środa, 29 lutego 2012

11. Harry


***HARRY***
Ciemna uliczka. Opustoszały park. Samotne ławki. Jedynie drzewa miały towarzystwo, ale  nie odważyły się odezwać. Milczały jak zaklęte nie wydobywając z siebie nawet jednego szelestu. Usiadłem pod jednym z nich i rozmyślałem. Zabawne, wszystko w parku zdawało się być opuszczonym i samotnym. Nawet ja, a przecież się tak nie czułem. Czułem się wspaniale. Siedziałem jak nienormalny i uśmiechałem się do siebie, co rzadko mi się zdarza. Zazwyczaj pognałbym prosto do Louisa opowiedzieć mu o wszystkim co się dzisiaj stało! Ale nie tym razem. Teraz chciałem być sam.
Odtwarzałem w pamięci nasz pocałunek. Był taki spontaniczny, młodzieńczy i idealny. Tak, idealny pocałunek z idealną dziewczyną. Trudno mi było się do tego przyznać, no bo jak, Harry Styles, bożyszcze nastolatek, może się zakochać?! Rozumiem Liam, taki romantyczny typ, ale ja? A jednak to była prawda. Zakochałem się.
Wszystko nagle stało się weselsze. Zawiał wiatr, poruszając gałęziami drzew i wydobywając z nich cichy szept. Przede mną przefrunęła zagubiona ulotka, po czym wniosła się w powietrze i trafiła prosto do śmietnika. Zacząłem się śmiać. Poważnie! Siedziałem pod drzewem i ryczałem ze śmiechu. Uroczy widok, zapewniam. Otarłem oczy z łez i rozejrzałem się dookoła rozmarzonym wzrokiem. Czy tak ławka się uśmiecha? Kurde, chłopie, co ty do cholery brałeś?!, skarciłem się w myślach. Z ociąganiem wstałem spod drzewa i zataczając się pobiegłem w stronę domu.
Zastanawiałem się, co powiedzą chłopaki kiedy im powiem, że się zakochałem w Katie. Stanowczo za dużo dzisiaj myślę. Nacisnąłem stanowczo na klamkę i paradowałem do środka.
- Kochanie, jesteś! – wydarł się Louis i wpadł mi w ramiona. – Gdzie się podziewałeś tyle czasu? Tęskniłem, wiesz…
- Strasznie cię przepraszam misiaczku, byłem u Katie. – wyznałem skruszony dając mu buziaka w policzek. Louis natychmiast wypuścił mnie z objęć i pognał do Nialla wskakując mu na kolana.
- Słyszałeś?! On woli ją ode mnie! Niall, dlaczego nikt mnie nie kocha?! – słyszałem mojego przyjaciela  z salonu.
- Ja cię kocham głupku. – śmiał się blondyn. – Harry, on jest teraz mój!
- Nie ma sprawy. – odpowiedziałem wchodząc do pokoju. – Ja mam nową miłość.
- Łaaaa! – rozbeczał się Louis wtulając się w rękaw Niall’a. – Kto to? Liam?
- Co ja? – wtrącił się nasz przyjaciel rozsiadając się na fotelu. – Zayn, gdzie ten browar?!
          Po chwili on też był w salonie w puszką piwa w ręku. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać i wygłupiać! Nie mam pojęcia jakim cudem spodnie Nialla znalazły się na podłodze, tak jakoś wyszło! Kiedy skończyła nam się energia i nikt nie miał siły na dalsze wygłupy, opadliśmy na kanapy i zaczęła się nasz mała męska ruletka. Każdy próbował przebić drugiego w tym co kiedyś zrobił. Zaczął Zayn.
- Jak byłem w liceum to do równoległej klasy chodziła taka Angela. Dobra dupa, mówię wam. Założyłem się z kumplami, że ją przelecę na najbliższej imprezie. Ale była beka! Mówię wam, nie wiem jakim cudem, ale Angela się o tym dowiedziała i poszła do łóżka do moim kumplem! I przegrałem 100 dolarów!
- Sto?! – powtórzyłem z niedowierzaniem. Potem mówił Louis.
- Upiliśmy się kiedyś z kumplami, ale nie na imprezie, tylko u któregoś w domu. Chyba u Jake’a. Nie, to był Oliver.
- Przynudzasz stary. – zgasił go Liam popijając piwo.
- Dobra, dobra. – machnął na niego ręką i kontynuował. - Słuchajcie. Wróciłem do domu kompletnie pijany i oświadczyłem się mojemu ojcu!
- Co ty gadasz?! – zaczęliśmy się wszyscy zwijać ze śmiechu.
- Serio! Podobno ukląkłem przed nim i wypaliłem, że jest miłością mojego życia i chce go poślubić. Ale to jeszcze nie koniec! Kazał mi iść do pokoju, bo śmierdzę alkoholem. A na schodach się potknąłem i twarzą wylądowałem na biuście matki! Niezłe miała balony! – tutaj Louis nie dał rady się dalej powstrzymywać i wybuchnął niepohamowanym śmiechem.       Epicka historia, nie ma co! Kiedy jakoś się uspokoiliśmy, opowiadał Niall.
