał nosem, Harry patrzył na mnie cierpiącym wręcz wzrokiem, a Marlena cichutko płakała. Nikt nie wiedział co powiedzieć.
- Nie chcę żebyście byli smutni. – odezwałam się w końcu ochrypłym od płaczu głosem. – Chcę widzieć te uśmiechnięte twarze, które tak kocham.
            Znowu cisza. Pociągnęłam nosem i spojrzałam na Harrego, który stale mi się przyglądał. Wzięłam jego twarz w dłonie i spojrzałam głęboko w oczy.
- Proszę, uśmiechnij się. – poprosiłam opierając się o jego czoło.
- Jak mam się śmiać w takiej chwili? – spytał w końcu ze smutkiem w oczach.
- Dla mnie.
            Popatrzył mi głęboko w oczy i z trudem na jego twarzy zagościł uśmiech, choć na bardzo krótko, bo od razu ustąpił miejsca zmartwieniu i Harry mnie przytulił.
- Wiesz dokładnie co jej jest? – spytał nieśmiało Niall.
- Nie. – pokręciłam głową. – Mama mówiła tylko, że są z Anią w szpitalu i zadzwoni po mnie jak wrócą. Z tego co pamiętam to chyba coś z serduszkiem.
            I znowu ta niezręczna cisza. Przysięgam, że słyszałam bzyczenie muchy tak jak na filmach. Siedzieliśmy wpatrując się we własne dłonie zatopieni w myślach. Nie wiem nad czym zastanawiała się reszta. Ja wyobrażałam sobie życie bez Ani. Co to będzie za życie?! Poczułam jak jedna łza spływa mi po policzku. O i druga. Przywoływałam nasze wspólne wakacje, chwile spędzone na rysowaniu wymarzonego domu. Pamiętam jak gotowałam jej obiadki kiedy mama późno wracała, albo odbierałam z przedszkola. A potem przypomniało mi się co mama kiedyś powiedziała, że jestem dla Ani autorytetem. O i trzecia łza.
            W końcu nie wytrzymałam. Zerwałam się z kolan Harrego i wybiegłam na taras. Słyszałam, że ktoś za mną wstaje, ale na zewnątrz byłam sama. Usiadłam pod ścianą i płakałam. Otoczyłam nogi rękoma i kiwałam się jak dziecko z chorobą sierocą. I płakałam. Płakałam. Nie wieżyłam, że moja mała siostryczka niedługo umrze. Nie wieżyłam. W pewnym momencie przyszedł do mnie Niall i najzwyczajniej w świecie przytulił. Nic nie mówił, poprostu usiadł obok i mnie przytulał. Potem przyszła reszta, Harry, Louis, Liam i Zayn z Marleną. Nikt się nie odzywał tylko sluchali mojego płaczu, który powoli się uspokajał.
- Nie powiem, że będzie dobrze, bo wiem, że tak nie będzie. - powiedział w pewnym momencie Liam. - Ale musisz się trzymać, pokazać Ani, żeby się nie martwiła. Musisz być silna dla niej.
- Jaka mowa, stary. - dorzucił Louis, ale dostał kukcańca w bok i się zamknął.
            Wzięłam głębok oddech i popatrzyłam na każdego z osobna. Wszyscy mięli smutek wyrysowany natwarzch. Obdarzyłam ich słabym usmiechem i powiedziałam:
- Dziękuję. Harry, mógłbyś mnie odprowadzić?
- Jasne, wezmę twoje rzeczy i możemy iść. - powiedział i poszedł do domu.
             Wszyscy wstaliśmy z zimnej posadzki tarasu i udaliśmy się za Harrym do środka. Kiedy zszedł z góry z moją torbą, wyściskałam wszystkich i obiecałam, że jak będę coś wiedziała to dam im znać. Kiedy wychodziliśmy, widziałam, że Marlena ociera łzy i przytula się do Nialla. Zimne powietrze uderzyło mnie w twarz wysuszając ostatnie łzy. Szliśmy z Harrym za rękę nie odzywając się oboje zatopienie we własnych myślach. Kiedy doszliśmy pod moje drzwi, przytulił mnie jak najmocniej. Staliśmy chwilę w objęciach, a  potem usłyszałam najsudowniejszą rzecz na świecie.
- Nie ważne jak się sprawy potoczą. Nie wolno ci się załamać. Pamiętaj, że zawsze będę przy tobie i nie ważne co się stanie, będę tu zawszę. Proszę, pamiętaj o tym. I uśmiechaj się. Tak jak dawniej. Przyżeknij mi to, Katie. - powiedział patrząc mi w oczy.
- Obiecuję.
               Na dowidzenia pocałował mnie delikatnie i weszłam do domu, którego w ogóle nie poznawałam. Był jakiś inny, odmienny. Kiedy weszłam do salonu mama popatrzyła na mnie z wyrzutem.
- Musimy porozmawiać. - powiedziała chłodno.
               Ale ja nie chciałam o niczym rozmawiać. Uciekłam na górę i zatrzasnęłam się w moim pokoju. Nie chciałam wiedzieć co będzie dalej.

                                 
Kochane, wybaczcie, że znowu duży odstęp czasu mi się zrobił, mam nadzieję, że się nie gniewacie :)) Rozdział nieco smutny, ale hmm, podoba mi się. Przyznam się, że kilka razy zmieniałam jego wersję dlatego trochę mi to czasu zajeło, a nawet się popłakałam (ale nie powiem kiedy). Od razu mówię, że następny rozdział bedzie pewnie za jekieś półtora tygodnia do dwóch bo wyjeżdżam na tydzień do Londynu i raczej nie będę miała możli wości pisnia :( Jak chcecie, wstawię tu później zdęcia, bo może (!!!) zobaczę chłopców? Kto wie :P Miłego czytania