- Ciebie stary chyba nie przebiję, ale słuchajcie. Na którymś z obozów mieliśmy taką mega opiekunkę, nie wiem ile miała. Po trzydziestce?! Strasznie mi się spodobała i powiedziałem to kumplom. Mieli ze mnie niezłą bekę, ale powiedzieli, że mi pomogą. Nie pamiętam już jak, ale wylądowałem w jej pokoju, a chłopakami za ścianą, pod pretekstem, że chciałem wziąć tabletki na ból głowy. A ona do mnie, że nie chcę przypadkiem loda! – szczęki opadły nam do podłogi. – Czekajcie, czekajcie! Podeszła do mnie i zaczęła rozpinać rozporek!
-A ty co?! – spytał się podekscytowany Louis skacząc na kanapie.
- A co kurna myślisz! Nogi mi się zrobiły jak z waty kiedy… no wiecie! – speszył się blondyn.
- Nie!!! – wykrzyknęliśmy chórem! Wszyscy wytrzeszczyliśmy na niego oczy czekając na, jakże ciekaw, sprawozdanie!
- Zanim ona się porządnie rozkręciła, ja już byłem po wszystkim. Głupio mi było, bo nie minęły nawet dwie minuty, a ja już miałem wytrysk. Ale jak mi kurna dobrze było!
- Pierdolisz! – podsumował Liam, którego potem namówiliśmy na opowiadanie historii. Ten jednak nie chciał mówić. – Poważnie, nie mam takich przypałów! Nie, nie chce! – wykręcał się.
- Jak ten gbur nie chce, to jego strata, dawaj Harry! – zarządził Lou.
          No i co ja mam powiedzieć? W sumie miałem kilka objechanych historii, ale jedna powali ich na łopatki, pomyślałem.
- Pocałowałem Katie. – wypaliłem i czekałem na reakcję chłopaków. Na początku nic nie mówili, tylko zamarli z puszkami w dłoniach. Pierwszy odezwał się Niall.
- I jaka była?! Wsadziłeś jej język do gardła?!
- Nie, kretynie! – oburzyłem się. – Była bardzo delikatna, jakby nieśmiała.
- Zakochana para! Zakochana para! – krzyczał Louis latając z Zaynem po całym pokoju i udając samoloty. – A już myślałem, że na mnie leci!
- A ty co tak siedzisz? Nic nie powiesz? – spytałem Liama, który zamyślony wpatrywał się w ścianę. Popatrzył na mnie nieobecnym wzrokiem.
- A co tu mówić? Przelizałeś ją, super. – stwierdził i poszedł do kuchni.
- Co mu jest? – spytałem bezgłośnie blondyna, który wzruszył ramionami.
          Zauważyłem jak Zayn idzie za naszym przyjacielem, więc zostałem na swoim miejscu włączając telewizor. Przez chwilę oglądaliśmy z Niallem i Louisem program muzyczny, ale kiedy chłopaki wrócili z kuchni, wyłączyłem.
- Stary, co jest? – walnąłem prosto z mostu.
- Nic. – wzruszył ramionami i zaczął sprzątać nasze porozwalane puszki.
- Ślepi nie jesteśmy. – dorzucił Niall podchodząc do niego.
- Przecież mówię, że nic mi nie jest. Nie macie własnego życia? Musicie się wtrącać w cudze?! – powiedział z wyrzutem i odepchnął blondyna, aż ten upadł na kanapę. Tego już było za dużo.
- Jesteśmy przyjaciółmi, ale jeżeli nie chcesz, nie będziemy skakać wokół ciebie jak przy dziecku. Radź se sam. – wstałem i wkurzony poszedłem do siebie. Słyszałem jeszcze jak Niall narzeka, że boli go głowa, a Louis gadał o czymś z ciemnowłosym.
          Trzasnąłem drzwiami i znowu ogarnęło mnie to samo uczucie co w parku. Położyłem się na łóżku i włączyłem na maksa radio. O dziwo nie One Direction. Włożyłem płytę Coldplay, którą osobiście uwielbiam i rozkoszowałem się piosenką Vica La Vida. Przed oczami znowu stanęła mi Katie, ale w innej postaci niż ją ostatnio widziałem. Była załamana, płakała. Starałem się ją jakoś pocieszyć, ale ona cały czas nie mogła się uspokoić. Chciała mi powiedzieć, co się stało, ale w tym momencie uświadomiłem sobie, że zasnąłem. Płyta już dawno umilkła, a na dole nie było słychać żadnych rozmów.
          Przestraszyłem się tego snu, wyglądał bardzo realistycznie. Po wzięciu szybkiego prysznica, zakopałem się pod kołdrą, a czekając na Louisa, zasnąłem.

Loisss <3


                                                    
Dzisiaj troszkę krócej, ale za to z innej perspektywy :D Chciałam przeprosić, że rzadko ostatnio dodaję, ale to dlatego, że mam mało czasu a i wena nie zawsze jest. :/ Dziękuję za 10 SUPER REAKCJI, strasznie się cieszę, no i piszcie, czy ten się podoba :D

sobota, 25 lutego 2012

10. Spełnienie marzeń

Samochód nadal stał, co oznaczało, że nie pojechali do restauracji. Szybko wygrzebałam z torebki telefon i wybrałam numer do mamy.
            Nagle usłyszałam wibracje. Niemalże podskoczyłam ze strachu; kiedy uświadomiłam sobie, że mam zostawiła telefon w domu i to on dzwoni. Spróbowałam z tatą, ale niestety nikt nie odbierał. Zostawiłam wiadomość i rozłączyłam się. Tak samo postąpiłam dzwoniąc do Rafała. I co ja mam teraz zrobić, rozmyślałam siedząc na kanapie i obgryzając paznokcie, przecież nic nie mogło się im stać; na pewno zaraz wrócą. Muszą.