niedziela, 22 kwietnia 2012

21. Impreza part II


- Eh ty… - dał mi buziaka w czoło. – Chodź, dam ci coś swojego.
            Złapał mnie za rękę i zaprowadził do swojego pokoju, po czym posadził na łóżku i kazał czekać jak małemu dziecku.
- Trzymaj! – rzucił mi spodenki i bluzkę z jakimś logo. – Będziesz wyglądała sexi.
- No pewnie. Odwróć się i nie podglądaj.
- Tak jasne, nie podglądaj. – powiedział z sarkazmem, ale stanął tyłem do mnie. Hmm, ten tyłeczek…
            Skupiłam się na swoim zadaniu i szybko zdjęłam bluzkę, potem spodnie, ale kiedy chciałam ubrać się w moją prowizoryczną piżamę poczułam ręce Harrego na mojej talii.
- Przepraszam, nie mogłem się oprzeć. – wyszeptał mi do ucha przytulając mocno do siebie.
- Daj mi się przynajmniej ubrać, jestem w samej bieliźnie. – odparłam lekko zażenowana próbując założyć na siebie bluzkę.
- Mhmm, i bardzo dobrze. – mówił zmysłowym tonem Harry całując mnie w zagłębienie pod szyją. – Powinnaś częściej tak chodzić, wyglądasz zabójczo. Męczy mnie tylko jedno…
- Mianowicie…? – spytałam ledwo kontaktując z rzeczywistością. Harry trzymał mnie w ramionach jedną rękę wplatając mi we włosy, a drugą mocował się z zapięciem mojego stanika. Kolana miałam jak z waty, ale powiedziałam sobie, że jeszcze nie teraz.
- Dlaczego nie włożyłaś tego push-up’u?
            I pyk! Zapięcie od stanika zostało rozpracowane.
- Harry! Zwariowałeś?! Czekają na nas!
- Hm, rzeczywiście. – powiedział zawiedziony. Nie śpieszyło mu się chyba tak bardzo skoro miał jeszcze czas żeby pocałować mnie namiętnie.
            Kiedy wypuścił mnie z ramion, poszedł do kuchni po piwo, a ja mogłam się w spokoju przebrać. Poszukałam w jego szafie jeszcze jakiegoś dużego swetra i gotowa udałam się na górę do reszty. Marlena zdążyła się już przebrać i razem z chłopakami wybierała film. Kiedy weszłam Niall przyjrzał mi się znacząco, a Zayn zagwizdał.
- Myślisz, że Harry będzie się w stanie skupić na filmie? – rzucił żarcikiem Louis puszczając mi oko.
- Jego problem! – odgryzłam się siadając obok Marleny. – Co oglądamy?
- Oni chcą Kac Vegas, a ja Most do Therabithi. – odparła.
- Most do Therabithi! – krzyknęłam klaszcząc jak małe dziecko.
- No to postanowione! – zarządził Liam i włączył film.
            Po chwili dołączył do nas Harry z wielce zacnymi trunkami, wszyscy zasiedliśmy pod kocami i zaczęliśmy seans. Ja siedziałam na kanapie z Harrym, Niall z Liamem, Zayn na fotelu, a Lou zaopiekował się Marleną.
- Ciepło ci? – spytał Harry kiedy się w niego wtuliłam.
- Tak, ale lubię się przytulać. – dałam mu całusa i skupiłam się na filmie.   
            Co chwila słychać było siorbanie Zayna, chrupanie Niallera popcornem i komentarze Louisa do filmu. „Teraz będzie to, o, a potem on z nią pójdzie…” opowiadał nam systematycznie, aż w końcu Marlena dała mu popcorn i kazała się zamknąć. Uwielbiam Most do Therabithi od czasu jak pierwszy raz oglądaliśmy go w szkole i nikt nam nie powiedział, że będziemy potrzebować dużo chusteczek. Oglądałam ten film po raz setny, ale i tak się popłakałam. Z resztą nie tylko ja! Doskonale widziałam, że Niall i Liam ocierają łzy żeby tylko nikt tego nie zauważył, a Harry pociągał nosem, ale dalej uparcie twierdził, że on nie płakał.
            Po filmie postanowiliśmy się trochę rozkręcić, więc każdy wziął do ręki puszkę i urządziliśmy sobie zawody kto pierwszy opróżni browca do końca. Ja odpadłam pierwsza, zostawiając prawię połowę, ale oni dalej żłopali. Przegrywali kolejno Niall, Liam, Harry, Marlena, aż w końcu zostali tylko Lou z Zaynem. Ja z blondynem i Marleną dopingowałyśmy Zayna, a Hazza z Liamem Louisa.
- Jedziesz stary! – krzyczał Niall.
- Dawaj, dasz radę! – dopingował Liam.
- O kurna, nie mogę. – poddał się w końcu Louis tym samym czyniąc z Zayna zwycięzcę.
            Ustaliliśmy, że skoro wygrał, może wybrać kolejny film albo grę na ten wieczór. Padło na pokera rozbieranego! Ja z Marleną jak najszybciej poszłyśmy po czapki, skarpetki, rękawiczki, ale chłopacy uznali, że to nie fair i nie mogłyśmy się odpowiednio przygotować.
- Hej, to nie fair! – oburzył się Niall, który jako pierwszy musiał oddać fanta.
- Jakie nie fair, przegrałeś to wyskakuj z gaci! – śmiał się Louis, który z resztą musiał coś z siebie zdjąć jako następny.
            Po pokoju latały skarpetki, bluzki, swetry i czapki, a każdy patrzył jak napalony na drugiego. Przyłapałam się nawet na tym, że rozmarzona gapiłam się kaloryfer Liama i mało brakowało, a wylądowałabym na nim twarzą. W końcowej fazie gry, kiedy wszyscy byliśmy już porządnie wstawieni Niall siedział w samych bokserkach (ze Spiderman’em w dodatku!), Louis chował się nagi za fotelem, Zayn został w spodniach, Liam jako jedyny w bluzce i spodenkach, Harry tak samo jak Niall, a ja z Marleną w samej bieliźnie.
- Hej, a co powiecie na… Ten, no, jak to było? – bełkotał Harry.
- Butlekę? – starał się mu jakoś pomóc Zayn, ale obaj byli w podobnym stanie.
- Butelkę chyba. – poprawiła go Marlena. Ja nie wiem jak ona to robiła, ale była chyba najmniej pijana z nas wszystkich.
- No, no! Niall, dawaj tu jakąś puszkę. – zarządził Louis i wszyscy usiedli w pięknym jajcu, bo kołem to tego nie można było nazwać.
            Nie wiem kto (na pewno ktoś bardzo mądry!) wpadł na pomysł, że ciekawiej będzie, jak będą tylko wyzwania i nie ma traktowania ulgowego. Dla nikogo! Pierwszy kręcił Harry i wypadło na Liama.
- Dawaj, obmacaj Niallera. – powiedział z trudem Harry po czym opadł na moje kolana.
            Liam posłusznie wykonał polecenie i teraz on kręcił.
- Ta dam! Louis, przeliż się z Harrym!
- Uuuu! – zaczęliśmy krzyczeć kiedy chłopcy się całowali, ale w sumie to chyba każdy z nas tak skończył. Wszyscy tak kręcili, żeby nit nie czuł się „odrzucony” i spróbował z każdym. Liam za każdym razem jechał po całości, nie ważne czy to była Marlena czy Harry, za każdym razem lądowałeś na podłodze z rękami chłopaka pod bluzą. Niestety, ostatnią rzeczą jaką zapamiętałam z tamtego wieczoru był namiętny pocałunek z Zaynem, a potem film mi się urwał.

                                                                                                                                                                   