            Włączyłam telewizor, żeby w domu zrobiło się trochę głośniej i normalniej. Zastanawiałam się czy napisać do Marleny albo chłopaków, ale zrezygnowałam, myśląc, że jak rodzice wrócą, nie będą zadowoleni, że jest tyle osób w domu. Zniosłam z góry laptopa i zaczęła rozmawiać z dziewczynami, które pocieszały mnie jak mogły
Opowiedziałam im o dzisiejszym dniu i pokazałam bluzkę, którą kupiłam; bardzo się Adze spodobała. Pogadałyśmy chwilę, po czym znowu spróbowałam zadzwonić do rodziny, ale tym razem tata rozłączył się po pierwszym sygnale, a Rafał w ogóle wyłączył telefon.
            Ze łzami w oczach odłożyłam telefon obok siebie i schowałam głowę dłoniach.
- Hej, nie płacz. – pocieszała mnie Ola. – Na pewno wrócą. Pewnie poszli do kina i nie mogą odebrać. Za chwilę będą.
- To by napisali. – powiedziałam załamana.
- Popatrz na to tak – zaczęła Aga. – Rafałowi rozładował się telefon, więc nie może napisać. Poszli do kina, co było decyzją spontaniczną i zapomnieli napisać karteczki, że wychodzą. Jak za pierwszym razem dzwoniłaś, pewnie tata nie mógł odebrać, a teraz są na sali i dobrze się bawią. Na pewno jak wyjdą to zadzwonią, albo po prostu poszli do rodziców Marleny.
- Aga nie głupio nie gada, bardzo prawdopodobne, że poszli do tej tam. – wtrąciła Nati.
            To mogła być prawda, nie pisali by, gdyby szli tak blisko. Napisałam do Marleny, ale nie dostałam natychmiastowej odpowiedzi. Porozmawiałam jeszcze chwilkę i już spokojniejsza nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Zobaczyłam, że Harry jest dostępny i postanowiłam z nim pogadać. I tu pojawiał się dylemat, a raczej dwa: pierwszy, napisać czy zadzwonić, i drugi, był sam czy z chłopakami. Postanowiłam zadzwonić.
- Cześć! – usłyszałam dosłownie po sekundzie po drugiej stronie. – Właśnie chciałem zadzwonić!
- Widzisz, telepatia! – zaśmiałam się. – Co tam u was słychać?
- Płakałaś? – zapytał Harry podejrzliwie się mi przyglądając.
- Nie, no co ty. – odpowiedziałam zmieszana próbując zakryć twarz rozpuszczając włosy.
- Kłamiesz. – przyznał z kamienną twarzą. Wstał zamknąć drzwi i z powrotem usiadł przed kamerką. Starałam się nie patrzyć na jego, co tu dużo mówić, zgrabny tyłek, ale jakoś się nie udało. – Co się stało?
- Przecież mówię, że nic. Wcale nie płaczę. – mówiłam, ale chyba niezbyt przekonująco, bo Harry zrobił znudzoną minę i patrzył na mnie jak na idiotkę.
- To przez nową szkołę? Czy może coś innego? Pokłóciłaś się z chłopakiem? Przyjaciółką?
- Nieee. – przyznałam zrezygnowana. – Moja rodzina gdzieś wyszła nie zostawiając żadnej wiadomości. Dzwoniłam do wszystkich, ale nikt nie odbiera. Zostawili samochód, więc nie pojechali do miasta i nie wiem co się z nimi stało. – ostatnie słowa wypowiedziałam praktycznie bezdźwięcznie. Spojrzałam na Harrego, jego oczy wyrażały zmartwienie.
- Czekaj. Idę do ciebie. – powiedział po chwili i od razu się rozłączył nie dając mi czasu na zaprotestowanie.
Odłożyłam telefon i przeczytałam od Marleny wiadomość. Pisała, że podobno byli u jej rodziców na obiedzie, ale wyszli jakieś dwie godziny temu. Powiedziałam sobie, że poszli na spacer po parku i zaczęłam sprzątać w kuchni. Zaniosłam torby do pokoju i ogarnęłam szybko na wypadek, gdyby Harry przyszedł z chłopakami, którzy na pewno będą penetrować mój pokój. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Rodzice?!
Jak szalona wbiegałam do przedpokoju i szeroko otworzyłam drzwi.
- Nareszcie jesteście! – wykrzyknęłam nie patrząc do kogo się tak przytulam.
- Miło, że się tak cieszysz na mój widok. – powiedział Harry i mocno mnie przytulił.
- Myślałam, że to rodzice. – przyznałam zapraszając go do środka. – Ale cieszę się, że jesteś. – dodałam widząc jego urażoną minę.
- No, to co będziemy robić? – spytał z szelmowskim uśmieszkiem rozsiadając się na kanapie. – Masz jakieś gry? Filmy?
- Pewnie liczyłeś na PlayStation albo Kinect, ale mam pewnie same głupawe filmiki. – podeszłam do szafki pod telewizorem i zaczęłam przeglądać płyty.
- Bardzo dobrze. Musisz się zrelaksować i przestać denerwować. – powiedział Harry podchodząc do mnie i siadając naprzeciwko. – Będzie dobrze. – mówił trzymając mnie za ręce i próbując złapać spojrzenie. – Poszli do parku na długi spacer, jako rodzina, są szczęśliwi i niedługo wrócą. Nie ma się co martwić. Patrz na mnie jak do ciebie mówię. – dodał z upomnieniem w głosie.
            Z trudem popatrzyłam w te ufne oczy, wiedząc, że w moich odzwierciedlają się wszystkie emocje. Patrzył na mnie jakby delikatnie, spokojnie. W jego głębokich, zielonych oczach malowało się zrozumienie, współczucie i… Ojejku, straciłam wątek. Spuściłam wzrok na nasze dłonie. Bezwiednie bawiłam się jego kciukiem wyginając go na różne strony.
            Nagle Harry złapał mnie pod brodą i przysunął swoją twarz bardzo blisko mojej. Bardzo. Blisko. Spojrzałam w jego oczy i już wiedziałam.
- Jestem tu z tobą. – wyszeptał nie puszczając mojej twarzy. Odgarnął kosmyk włosów, który spadł mi na twarz, a potem…
            Najzwyczajniej w świecie się odsunął i uśmiechnął. Co on wyprawia?! Przecież?! Przecież było tak idealnie, tak cudownie! Siedziałam przez chwilę na podłodze nie wiedząc co ze sobą zrobić.
- Oglądamy coś? – zapytał Harry lekko się uśmiechając. On chciał teraz film oglądać?! W co on sobie ze mną pogrywał?!
- Jasne! – powiedziałam szybko, żeby nie zauważył mojego rozkojarzenia. – Co chcesz?
- Horror? – zasugerował.
- Chcesz żebym do jutra nie spała? – zaczęłam się śmiać idąc do kuchni po sok. – Dawaj jakąś komedię.
- Oj nie, proszę! – marudził jak małe dziecko. Przyszedł do mnie i usiadł na blacie machając nogami. – Wszystko, tylko nie komedia romantyczna. Błagam. Uszanuj moją męską godność.
- Ja już widziałam tą twoją męską godność! – odgryzłam się wpychając mu pod pachy szklanki. Podeszłam do szafki z filmami i wyciągnęłam z niej, uwaga, uwaga…
- Madagaskar! – krzyknął Harry i podbiegł zabrać mi pudełko. Kiedy on włączał film, ja się wygodnie rozsiadłam na kanapie. Chłopak zajął miejsce obok mnie i zaczęliśmy oglądać.
            Co chwila wybuchaliśmy śmiechem przy coraz śmieszniejszych momentach, Harry kilka razy opluł się sokiem, za co został porządnie skrzyczany, że robi plamy na obiciu kanapy. W połowie filmu zrobiliśmy sobie przerwę i odgrzaliśmy popcorn w mikrofalówce. Kto by pomyślał, że jest to takie trudne! Prażona kukurydza wybuchała z opakowania i strzelała w szybkę od mikrofalówki.
            Jak już udało nam się zapanować nad agresywnym popcornem, udaliśmy się z powrotem na kanapę i kontynuowaliśmy seans. Dochodziła dwudziesta kiedy skończył się film i znowu uświadomiłam sobie brak rodziców. Usiadłam wyprostowana i spojrzałam poważnie na Harrego.
- A jeżeli coś im się stało? – spytałam przejęta.
- Nawet tak nie myśl. – pogroził zamykając moje dłonie w swoich. – Pewnie się powtarzam, ale na pewno niedługo wrócą, a my w tym czasie obejrzymy jeszcze jeden film, co ty na to?
- Pewnie masz rację… To teraz ty wybieraj! – powiedziałam zasłaniając oczy. Wiedziałam co wybierze!
- Paranormal Activity 3! – wydarł się na całe gardło zrywając się z kanapy.
- Ale to ty gasisz światło, ja niegdzie nie wstaje!
- Dobra, dobra. – machnął ręką w ogóle mnie nie słuchając.
            Przykryliśmy się kocem i z walącymi sercami zaczęliśmy oglądać. Zastanawiam się, czy szaleńcze bicie mojego serca wynikało z faktu jak przerażający jest ten film, czy z faktu, że Harry siedział tak blisko. Mogłam odwrócić głowę i pocałować go. Dosłownie! Nie zrobiłam tego jednak, dlaczego?! Obserwowałam go jedynie kątem oka.
- Mam taki interesujący policzek? – spytał z błyskiem w oku odwracając twarz. Zawstydzona spociłam głowę i wybełkotałam coś w stylu „mmmhjdnjehfjhud”
- Proszę? Nie dosłyszałem. – żartował nadstawiając ucha.
- Myślałam, że nie widzisz. – wyznałam totalnie zażenowana.
- Kochana, ja widzę nawet jeżeli ty widzisz, że nie widzę! Jestem wszechwidzący! – zaczęliśmy się razem śmiać i przepychać.
Było naprawdę fajnie. Całe zawstydzenie zniknęło i niewiadomo kiedy znalazłam się pod Harrym. Spoważniał w jednej chwili i uważnie mi się przyglądał. Ja, jeszcze nie świadoma całej sytuacji, śmiałam się do niego od ucha do ucha. Przyszedł jednak taki moment, że nawet taki nieogar jak ja, zorientował się w jego zamiarach. Spoważniałam i próbowałam odczytać z jego twarzy o czym myśli. Nasze twarze dzieliły milimetry, także czułam jego oddech na swojej skórze. Pachnął truskawkami. Albo czekoladą. A może jednym i drugim?
- Chyba nie powinniśmy. – powiedział zmartwiony i odsunął się ode mnie. Znowu!