            Pierwsze co poczułam po przebudzeniu do cholerny ból głowy i palącą potrzebę picia. Po kilku próbach, w końcu udało mi się usiąść i w miarę zlokalizować gdzie zasnęłam poprzedniej nocy, ale raczej słabo mi to szło. Jednego byłam pewna, nie był do ani pokój Harrego ani pokój, w którym oglądaliśmy film. Wokół mnie leżała czyjaś bluzka i kilka butelek piwa w towarzystwie fajek. Co tu się działo, zastanawiałam się, zmierzając korytarzem do łazienki. W momencie kiedy nacisnęłam klamkę z drugiej strony pojawił się Louis i porządnie przyłożył mi drzwiami w głowę.
- Boże, żyjesz?! – przestraszył się chłopak i ukucnął obok mnie.
- Chyba nie.
- Ja myślę. Mało kto by przeżył tyle co wy z Niallem wczoraj.
- CO?! – poderwałam się natychmiast i spojrzałam przerażona na Louisa. – Czy ja o czymś nie wiem?
- Harry nie będzie zadowolony. – pokręcił głową i zostawił mnie samą pod drzwiami łazienki.
            O czym on do cholery gadał?! Co tam łazienka, jak szalona zbiegłam do kuchni gdzie zastałam już Liama walącego głową w szafkę i Louisa, który nastawił kawę.
- Bardzo boli? – spytała z troską Liama robiąc sobie aspirynę i szukając czegoś na ból głowy.
- Jak cholera. – wysapał chłopak i nadal uderzał w szafkę.
- Nasz Liamek nie za dobrze znosi kaca, prawda kochanie? – podszedł do niego Louis i przytulił, ale nie doczekał się odpowiedzi, bo chłopak wywinął się spod jego ramion i pognał do łazienki.
- Biedaczek. – powiedziałam siadając do stołu. – A ty co, mocna głowa?
- Ja zawsze mało piję, na wypadek gdyby trzeba było odprowadzić niewinne niewiasty do domu. – zażartował Lou i usiadł obok mnie.
- Opowiesz mi co się wczoraj działo? – poprosiłam robiąc słodkie oczka.
- Phi, serio nie pamiętasz? Dobra, ale cicho – nachylił się do mojego ucha – będziemy wszystkich straszyć, że robili niewiadomo jakie rzeczy.
- O ty! Podoba mi się ten plan!
- A było tak. – zaczął swoją opowieść Louis. – Po pięknej rundce butelki, w której każdy całował się z każdym, dodawać pikantne szczegóły?
- Oszczędź mnie.
- Dobra, no to potem Harry wpadł na pomysł, że urządzimy sobie konkurs, na kto najlepiej będzie udawał seks za kanapą. Hu, hu, kochana co tam się działo! Ty i Niall wymiataliście! Jak tylko wypadła na ciebie, olewałaś Harrego, brałaś biednego blondyna za rękę i szliście za kanapę! Kurde, ale była z was beka. Potem Zayn poczęstował nas wszystkich fajkami, ale ty i Marlena nie chciałyście palić, więc wyszłyście z pokoju i dalej nie wiem co się działo.
- Tylko bez podtekstów mi tu proszę! – Dałam mu kuksańca w bok i poszłam po swoje rzeczy, żeby jakoś doprowadzić się do porządku.
            Na schodach spotkałam Zayna, od którego tak jechało alkoholem i petami, że mi się słabo zrobiło. Na paluszkach weszłam do pokoju Harrego po swoją torbę. Chłopak spał w najlepsze przytulając się do poduszki. Podeszłam do niego, przykryłam jak małe dziecko i dałam buziaka w czółko, po czym poszłam do łazienki.
            Ile czasu zajmuje wam kąpiel? To pomnóżcie to razy trzy i wyjdzie wam czas, jaki spędziłam na „upiększaniu się”. Kilka razy Niall próbował się do mnie dostać, ale za czwartym razem spróbował gdzie indziej. Założyłam na siebie luźne dresy oraz T-shirt i zeszłam na dół gdzie siedzieli już wszyscy.
- Dobre popołudnie. – przywitała mnie Marlena, która jadła płatki w kuchni.
- Popołudnie?! – krzyknęłam i podbiegłam do mikrofalówki, która ewidentnie wskazywała na godzinę 14. – Dobry Boże…
- Tak, wiem kochanie, byłem świetny. – powiedział Harry obejmując mnie od tyłu.
- Jacy wy jesteście słodcy. – komplementowała nas Marlena i dopiero teraz zauważył piękną śliwę pod jej lewym okiem.
- Co ci się stało?! – podeszłam do niej żeby lepiej przyjrzeć się siniakowi.
- Jak to co, oberwałam od ciebie wczoraj bo powiedziałam, że wolę… - urwała i spojrzała na mnie znacząco.
- Uderzyłam cię?! – niedowierzałam własnym uszom. – Ale czemu?!
- Byłaś pijana, każdemu się zdarza. – powiedziała wymijająco i uciekła wzrokiem na podłogę.
- No chyba nie. Harry, trzymaj mnie, bo jeszcze komuś krzywdę zrobię. – podbiegłam do niego i wskoczyłam na ręce.
- Mogę cię trzymać choćby do końca świata. – poszedł ze mną na kanapę i delikatnie posadził na kolanach, cały czas mnie przytulając.
- Widzę, że już pogodzeni. – zaczął urzeczywistniać swój plan Louis.
- Harry, co ty przeskrobałeś?
- Ja ni, słowo honoru! – podniósł ręce w geście obronnym.
- Oj ja już wiem, że ciągnie cię do Zayna, a wczoraj w nocy to już nie wspomnę… - kontynuował Louis.
- Co wczoraj w nocy?! – zaczął się denerwować Hazza. – Kurna, Zayn, chodź na chwilę!
- Uspokój się wariacie. – objęłam go i pocałowałam, żeby wiedział, że żartujemy. – Nic się nie stało.
            Po chwili przyszła i reszta i wszyscy zasiedliśmy przed telewizorem z kubkiem kawy w ręku. Oprócz mnie, nie lubię kawy sypanej, a inną chłopcy niestety nie dysponowali.
- Mali, chodź ze mną na górę. – poprosiłam ją i wstałam z kolan Harrego. – Chyba masz moje kolczyki.
- Nie brałam…
- Po prostu chodź. – przerwałam jej i zaciągnęłam do pokoju Harrego.
- O co chodzi? – spytała siadając na łóżku.
            Chodziłam chwilę po pokoju i zastanawiałam się jak zgrabnie zadać to pytanie. Kurde, po pijaku było to pewnie łatwiejsze.
- Dlaczego cię spoliczkowałam? – wypaliłam w końcu. – Mam na myśli, co się takiego stało?
- Wolę Zayna.


                                                
Kurde, nie udało mi się napisać do piątku :( Tzn. napisać napisałam, ale w weekend miałam szlaban na komputer i nie mogłam dodać. Mam nadzieję, że nadal się będzie podobać i przepraszam, że takie krótkie, ale planuję małe zamieszanie i muszę zebrać siły ;) Powodzenia wszystkim trzecio-klasistom na testach życzę              