- Dlaczego?! – spytałam nie do końca kontaktując z rzeczywistością.
- No bo, ten, no, ty masz chłopaka. – popatrzyłam na niego zdziwiona. Co ja mówię?! Ja byłam w szoku! On wiedział coś czego ja nie?! Ciekawe. :D
- Kto ci takich głupot nagadał? -  zaczęłam się śmiać do rozpuku nie potrafiąc się opanować.
- Aga, Louis, Liam i Zayn. – przyznał lekko zmieszany. – Co cię tak kurna śmieszy?!
- Ja, ja! – próbowałam wydusić między napadami śmiechu. – Ja nie mam chłopaka idioto! Czekaj, czekaj. Aga powiedziałeś?!
-  No tak. Gadałem z nią dzisiaj i powiedziała, że jesteś zajęta i jest ci ciężko, że musiałaś go zostawić w Polsce.
- To dam ci jedną radę, nigdy więcej nie słuchaj tego, co ona ci mówi. – upomniałam go stanowczo, rozmyślając nad tym co powiem Adze. Jak ona mogła?
 – To, ej, czekaj, czekaj! To mógłbym cię już dawno pocałować? – wytrzeszczył oczy i złapał moją twarz w dłonie.
- Jesteśmy! – usłyszałam krzyk dobiegający spod drzwi. No nie! Teraz?! Z niechęcią odwróciłam twarz od Harrego i powlokłam się by otworzyć. Ciekawe, jeszcze niedawno dałabym wszystko, żeby tylko moja rodzinka wróciła, a teraz wcale jej tu nie chciałam. Chciałam tylko Harrego.
- Hej! – usłyszałam szept za plecami. – Uśmiech! – przypomniał mi Harry i zabrał się do sprzątania rozsypanego popcornu, który zostawiliśmy na kanapie.
            Stanęłam przed drzwiami i wciągając powietrze gwałtownie otworzyłam.
- Gdzie wy byliście?! Tak się o was martwiłam! Jak mogliście tak po prostu wyjść i nic nie mówić?! – krzyczałam od progu.
- Spokojnie, nie wszystko na raz. – uspokajał mnie tata i wszyscy weszli do środka.
Mama rozpakowywała różne siatki, Ania pobiegła do salonu razem z tatą, a Rafał zamknął drzwi. Złapałam go za kurtkę i przycisnęłam do ściany.
- Co wy kurna robiliście?! – spytałam wściekła.
- Nic takiego, tata ci powie. – powiedział wymijająco i zaczął zdejmować buty.
Przypomniałam sobie, że zostawiłam Harrego samego  w salonie i szybko poszłam w tamtą stronę.
- To jest Harry. – przedstawiłam go tacie widząc zmieszanie malujące się na jego twarzy. – Kolega, mieszka niedaleko.
- Bardzo mi miło. – powiedział uśmiechnięty chłopak i wyciągnął rękę na przywitanie.
- Mnie również. – odwzajemnił uścisk tata, chociaż widziałam, że nie do końca cieszy się z jego obecności tutaj.
- Oglądaliśmy film, kiedy was nie było. – szczególny nacisk położyłam na „kiedy was nie było” poczym złapałam Harrego za rękę i odprowadziłam do drzwi. Widziałam ciekawe spojrzenia mamy i Rafała, którzy nie wiedzieli jeszcze kim on jest.
- To na razie. – powiedziałam niezbyt zadowolona otwierając mu drzwi.
- Żegnaj. – pożegnał się poczym nachylił przybliżając swoją twarz do mojej. No na reszcie, pomyślałam. Chciał dać mi buziaka w policzek, ale odwróciłam głowę i jego usta dotknęły moich. Delikatnie, zmysłowo i niepewnie. Poczułam jak uginają się pode mną kolana. Moglibyśmy tak trwać wiecznie, tylko we dwoje i nikt więcej. Poczułam jak Harry przysuwnie mnie bliżej i otula rękoma w talii. Założyłam mu ręce na szyje i poddałam chwili. Muszę przyznać, że całować cudownie, tak, że zapieroło dech w piersiach. Otworzyłam oczy i napotkałam jego rozkojarzone spojrzenie. Uśmiechnął się do mnie promiennie i przytulił jeszcze mocniej jakby chciał mnie zgnieść.
- Delikatnie wielkoludzie. – powiedziałam śmiejąc się. – Życz mi jutro powodzenia! – krzyknęłam kiedy się pożegnaliśmy.
- Będzie dobrze! Napisz po lekcjach, to wpadniemy z chłopakami! – odwrócił się i pomachał, po czym udał się w kierunku domu.
            Stałam jeszcze chwile na zimnie odtwarzając w myślach każdą sekundę naszego spotkania. Harry był idealny. Czuły, wrażliwy, zabawny i czułam się przy nim, hmm, piękna? To chyba za mocne słowo. Wiem, że gdy był blisko, chciało mi się śmiać. Chyba nie muszę dodawać, że się w nim kompletnie i doszczętnie zadurzyłam. Po uszy. Co tam uszy?! Po czubek głowy. Uśmiechnęła się do siebie i weszłam do domu.