wtorek, 17 kwietnia 2012

20. Imperza part I

Obudziłam się z przekonaniem, że to będzie cudowny dzień. Wszystko było zaplanowane, jedzenie kupione, filmy wybrane, a ubrania przygotowane. Tak, to z pewnością będzie zajebisty wieczór. Leżałam uśmiechając się do sufitu i wyobrażając sobie przebieg naszego spotkania. Po jakiś pięciu minutach zerwałam się z entuzjazmem z łóżka z zamiarem dotarcia do szafy, ale niestety daleko nie doszłam. Zakręciło mi się w głowie, a przed oczami zrobiło się nagle ciemno i wylądowałam na podłodze.
- Kate! Kochanie, słyszysz mnie?!
                Powoli, mrużąc oczy, podniosłam głowę i zamglonym wzrokiem popatrzyłam na zebraną wokół mnie rodzinkę. Miałam sucho w ustach, a w głowie tak mi się kręciło, że zdawało mi się, że zaraz zwymiotuję prosto na mamę. Opadłam z powrotem w ramiona taty i z całych sił starałam się powstrzymać wirujący świat.
- Wszystko dobzie? – usłyszałam zmartwiony głosik Ani. Chciałam odpowiedzieć, ale bałam się, że znowu odpłynę, albo co gorsza nie wydobędzie się ze mnie żaden głos.
- Tak maluchu, Katie tylko kręci się w główce. – mama idealnie odczytała mój stan.
- Ale nie jest chola, prawda? – dopytywała się dalej siostra.
- Oczywiście, że nie.
            Ponowiłam próbę podniesienia głowy, ale tym razem zabrałam się do tego rozsądniej. Powoli, ostrożnie otwierałam jedno, potem drugie okno, następnie delikatnie, wspierając się na ramieniu taty, podniosłam głowę cały czas wpatrując się w jeden punkt. Kolano Rafała. Niestety skubaniec cholernie mi to utrudnił, kiedy postanowił wstać i odmaszerować w bliżej nieznanym kierunku.
- Jak się czujesz? – spytał tata kiedy moja głowa była w pozycji w miarę pionowej.
- Dziwnie. – odparłam. – Tak jakby pusta w środku. Co się stało?
- Zemdlałaś skarbie. – wyjaśniła mama podając mi szklankę wody. – Chcesz się położyć? Lekarz już jedzie.
- Co?! – przeraziłam się na samo wspomnienie tego okropnego starszego pana z wąsami, który był znajomym taty. – Przecież wiecie, że nie go nie znoszę!
- Spokojnie kochanie. Połóż się, nie przemęczaj się. – próbował załagodzić sytuację tata.
- Przecież nic mi nie jest. – upierałam się dalej, próbując wstać, ale bezskutecznie.
- Nie, tylko straciłaś przytomność na jakieś pół godziny. – dorzucił swoje pięć groszy Rafał, który wrócił z puszką Coli.
- Serio? Aż tak długo leżałam pod szafą jak trup?!
- Dlatego się martwimy. – powiedziała zatroskana mama. – Karol – zwróciła się do taty. – zanieś ją na kanapę, a ja w tym czasie zrobię śniadanie.
            Po chwili leżałam bezwładnie w jego ramionach, a świat znowu zaczął wirować z zawrotną prędkością. W sekundę potem cały mój wczorajszy obiad wylądował na taty skarpetkach .
- Przepraszam. – wyszeptałam zawstydzona, że doprowadziłam się do takiego stanu i zatkałam sobie buzię pięścią. Tata położył mnie delikatnie na kanapie, a Ania przykryła kocem. Czułam się fatalnie; kręciło mi się w głowie, było mi niedobrze i jeszcze byłam głodna.
- Ale jesteś zielona. – określiła mnie Ania i pobiegła do kuchni, żeby za chwilę wrócić z Rafałem, którego ciągnęła za rękaw. – Pats na nią. Wygląda jak grzyb.
- Grzyb? – zdziwił się brat.
- No tak. Taki zielony muchomol. – zaśmiała się mała.
- Tylko białych kropek jej brakuje, co nie?
- Nio! – nabijali się ze mnie w najlepsze i nikt ich nie karał! Co to za sprawiedliwość na tym świecie?! Zamknęłam oczy aby powstrzymać kolejną falę nudności, ale niestety znowu mi się to nie udało i zwymiotowałam na dywan.
- Fuuuj! – zaczęła krzyczeć Ania i od razu pobiegła do mamy.
- Masz, wypij to. – podała mi szklankę z jakimś żółtym płynem kiedy razem z siostrą wróciły do salonu.
- Co to?
- Pij.
            Po dokładnym zapoznaniem się z zapachem roztworu wzięłam głęboki wdech i zaczęłam pić nie skupiając się na ohydnym smaku. Zatrzymałam się w połowie szklanki  i z obrzydzeniem oddałam ją mamie.
- Fuj, nie chcę więcej. – marudziłam jak pięciolatek.
- Jeszcze trochę. To krople żołądkowe.
            Zmusiłam się do ostatnich kilku łyków i  czekałam, aż lekarstwo zacznie działać. Po jakiś piętnastu minutach przyjechał lekarz i wyjmując swoją starą teczkę zaczął mnie wypytać o to, co ostatnio jadłam, czy dużo piłam, czy byłam na  świeżym powietrzu, ile czasu spędziłam przed komputerem. Odpowiadałam krótkimi zdaniami i modliłam się, żeby ten facet sobie już poszedł. Zrobił to dopiero po pół godzinie stwierdziwszy, że mam grypę żołądkową i po przepisaniu tony środków na wymioty.
- Zakaz wychodzenia z domu do poniedziałku. – oznajmił na pożegnanie.
- Ale jak to?! Nie możliwe! Ja mam dzisiaj bardzo ważne spotkanie, muszę tam być! – wykłócałam się z lekarzem, ale ten wcale nie był chętny do rozmowy. Założył kurtkę i powiedział tylko:
- Jak do południa nie będziesz wymiotować, możesz iść. Inaczej wykluczone.
            Opadłam z powrotem na kanapę i modliłam się, żeby było wszystko w porządku. Mamy z Anią już nie było, a Rafał z tatą właśnie zbierali się do wyjścia. Mój brat przeze mnie nie poszedł na pierwszą lekcję, a tata spóźni się do pracy.
- Odpoczywaj i dużo śpij, a jakby coś się działo, to dzwoń od razu, dobrze? – podszedł do mnie i ucałował w czoło.
- Dobrze tato. – uśmiechnęłam się do niego blado i pożegnałam Rafał skinieniem dłoni.
            Po chwili zostałam sama i otuliła mnie przyjemna cisza pustego domu. Leżałam jakiś czas wpatrując się we wczesno wiosenny poranek za oknem i zastanawiałam się, czy ten dzień na pewno będzie taki wspaniały jak go sobie wyobrażałam. Wzięłam telefon i wykonałam kilka telefonów; do Janet, powiedzieć, że jestem chora, do Marleny, uprzedzić, że nie będę z nimi pić i na koniec do Harrego powiedzieć o tym co zaszło.
- A teraz jak się czujesz? – spytał zmartwiony.
- Lepiej. – powiedziałam ziewając. – Jak macie ochotę to możecie wpaść. Nudzi mi się trochę.
- Bardzo chętnie, ale widzisz, mamy dzisiaj sesję zdjęciową i raczej przed trzecią nie skończymy. Będziemy cię wspierać na odległość.
- Ale wieczorem się widzimy? – upewniłam się czy nie zapomnieli.
- Naturalnie! Już się nie mogę doczekać, aż cię zobaczę. – powiedziała zmysłowo, a ja zapragnęłam go mieć tuż przy sobie i przytulić.
- To do zobaczenia.
- Już nie długo kochanie.
            I znowu cisza. Dziwne wrażenie, jakby ktoś cię obserwował. Odwróciłam się na drugi bok i zapadłam w długi sen. Śniło mi się, że idę bardzo długim korytarzem z żółtymi ścianami i obrazami drzew w ogromnych brązowych ramach. Każde z tych drzew odwracało głowy kiedy przechodziłam i wyciągało swoje długie korzenie w moją stronę. Przyśpieszyłam kiedy usłyszałam w oddali wołający mnie głos Zayna. Stał na końcu tego korytarza i rozmawiał z jednym z obrazów, a kiedy do niego podeszłam, złapał mnie w pasie i przytulił. Powiedział, że te drzewa są tutaj, żeby uświadomić mi jak bardzo mnie kocha. Ale chwila, Zayn? Zayn mnie kocha? Chciałam się trochę odsunąć, ale chłopak trzymał mnie mocno w ramionach i nie zamierzał puścić. Popatrzyłam mu w oczy, a on bez zastanowienia pochylił się i pocałował mnie.
            Wokół mnie znowu panowała cisza. Znowu leżałam na kanapie przykryta kocem. Znowu byłam sama, bez Zayna i jego wyznania. Spojrzałam na zegarek, dochodziła 12.
- Pora na „małe conieco” – powiedziałam do siebie i udałam się do kuchni.