                                                     
Po obejrzeniu "I że Cię nie opuszczę" jestem w tak romantycznym nastroju, że głowa boli! Ze sto razy zmieniałam wersę tego rozdziału, ale mam nadzieję, że będzie się podobał :) Dziękuję za miłe komentarze, wiem, że jest dla kogo pisać! <333

środa, 22 lutego 2012

9. Gdzie oni są?


Dzisiejszy dzień planowałam spędzić na przygotowaniach do szkoły. Wielki Dzień miał nastąpić już jutro, a ja chciałam być do niego przygotowana w stu procentach. Jakichkolwiek wpadek nie brałam pod uwagę. Jutrzejszy dzień miał być idealny i nic mi tego nie popsuje.
          Rano znowu poszłam pobiegać, trochę ze względu na narastający poziom zdenerwowania, a trochę ze względu na możliwość spotkania z chłopakami.
- Hej! – usłyszałam gdy wbiegałam do parku. Znałam już ten głos.
- Cześć. – odpowiedziałam i odwróciłam się Marleny, która też była ubrana na sportowa. –Biegniesz ze mną?
- Bardzo bym chciała, ale właśnie wracam. – powiedziała z uśmiechem.
- Ranny ptaszek, co?
- Tak jakby. Hej, możesz się dzisiaj spotkać?- zagadnęła. W sumie miałam inne plany, ale na godzinkę czy dwie nic zaszkodzi wyjść z domu.
- Jasne, o trzynastej pasuje?
- No pewnie! Przyjdź po mnie! – krzyknęła biegnąc już w przeciwną stronę. Zapewne biegła do sklepu. Nie rozumiem dlaczego ludzie zawsze rano to robią, jakby nie mogli kupić wszystkiego wieczorem i później wstać. Nie ważne.
          Biegałam prawie pół godziny z czego nie byłam zadowolona. W Warszawie biegałam około godziny, a i tak byłam mniej zmęczona niż dzisiaj. Modliłam się żeby nikt mnie nie zobaczył w takim stanie, nawet mam kiedy wchodziłam do pokoju. Szybko wzięłam ubrania i poszłam się myć.
          Byłam dzisiaj w bardzo, że tak powiem, słodkim nastroju. Wszystko widziałam w różowych barwach i najchętniej przytulałabym się cały dzień. Lubię kiedy ubranie odzwierciedla mój humor, dlatego włożyłam na siebie jasne rurki, białą bluzkę z błękitnym napisem Cupcakes! oraz granatowy sweterek. Włosy spięłam różową kokardą w wysoki kucyk. Gdybym została w domu, albo było nieco cieplej, założyłabym jeszcze blado różowe balerinki, ale dzisiaj musiałam z nich zrezygnować.
          Mówiłam, że wszystko widziałam w kolorze miłości.  Wybiegłam z pokoju cała w skowronkach i zaczęłam budzić domowników. Najpierw zajrzałam do Ani. Spała tak słodko przytulona do misia, że przez chwilę myślałam, że nie będę jej budziła. Ale tylko przez chwilę! Podeszłam do okna i gwałtownie odsłoniłam firanki wpuszczając do pokoju promienie słońca.
- Wsta-ajemy! Wstajemy! – udawałam Króla Juliana. Ania nakryła głowę poduszką i udawała, że mnie nie słyszy. Wskoczyła na łóżko i zaczęłam jej krzyczeć do ucha. – Słyszysz mnie?! Mówię W-S-T-A-W-A-J-!
          Zostawiłam ją i poszłam do rodziców brata zostawiając sobie na koniec. Mama już wstawała, a tata szukał na podłodze okularów. Zostałam poproszona o pomoc przy śniadaniu i obudzenie Rafała. Boże, o niczym innym teraz nie marzyłam, tylko żeby oblać go porządną miską wody. W pokoju znalazłam pustą butelkę, którą po napełnieniu opróżniłam prosto nad głową brata.
- Co ty robisz świrze?! Mam teraz wszystko mokre! – wydzierał się wyskakując z łóżka i trzepiąc bluzkę od piżamy.
- Rodzice prosili, aby cię obudzić. – powiedziałam słodko uśmiechając się triumfalnie. – Tak też zrobiłam.
- Ja się zemszczę. – wysyczał przez zaciśnięte zęby. Z uśmiechem na pół twarzy zbiegałam na dół pomóc przy śniadaniu. Robiłyśmy z mamą gofry francuskie, ulubiony przysmak całej rodziny. Zjedliśmy je wszyscy ze smakiem i chwilę porozmawialiśmy o nowej szkole.
          Musieliśmy jutro być trochę wcześniej niż reszta uczniów, żeby odebrać plan lekcji i kluczyki do szafek. Na reszcie nie będę musiała trzymać ubrań w szatni, jak w starej szkole. Wreszcie będę miała szafkę, jak prawdziwa licealistka.
          Pozmywałam po śniadaniu i poszłam do pokoju sprawdzić jakie lektury będziemy omawiać. Nawet nie przeczytałam listy, tylko szybko ją wydrukowałam, wrzuciłam do workowatej torby w kwiatki i zaczęłam się zbierać do Marleny. Wygrzebałam z szafy moje ulubione koturny, jasno beżowe z futerkiem, oraz rękawiczki jednopalczaste. Gotowa do wyjścia zeszłam na dół i założyłam płaszcz.
- Dokąd to? – spytał się podejrzliwie tata.
- Do Marleny. – odpowiedziałam promiennie.
- Dobrze, wróć tylko rozsądnie. Jutro szkoła.
- Nie musisz przypominać. – powiedziałam sarkastycznie. – Wrócę przed czwartą. Na razie!