Penetrowałam lodówkę, aż natrafiłam na jakąś zupkę w słoiku dla Ani, która idealnie nadawała się na dzisiejszą okazję. Przyznaję, nie pachniała za ciekawie, ale uznałam, że jeżeli chce dzisiaj iść do chłopaków, to muszę o siebie zadbać. Zasiadłam przed telewizorem z jedzeniem na kolanach i zaczęłam oglądać Króla Lwa. Po pół godzinie kolejna porcja kropli żołądkowych, lekarstwa i mogłam wrócić do seansu.
Kocham ten film, naprawdę. Od maleńkości płaczę przy momencie kiedy Mufasa umiera i Simba musi uciekać. Tak było i tym razem. Siedziałam otulona kocem i ryczałam jak bóbr co chwila pociągając nosem. Kiedy film się skończył dochodziła druga i zadzwoniłam do taty, żeby powiedzieć, że wszystko jest już w porządku i mogę wieczorem iść do chłopaków.
- Ale na pewno? Nie oszukujesz mnie? – dopytywał się namolnie.
- Tak tato, wszystko dobrze. Nie wymiotowałam od poranku, wszystko gra. – uspokajałam go.
- Skoro tak mówisz… My dzisiaj będziemy później, więc pewnie wyjdziesz przed nami. Tylko uważaj tam na siebie. – wyczułam nutkę zawahania w jego głosie. – I nie pij tylko, bardzo cię proszę.
- W porządku. – odparłam z pewnym żalem, ale postanowiłam dotrzymać słowa.
            Po rozmowie z tatą, położyłam się spać i obudziłam się dopiero o piątej. Wzięłam kolejną porcję leków i poszłam do łazienki żeby odświeżyć się przed imprezą. Zakręciłam włosy i w dresach spędziłam kolejną godzinę. Tak jak się umawiałyśmy, Marlena była po 18 i razem zaczęłyśmy się ubierać i przygotowywać. Przyniosła ze sobą nie tylko kupę ubrań, ale także babeczki upieczone przez jej mamę, które zniknęły (nie wiadomo gdzie!) w zastraszającym tempie!
            Marlena wybrała beżowy kostium, który razem kupiłyśmy, do tego brązowe koturny i długi naszyjnik, a włosy upięła w wysokiego koka. Najdłużej zajęło nam malowanie. Jaki kolor cieni? Czy robić kreskę? Jak długie rzęsy? W końcu stanęło na brzoskwiniowych cieniach i brązowej kredce.
- Założę się, że oni będą w dresach i brudnych skarpetkach. – zaśmiała się kiedy ja zakładałam moją kreację.
- Zatłukłabym ich chyba gdyby tak zrobili! – powiedziałam wychodząc z łazienki. – I jak?
- No nieźle młoda. – pochwaliła mój strój Marlena.
            Miałam na sobie granatowe rurki, białą luźną bluzkę, jasno brązowy kardigan i beżowy pasek. Problem polegał tylko na butach. W końcu zawędziłam mamie z szafy wysokie skurzane oficerki. Do tego Marlena zrobiła mi delikatny makijaż i po siódmej byłyśmy gotowe. Zadzwoniłam do Harrego spytać się czy są już w domu, ale powiedział, że dopiero dojeżdżają i żebyśmy dały im jeszcze kilka minut na ogarnięcie.
            Jak poprosili, tak zrobiłyśmy. Zabrałyśmy wszystkie potrzebne rzeczy i udałyśmy się do domu Marleny po jej kosmetyczkę i inne pierdoły. Rozsadzała nas energia, skakałyśmy w salonie i śmiałyśmy się z niczego. Strasznie się cieszyłam, że wreszcie poznam z chłopakami Marlenę. Ona i Niall będą ślicznie wyglądali. W pewnej chwili poczułam wibracje w kieszeni, po czym usłyszałam głos Louisa w słuchawce:
- GOTOWE!
            Uśmiechnęłam do Marleny i obie ruszyłyśmy w stronę posiadłości One Direction. Obie miałyśmy banany na twarzach i rumieńce na policzkach. Ja prawię skakałam z radości i nie mogłam się doczekać, aż wprowadzę mój plan swatki w życie. Kiedy przechodziłyśmy przez furtkę Marlena złapała mnie za rękaw kurtki i zatrzymała się.
- Dawaj, będzie super! – zachęciłam ją i zaczęłam pchać w stronę drzwi.
- Ale ja, ja się wstydzę.
- Oj przestań, nie ma czego! Na pewno cię polubią. Dzwonisz, czy ja mam to zrobić?
            Nie zdążyła odpowiedzieć, bo nagle drzwi się gwałtownie otworzyły i stanął w nich Louis z uśmiechem na twarzy.
- Siema wielkoludzie! – przywitałam się z chłopakiem i wbiegłam do środka ciągnąc za sobą Marlenę. – Gdzie wszyscy? – spytałam Louisa kiedy zobaczyłam, że w salonie nikogo nie ma.
- Tajemnica. – wyszczerzył się do mnie. – Przygotowaliśmy dla was małą grę. Ale gdzie moje maniery, jestem Louis. – zwrócił się do mojej koleżanki.
- Marlena. Miło mi. – uśmiechnęła się do niego, a on niespodziewanie ją przytulił.
- On tak zawsze. – wyjaśniłam Marlenie zza jego pleców. – To jaka to gra?
- A właśnie. Poczekajcie tu chwilkę. – powiedział po czym pognał na górę.
            Zostałyśmy z Marleną same, a ja aż kipiałam od środka, żeby spytać się o jej reakcje.
- Wariat. – podsumowała go jednym słowem.
- I tu się z tobą zgodzę, ale poczekaj aż poznasz resztę.
            Po chwili wrócił Louis niosąc ze sobą dwie czarne chustki. Kazał nam zostawić rzeczy na podłodze, a sam zasłonił nam oczy. Powiedział żebym to poczekała, potem, z tego co się zorientowałam, zabrał gdzieś Marlenę. Stała spokojnie w salonie i czekałam aż coś się wydarzy. Jako, że nie należę do osób cierpliwych, po około minucie próbowałam znaleźć fotel, bo zaczęły mnie boleć nogi, ale jakoś nie szło mi to najlepiej. W pewnym momencie straciłam kontakt z ziemią i ktoś podniósł mnie do góry.
            Od razu wróciły mdłości i zawroty głowy z poranku. Złapałam się tego kogoś Korczowo i próbowałam nie myśleć o niczym. W końcu nie wytrzymałam i z trudem odezwałam się do mojego porywacza.
- Nie wiem którym z nich jesteś, ale mógłbyś mnie postawić, bo zaraz zwymiotuję?
            Nie usłyszałam odpowiedzi, ale po chwili stałam na własnych nogach  i byłam prowadzona od tyłu. Starałam się wywąchać kto taki był ze mną, ale znałam jedynie perfumy Harrego, a te zdecydowanie nimi nie pachniały.
- Dobra, stój. – usłyszałam za sobą sztucznie wysoki głos.
- Zayn! Ha mam cię! – odwróciłam się i zaczęłam macać jego twarz i poszukiwaniu potwierdzenia.
- Przestań, bo wszystko zepsujesz. – powiedziała już normalnie chłopak. – Gotowi? Trzy-czte-ry!
            Moim oczom ukazał się przytulny pokój na poddaszu gdzie stały dwie kanapy, plazma i mnóstwo poduszek. Dookoła chłopcy poustawiali świecie i rozłożyli koce, a Niall stał z miską popcornu w rękach. Wszyscy byli ubrani w piżamki i patrzyli na nas, na mnie i Marlenę, jak małe dzieci.
- Rany, ale tu fajnie! – krzyknęłam i rzuciłam się w poduszki. – Super to zrobiliście!
- Mój pomysł! – zgłosił się Niall odstawiając popcorn.
- A wy czemu nie w piżamkach? – spytał się Harry podchodząc do mnie i dając całusa.
-  Hej, hej. Coś chyba nie taka kolejność. – usiadłam wyprostowana i popatrzyłam na nich spode łba. – To jest Marlena. – powiedziałam w końcu, bo ile można czekać, żeby sami na to wpadli.
- Zayn. – podszedł do niej brunet i uścisnął jej rękę.
- Niall! – uśmiechnął się chłopak i od razu przeszedł do przytulania.
- Liam… Harry… - przedstawiła się reszta.
- Ale fajnie was poznać! – cieszyła się Marlen patrząc na nich z błyszczącymi oczami.
            Odcięłam się na chwilę od całej sytuacji, żeby ocenić zachowanie Nialla w stosunku do niej. Patrzyła na nią z ukosa i nieśmiało się uśmiechał. A ona? Ona wpatrywała się w Zayna, który rozmawiał z Liamem. Chwila, moment! W Zayna?! A nie w Nialla…
- Kate! – usłyszałam głos Harrego obok siebie.
- Hm? – popatrzyłam na niego nieobecnym spojrzeniem.
- Dlaczego nie w piżamce?
- Zaraz będziemy, prawda Marlena? – zwróciłam się do przyjaciółki. – Wybaczcie na moment, idziemy się przebrać.
            Wzięłam Marlenę na rękę i wyszłyśmy na korytarz. Nasze rzeczy zostały na dole, więc miałam chwilę żeby wypytać ją o chłopaków, ale ona jak na złość nie chciała niczego powiedzieć! Próbowałam różnych sposobów, ale ona i tak milczała jak zaklęta. Kiedy wróciłyśmy na górę z rzeczami uświadomiłam sobie jedną rzecz.
- Harry. – zwróciłam się do niego. – Zapomniałam piżamki…