          Zamknęłam drzwi i poszłam w kierunku domu koleżanki. Poszłam, ha! Postawiłam trzy kroki i już byłam. Zadzwoniłam do domu, ponieważ Marlena, w przeciwieństwie do nas, miała dzwonek przy furtce.
- Cześć! Wchodź. – usłyszałam w głośniku. Otworzyła mi drzwi i zaprosiła do środka. Przedpokój  był urządzony nowocześnie. Białe szafki i wieszaki, czarne płytki i słabe światło.
- Właściwie, myślałam czy nie poszłybyśmy do centrum. – zaproponowałam.
- Nie ma sprawy! Może spotkamy Mika! – powiedziała i zaczęła zakładać zielony płaszcz. – Wychodzę! – krzyknęła w przestrzeń poczym zamknęła drzwi.
          Szłyśmy naszą uliczką i rozmawiałyśmy. Spytałam się czy zna chłopaków, na co odpowiedziała, że ich kojarzy, ale nigdy nie miała przyjemności poznać osobiście.
- Kim jest Mike? – spytałam przypominając sobie jej błyszczące oczy kiedy o nim wspomniała.
- Chłopak ze szkoły. Często jeździ na desce przy galeriach z kumplami. – odpowiedziała czerwieniąc się. Czyżby Niall miał powody do zmartwień?
- I tyle?
- No dobra, podoba mi się od pierwszej klasy. – przyznała zawstydzona. – Ale chłopak jest totalnie ślepy! Próbuję się z nim umówić od wyjazdu integracyjnego, ale dla niego chyba ważniejsza jest ta deska niż dziewczyna. – dodała zawiedziona.
- I po trzech latach ci nie przeszło? Ja bym tak nie dała rady!
- Kilka razy miałam takie wrażenie, że już nic do niego nie czuję, ale potem spojrzał na mnie na korytarzu tymi niebieskimi oczami i to wrażenie znikało. Wiesz jak to jest, prawda?
- Oczywiście! – jeszcze się pytała?! To uczucie było mi tak samo dobrze znane jak uczucie głodu, które towarzyszyło mi wszędzie i zawsze. Nawet teraz, kiedy czekałyśmy na autobus do centrum. – Z koleżankami nawet kiedyś podobał nam się ten sam chłopak. Wyobraź sobie, co się działo, kiedy przypadkiem rzucił okiem w naszą stronę! On spojrzał na mnie, nie na mnie! – przedrzeźniałam dziewczyny.
- Wiem coś o tym. Kiedyś Laurel nie chciała nam powiedzieć, kto się jej podoba. A kiedy w końcu się wygadała okazało się, że to Mike! – śmiała się. – Po jakimś czasie Ivy i Ellie przeszło, ale mnie nie. O, to nasz autobus! – zawołała na widok podjeżdżającego pojazdu całego pełnego ludzi.
          Westchnęłam i wsiadłyśmy. Nie lubię tłoku, nie można oddychać i się ruszyć. A najgorsze jest to, że robisz co taki tłum zechce. Autobus zahamuje, a ty, mimo, że się trzymasz, lecisz do przodu, ponieważ ktoś z tego tłumu, kto nie był tak przewidujący jak ty, Popchnął osobę przed tobą.
          Podróż minęła nam właśnie w takim tłumie. Nie mogłyśmy rozmaić, więc czas w autobusie przeznaczyłam na lustrowanie wszystkich wzrokiem. Dobrze się przy tym bawiłam, patrząc na ludzi z pogardliwym wyrazem twarzy, a kiedy moja ofiara z przerażeniem patrzyła na swoje ubranie, ja śmiałam się pod nosem.
          Wysiadłyśmy naprzeciwko ogromnego budynku z neonowym napisem: Yellow River Shopping Centre. Wchodząc do środka wtopiłyśmy się w tłum szalejących na wyprzedażach nastolatek, które prawdopodobnie chodziły do mojej przyszłej szkoły. Wszędzie panował zimowy wystrój, sklepowy wystawy były pokryte watą i ubrane w stroje elfów pomocników. Marlena rozglądała się za nową sukienką, ja za bluzką w paski i cały czas rozmawiałyśmy.      O ciuchach, o szkole, chłopakach i rodzinie.
          Dowiedziałam się, że Marlena ma starszego brata Jamie’go oraz małego pieska chiłałłę imieniem Backy. Jamie miał dziewiętnaście lat i studiował medycynę na Oxfordzie. Mądrala. Z rodzicami nie miała większych problemów. Nagle podeszły do nas dwie dziewczyny i przywitały się z Marleną.
- Katie, to jest Ellie i Laurel, moje przyjaciółki. – przedstawiła nas sobie. Podałyśmy sobie ręce uśmiechając się zachowawczo. Ellie wyglądała na milszą od swojej koleżanki. Była niska, uśmiechnięta i na wszystko patrzyła jakby z zachwytem. Na głowie miała jeden wielki artystyczny nieład, chyba miała zamiar zrobić koczek, ale włosy wychodziły z niego w każdą stronę. Na jej zadartym nosie siedziały duże, okrągłe okulary.
          Laurel natomiast była wysoką blondynką o długich i szczupłych nogach. Najprawdopodobniej również była sympatyczna, ale mnie długonogie blondynki kojarzą się źle i nie będę tego ukrywać. Miała na sobie ciemne rurki, beżowy sweter i długi naszyjnik. Włosy rozpuściła, tak że sięgały jej do połowy brzucha.