                                
Obiecałam i proszę bardzo! ta dam! Jest nowy rodział pisany przez bite dwa dni, mam nadzieję, że się spodoba. Chciałabym przy okazji podziękować za tyle wejść, jesteście niesamowite! <33 Do piątku mam nadzieje uda mi się napisać dalszy ciąg! ♥♥♥

niedziela, 15 kwietnia 2012

19. Wielki dzień już tuż, tuż!

Czwartek zapowiadał się pomyślnie. Od razu po szkole miałyśmy udać się z Marleną na zakupy przed jutrzejszym spotkaniem z chłopakami, na które obie strasznie się cieszyłyśmy. Oprócz tego, Harry obiecał, że dzisiaj wieczorem do mnie wpadnie bo rodzice wychodzą na chwilę do sklepu. Ła, już nie mogę się doczekać! Mama miała dzisiaj wole, więc podwiozła mnie do szkoły i delikatnie próbowała nawiązać do tego czy się z kimś spotykam, ale kiepsko jej szło.
- Miałam kiedyś takiego fajnego chłopaka. – zaczęła. – Nazywał się Karol. Byliśmy ze sobą miesiąc. Wy to teraz inaczej nazywacie, jakoś chodzenie, tak?
- Tak mamo, ale to dziecinne.
- Acha, rozumiem. A ty, no wiesz, masz kogoś? Nie żeby coś, tak tylko pytam. – plątała się zawstydzona.
- Kolegę. – uśmiechnęłam się wymijająco po czym pożegnałyśmy się i ja poszłam do szkoły.
            Przy szafkach czekała już na mnie Janet i razem udałyśmy się pod salę. Nie powiem, rozglądałam się czy gdzieś dookoła nie ma przypadkiem Erica, ale jakoś go wywiało. Po drugiej przerwie złapałam Rafała, który właśnie ślinił się na widok jakiejś koleżanki w mini, i powiedziałam, że nie będzie mnie dzisiaj po szkole, bo idę z Marleną. Braciszek strasznie się ucieszył i od razu pognał do kumpli pewnie zapraszając ich na popołudnie.
            Na następnych dwóch lekcjach nauczyciele zaserwowali nam stosunkowo trudne kartkówki. Fizyka i chemia – masakra! Ja jednaj siedziałam z Joshem, który jest po prostu geniuszem z przedmiotów ścisłych, więc może jako tako napisałam, ale chemia to już porażka na całej linii. Na dokładkę dostałam uwagę za używania telefonu na lekcji, bo ustalałyśmy z Marleną szczegóły wyjścia. Założę się, że ona nie dała się złapać! Po dość nieudanych czterech lekcjach, kiedy szłyśmy z Lizy na lunch, podszedł do nas Eric.
- Może dzisiaj uda nam się razem zjeść? – zagadał biorąc jedynie jabłko na obiad.
- Bardzo chętnie. – uśmiechnęłam się. – Lizy, zjesz z nami?
- Janet na mnie czeka. – powiedziała i uciekła w stronę przyjaciółki.
            Wybraliśmy stolik na środku i zaczęliśmy pałaszować. Ja byłam już myślami przy chłopakach i obmyślałam jak zeswatać Nialla z Marleną.
- Czemu mi wczoraj uciekłaś? – wyrwał mnie z zamyślenia Eric przegryzając jabłko.
- Przepraszam, musiałam wcześniej wrócić do domu. – wyjaśniłam.
- Musiałem jeść sam. – udał urażonego. – A Eric Hilton nigdy nie je sam.
- Jasne… - odparłam.
- Co dzisiaj robisz?
- Spotykam się z koleżanką.
- A jutro? – drążył dalej temat.
- Przepraszam, ale do poniedziałku jestem zajęta. – wymigałam się. Przyznam się, że zaskoczył mnie tym pytaniem.
- Jesteś dziwna. – wypalił po pewnym czasie kiedy odnosiliśmy tace.
- W jakim sensie?
- Pozytywnym oczywiście! Wystawiasz mnie do wiatru, nie chcesz się umówić. – pokręcił głową. – Pierwszy raz dziewczyna mnie tak traktuje. – dodał z niedowierzaniem.
- Przeważnie nie mogą się oprzeć, co?
- A żebyś wiedziała! – uśmiechnął się. – Do zobaczenia! – krzyknął po czym zniknął w tłumie.
            Na kolejnych lekcjach w ogóle nie mogłam się skupić. Myśli zaprzątały mi plany związane z przyszłą parą, jak zareaguje Marlena, co zrobi Niall? Byłam tak podekscytowana, że z trudem wysiedziałam te dwie godziny. Nawet Josh, z którym siedziałam na większości lekcji, zaciekawił się o czym tak rozmyślam. Powiedziałam, że jutro jest bardzo ważny dzień i strasznie się na niego cieszę, ale nie zdradziłam co się dzieje. Kiedy zadzwonił dzwonek, jak strzała wybiegłam z klasy i jak najszybciej pognałam do szafek, a potem na przystanek. Marlena już tam czekała i zatrzymywała autobus, który dojeżdżał idealnie do centrum.
- Cześć. – wysapałam kiedy wskoczyłam w ostatniej chwili, bo drzwi już się zamykały. – Jak nastrój?
- Super! – odpowiedziała z uśmiechem na całą twarz. – Mało mnie nie przyłapał z telefonem, kiedy do ciebie pisałam!
- Szczęściara. Ja dostałam uwagę. – pokręciłam głową. – To twoja wina!
- No jasne! – żartowałyśmy sobie dalej, aż w końcu dotarłyśmy pod samo centrum handlowe.
- To do dzieła! – zarządziłam kiedy otworzyły się przed nami szklane drzwi. – Ja muszę sobie kupić sukienkę, szpilki, jakąś bluzę i skarpetki. A ty?
- Katie, ale ja nie mam zielonego pojęcia w co się jutro ubrać! – lamentowała Marlena przeglądając tysiące ubrań. – Spódniczka? Balerinki? Kapelusz?
- A może to? – pokazałam jej beżowy kostium z brązowym paskiem i kwiecistymi krótkimi rękawkami.
- Daj, przymierzę. – wzięła ode mnie ubranie i zniknęła za zasłoną przebieralni.
            Ja w tym czasie wypatrzyłam śliczną granatową zwiewną bluzkę z nadrukiem. Porwałam ją jak najszybciej i wróciłam do Marleny, która już się przebrała.
- I jak? – spytała obracając się dookoła. – Może być?
- Jest cudownie! – zachwyciłam się, bo dziewczyna naprawdę dobrze w tym kostiumie wyglądała. Leżał idealnie, podkreślając jej talię i rude włosy. Niall będzie zachwycony, pomyślałam uśmiechając się do koleżanki.  – Co sądzisz o tym? – pokazałam jej bluzkę.
- Całkiem fajna, a co do tego?
- Beżowe spodenki i balerinki. – uśmiechnęłam się.
            Obie zadowolone z zakupów chodziłyśmy jeszcze trochę po sklepach i rozmawiałyśmy. Przeważnie opowiadałam jej o chłopakach, bo Marlena była strasznie ciekawa jacy są. Obie byłyśmy tak nakręcone, że zupełnie zapomniałam, że za godzinkę byłam umówiona z Harrym, a przy takich korkach jakie były o tej porze, było praktycznie niemożliwe żebym zdążyła. Chciałam zadzwonić i powiedzieć, że się spóźnię, ale Marlena postanowiła dokonać niemożliwego i uparła się, że się pośpieszymy. Pośpieszymy, tak! Gnałyśmy jak oszalałe przez cały Londyn żeby tylko zdążyć na autobus, potem, kiedy okazało się, że utknęłyśmy w kosmicznym korku, przesiadłyśmy się w metro, dwie stacje, znowu autobus, a z autobusu biegiem do domu.
- Widzisz… Mówiłam… Że…Damy… Radę… - wysapała Marlena kiedy stałyśmy ciężko oddychając przed moją furtką.
- No jasne… - powiedziałam cholernie zmęczona. – Zadzwonię wieczorem i ustalimy co i jak jutro.
- Dobra, to na razie. – pożegnałyśmy się każda poszła do siebie.
            Spojrzałam na zegarek i z przerażeniem uznałam, że mam pięć minut do przyjścia Harrego. Puściłam się biegiem na górę i zaczęła ogarniać mój pokój. Ubrania do szafy, brudy do łazienki, kosmetyki do szafek. Musiałam się jeszcze przebrać, bo przez to bieganie byłam mokra jak mysz. Szybko włożyłam na siebie spodnie od dresu i luźną bluzkę i poszłam otworzyć Hazzie drzwi.
- Witaj kochanie. – powitał mnie całusem wpychając do pokoju.
- No siema. Co tak późno? – zaczęłam sobie żartować. – Minuta spóźnienia! Gdzie ty się włóczysz?! Obiadu nie będzie mój drogi.
- Wybacz mi skarbie, zarobiony jestem. – powiedział po czym próbował mnie przytulić, ale mu uciekłam. Huehue J
- No już siadaj, bo ziemniaki stygną. – zarządziłam stawiając na stole pusty talerz.
- To ma być obiad?! – oburzył się. – Ja haruję jak wół, a ty nawet porządnego obiadu nie potrafisz zrobić! Louis lepiej o mnie dbał.
- Tak?! To wracaj do niego! – zabrałam mu talerz z trudem powstrzymując się o śmiechu.
Harry wstał od stołu i przytulił mnie od tyłu.
- Nie, bo to ciebie kocham. – wyszeptał mi w szyje. – A teraz…? Do pokoju Katie!!!
- Nie Harry! Wracaj tu natychmiast! – pobiegłam za nim i w samą porę stanęłam w drzwiach zasłaniając klamkę.
- Śmieszna jesteś. – powiedział po czym wziął mnie na ręce przerzucając ja worek na plecy i wtargnął do pokoju. Próbowałam jakoś zaprotestować, ale jestem za mała żeby móc cokolwiek wskórać. Harry posadził mnie na łóżku, a sam zaczął zwiedzanie. Przejrzał się w lustrze, włączył komputer, pozaglądał do szafek, po czym usłyszałam cichy chichot i zobaczyłam Harrego z głupim uśmiechem trzymającego mój stanik.
- Push-up? – zapytał przymierzając go przed lustrem i śmiejąc się.
- Tak, oddaj go! – krzyknęłam cała czerwona ze wstydu.
- Załóż…! – prosił przykładając mi do biustu. – Dla mnie…
- Chyba śnisz! – wyrwałam mu go z rąk i schowałam do szuflady. – Masz nie grzebać w moich rzeczach.
- Ale jesteś! – udał obrażonego. – Nie wiedziałem, że nosisz coś takiego.
- Bo nie noszę. Dostałam od cioci na 15.
- Ta, jasne. Ktoś przede mną go widział? – spytał układając się na moim łóżku i zachęcając żebym się obok niego położyła.
- Nie i ty też nie powinieneś. – powiedziałam zażenowana.
- Oj przestań. Nie takie rzeczy jeszcze u ciebie zobaczę. – dodał z błyskiem w oku.
- Ty coś sugerujesz? – zaśmiałam się i wtuliłam w jego ramiona.
- Nie, skądże. – odparł z sarkazmem, a potem objął mnie i pocałował w czoło.
            Leżeliśmy wtuleni w siebie, upajając się tą chwilą i rozmawialiśmy o naszej przyszłości. Harry powiedział,  że jego największym marzeniem jest wygranie Brit Awards i własna trasa po USA, a kiedy spytał się jakie jest moje nie za bardzo wiedziałam co powiedzieć. To on był moim największym marzeniem, które właśnie nie się spełniało.
- A co po Stanach? – spytałam nawiązując do ich teoretycznej trasy.
- Może nowa płyta? Mam nawet pomysł na jedną piosenkę. – uśmiechnął się zabójczo.
- Serio?! – ucieszyłam się. – O czym będzie?
- Ty już powinnaś wiedzieć. – odparł i zaczął mnie całować. Długo, namiętnie, do utraty tchu. Przytulił mnie jeszcze mocniej tak, że leżałam teraz na nim i zaczął jeździć dłońmi po mich plecach.
- Harry. – próbowałam go zatrzymać, bo coś mi się wydawało, że usłyszałam otwieranie drzwi.
- Ciii… - zamknął mi usta kolejnym pocałunkiem.
- Harry… Rodzice!
- Kurna. – wysapał i szybko zerwał się na nogi. – Mówiłaś im, że przychodzę?
- Nie, zapomniałam. – powiedziałam  wkładając bluzkę w spodnie bo on musiał ją wyjąć.
            Po chwili usłyszałam na dole moje imię i tata zaczął wchodzić po schodach. Rzuciłam krótkie „SZAFA!” i wepchnęłam Harrego pośród moje ubrania.
- O hej tato. – przywitałam go wstając od komputera. – Wcześniej wróciłeś?
- Jak widzisz. – ucałował mnie w czoło i miałam nadzieję, że nie czuć w pokoju perfum Harrego. – Głodna?  
- Zawsze. – przytaknęłam i otworzyłam okno. – Słuchaj, mógłbyś zobaczyć czy jest jeszcze mydło w łazience? Jak rano wychodziłam, było go mało, to mogłabym pójść i coś jeszcze kupić.
- Mydło? – zawahał się tata. – Jasne. To kup przy okazji jakiś chleb, bo się kończy.
- Nie ma sprawy. – odetchnęłam z ulgą.
            Tata wyszedł z pokoju i udał się w stronę łazienki, a ja w tym czasie wyciągnęłam Harrego z szafy. Zastałam go z jakąś krótką sukienką w reku i szalikiem na szyi, bo twierdził, że było tam strasznie zimno. Poczekaliśmy chwilę w pokoju żeby tata poszedł do sypialni się przebrać i biegiem ruszyliśmy do drzwi.
- Tato, to ja idę! – krzyknęłam i wybiegliśmy z domu pękając ze śmiechu.
- Było blisko. – powiedział Hazza kiedy szliśmy razem do sklepu. – Już myślałem, że będzie chciał pożyczyć jakieś twoje ubranie i mnie tam zastanie w szaliku.
- Co mój tata miałby ode mnie pożyczać? – zaśmiałam się i weszliśmy do sklepu.
            Rozdzieliliśmy się, Harry poszedł po piwo na jutro oraz popcorn, a ja kupiłam chleb tak jak kazał tata. Kiedy spotkaliśmy się przy kasie w jego koszyku leżały ze trzy zgrzewki browca i jedna wódka. Zapowiadało się ciekawie. Kiedy wychodziliśmy ze sklepu do Harrego podbiegało kilka fanek prosząc o autografy. Stanęłam z boku i przypatrywałam się jak ochoczo pozuje do zdjęć i podpisuje się na rękach dziewczyn. Fani stanowili nieodłączną część ich życia, nie mogłam być niezadowolona, że poświęca im czas. Kiedy tak czekałam na Harrego jedna z fanek podeszła do mnie i spytała czy ja jestem tą dziewczyną, o której piszą w gazetach, że spotykam się z jej idolem.
- Jesteśmy przyjaciółmi. – powiedziałam i uśmiechnęłam się.
- A mogłabyś podpisać mi gazetkę? – spytała robiąc słodkie oczka.
- Pewnie. Gdzie się podpisać?
- Tu. – pokazała palcem na zdjęcie, na którym było ewidentnie widać mnie i Harrego całujących się pod moim domem. Przełknęłam głośno ślinę i wzięłam od niej marker. – Przyjaciele się tak nie zachowują. – dodała kiedy podpisałam się na gazetce i odeszła z resztą dziewczyn.
- Idziemy? – spytał Hazza biorąc mnie za rękę i prowadząc w naszą stronę.
- Jasne. – odpowiedziałam zamyślona patrząc za odchodzącymi fankami. Zastanawiałam się co myśleć o tym co powiedziała mi jedna z nich. „Oficjalnie” nie byliśmy z Harrym razem, tylko najbliżsi o tym wiedzieli, ale pisemka cały czas określali nas jako „przyjaciół”. Kim naprawdę dla niego byłam? Przyjaciółką? Nie, to nie prawda. Nie mówiłby mi takich rzeczy, gdybym nie znaczyła dla niego czegoś więcej, prawda?
- Hej, co jest? – spytał kiedy zauważył, że jestem zamyślona.
- A nie, nic. – odpowiedziałam wymijająco i uśmiechnęłam się.
- Na pewno? Wyglądasz na zmartwioną.
- No co ty. Myślałam jak jutro będzie, wiesz, z Niallem i Marleną.
- Nie możesz wszystkiego za nich zrobić. – powiedział Harry i dał mi buziaka na pożegnanie. – No zobaczenia.
            Weszłam do domu gdzie czekał na mnie już tata czekając na mydło. On też zauważył, że coś było ze mną nie tak. Kurde, czy na prawdę z mojej twarzy można wszystko wyczytać?! Na dodatek zadał mi bardzo niewygodne pytanie.
- Kim jest ten chłopak, z którym wracałaś ze sklepu?
            Zatkało mnie. Totalnie nie wiedziałam co powiedzieć. Serio.
- Przyjaciel. – powtórzyłam to samo co tamtej dziewczynie.
- Yhmm, przyjacielem powiadasz. To może ja znam inną definicję tego słowa. – puścił mi oko. - Przyznaj się, chodzicie ze sobą, co nie?
- Tato, proszę! Tylko nie określenie „chodzicie ze sobą”. – zaprotestowałam. – Spotykamy się. – wydusiłam w końcu.
- No już, już, nie męczę się dalej. – uśmiechnął się zadowolony tata. – Zmykaj do siebie, zawołam cię na kolację.
            Zamknęłam się w pokoju z jednym zamiarem - założenia Twittera. Byłam strasznie ciekawa co ludzie piszą o One Direction i (muszę się przyznać) czy było tam coś o mnie. Po szybkiej rejestracji zaczęłam przeglądać profile Directionerek oraz strony internetowe o chłopakach. W pewnym momencie znalazłam zdjęcie z dzisiaj z podpisem: „Najlepszy dzień w życiu! Spotkałam Harrego z tą Katie! Wohoooo!” przewijałam stronę niżej i czytałam komentarze na mój temat. Pojawiło się kilka komentarzy, ale żaden nie przykuł mojej uwagi. Oglądałam inne profile i inne posty, aż natrafiłam na jakieś forum dyskusyjne o chłopakach. Z bijącym sercem czytałam co dziewczyny pisały.
- Danielle wygląda jak jakaś małpa! – pisała jedna.
- Sama tak jesteś! Jesteś po prostu zazdrosna o Liama. – dogryzała jej druga.
- Zazdroszczę Eleanor. – żaliła się inna.
            Czytałam forum dalej, kiedy natrafiłam na wątek o mnie samej. Zaczęło się niewinnie, kto to w ogóle jest, skąd znam chłopaków, ale potem nie było już tak różowo. Dziewczyny wyzywały mnie od szmat, dziwek i innych tego typu; groziły, że mam się nie zbliżać więcej do Harrego; twierdziły, że jestem jakąś dziunią z Polski, która zadaje się z nimi nie wiadomo po co, a najlepiej żebym wróciła do tej nory, z której przyjechałam.
            Z przerażeniem czytałam tego rodzaju komentarze i wprost nie wierzyłam, że tacy ludzie żyją na świecie. Przecież one o mnie nic nie wiedziały! NIC, a piszą takie rzeczy. Nie byłam przyzwyczajona do takich komentarzy pod moim adresem. Czytając resztę, pogrążałam się jeszcze bardziej, zupełnie traciłam chęć do czegokolwiek, najchętniej schowałbym się pod ziemię i spod niej nie wychodziła.
- Katie, obiad! – zawołał tata z dołu wytrącając mnie z „zaczytania”.
- Tak, już. – odpowiedziałam pod nosem i przygnębiona zeszłam na dół.
            Reszta jeszcze nie wróciła, więc obiad zjedliśmy w towarzystwie meczu. Sytuacja bardzo komfortowa: tata nie zadawał krępujących pytań, a ja nie myślałam o tym co przeczytałam.
- Mogę juro nie iść do szkoły? – spytałam kiedy razem sprzątaliśmy.
- A to czemu niby?
- No bo wiesz, mamy sprawdzian z polskiego, a ja jeszcze nie do końca nadgoniłam z materiałem, a nie chce dostać pały. Rozumiesz?
- Pogadam z mamą. Hej, dobrze się czujesz, marnie wyglądasz? – zaniepokoił się tata i przyłożył mi dłoń do czoła.
- No jasne, wszystko gra. Jestem tylko zmęczona, to tyle. – uspokoiłam go. – Chyba położę się wcześniej spać.
- Śpij dobrze. – odpowiedział i z powrotem zasiadł do oglądania meczu.
- Dobranoc.
            Poszłam się szybko wykąpać, zakręciłam włosy i zaczęłam przygotowywać się na jutrzejszy dzień. Nie byłam w nastroju do tańców ani śpiewów, więc wybieranie ubrań zajęło mi mało czasu. Po 21 byłam kulturalnie w piżamce i w łóżeczku. Chwilę jeszcze poczytałam lekturę na francuski, ale po kilku minutach zmorzył mnie sen. Dobranoc.


                                  
Teraz kilka słów ode mnie. Hmm, po pierwsze, strasznie, ale to na prawdę bardzo was przepraszam, że dodaję żadko. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Po części to brak czasu, bo części brak weny, ale wiem, nie powinnam tak robić i jest mi z tego powodu głupio :( Na prawdę. Obiecuję zebrać się w garść i pisać częściej. OBIECUJĘ I PRZEPRASZAM <3