- Co wy tu robicie? – spytała uśmiechnięta Ellie. – Mali, nic nie mówiłaś, że idziesz do sklepu.
- Ustaliłyśmy to dzisiaj rano, prawda Katie? – rzuciła mi spojrzenie Marlena.
- Tak, to był mój pomysł.
- Chcecie pójść z nami? – spytała wyniośle Laurel.
          Spojrzałam na Marlenę, ja nie miałam nic przeciwko.
- Dobra, ale idziemy do Starbucks’a. – oznajmiła moja koleżanka i wzięła mnie pod rękę.
          W kawiarni zamówiłyśmy po kawie, oprócz Ellie, która wolała zjeść muffinkę. Dziewczyny chwilę rozmawiały, a ja przysłuchiwałam się im z boku, nie do końca zorientowana o czym mówią. Laurel powiedziała, że widziała wczoraj Mika, na co Marlena bardzo się ucieszyła. Dokładnie ją wypytała jak wyglądał i powiedziała, że my chyba będziemy się zbierać.
- Miło było was poznać. – pożegnałam się z nimi.
- Ciebie też Katie. – uśmiechnęła się promiennie Ellie i mnie uściskała.
- Na razie. – powiedziała blondynka i rzuciła mi chłodne spojrzenie. – Powodzenia jutro.
 - Dzięki. – odpowiedziałam, nie patrząc na nią. Złapałam Marlenę i wyszłyśmy z kawiarni.
          Pochodziłyśmy jeszcze chwilę, dopóki ona nie znalazła wymarzonej sukienki w kwiatki, a ja bluzki w zielone paski. Jej zakup naprawdę mi się podobał, wyglądała w niej bardzo ładnie. Sukienka była w angielskim stylu, beżowa w jasno różowe kwiaty, które idealnie basowały do jej rudych włosów. Ja wybrałam bluzkę w paski, ponieważ… No właśnie, nie wiem dlaczego? Chyba dlatego, że paski są teraz modne, tak mi się wydaje.
Dochodziła piętnasta, więc postanowiłyśmy wracać, zwłaszcza, że ja chciałam się jeszcze przygotować do szkoły. Kiedy wysiadłyśmy na przystanku, zobaczyłam, że w naszą stronę idzie trójka zakapturzonych chłopaków. Marlena złapała mnie kurczowo za rękę i pochylając głowy poszłyśmy w stronę domu. Zawsze w takich chwilach podwyższał mi się poziom adrenaliny.
          Grupka była coraz bliżej nas, kiedy jeden z chłopaków podniósł głowę. Serce zabiło mi szybciej, myśląc, że zaraz zobaczę szczerbatego faceta po trzydziestce, z blizną na policzku z złośliwym uśmiechem. Uśmiech zobaczyłam, ale nie złośliwy.
- Hej. – powiedział bezgłośnie Niall i puścił mi oczko. Szedł chyba z Louisem i Zaynem, ale nie byłam pewna. Na pewno nie było tam Harrego. Minęli nas szybko, poczym Marlena odetchnęła.
- Boże, już myślałam, że nas zaczepią. – powiedziała i rozluźniła uścisk na mojej ręce.
- Ja też! – udawałam przerażenie. W rzeczywistości chciało mi się śmiać. Jak Niall miał nas zaatakować? I to jeszcze z Louisem?!
- Przyjść jutro po ciebie to razem pojedziemy?
- Bardzo bym chciała, ale zawozi mnie tata. Musimy być trochę wcześniej no i jeszcze podrzucamy brata. – przyznałam krzywiąc się.
- Nie mówiłaś, że masz brata! – emocjonowała się Marlena.
- Młodszego. – dopowiedziałam co nieco zmniejszyło jej entuzjazm. – I siostrę, sześć lat.
- Musi być śliczna. Uwielbiam małe dzieci! Musisz mi ją kiedyś pokazać, na pewno się polubimy! – mówiła szurając butami w wysokim śniegu. Szłyśmy zupełnie inaczej, ja delikatnie uważając żeby się nie poślizgnąć, a ona zupełnie się tym nie przyjmując człapał w śniegu.
          Kiedy byłyśmy przy mojej furtce, pożegnałyśmy się i każda poszła do siebie.
- Jestem! – krzyknęłam na wejściu zdejmując zaśnieżone buty i wieszając płaszcz. Nikt mi nie odpowiedział, więc zostawiłam torby na stole w kuchni i poszłam coś zjeść. W domu panowała idealna cisza, którą zauważyłam dopiero po pewnym czasie opierając się o blat i gryząc kabanosa.
          Już dawno ktoś powinien zejść na dół i się przywitać, myślałam. Rozejrzałam się po kuchni, ale nigdzie nie było karteczki, że wychodzą. Wbiegłam na górę cała podenerwowana. Z zamachem otworzyłam drzwi rodziców, które były pierwsze na korytarzu, ale nikogo tam nie zastałam. Podobnie zrobiłam u Ani i Rafała, ale i tam nie było nikogo. Zaczęłam się porządnie denerwować. Co oni do jasnej cholery robili?! Jeszcze raz wbiegłam do salonu i niepewnie zapytałam:
- Mamo? – cisza. Stałam bezradnie na środku pokoju, a w mojej głowie kłębiły się najgorsze scenariusze. Wyjrzałam przez okno, ale nie zastałam tam tego czego oczekiwałam.




                                                                   
Chciałam podziękować, za 6 super reakcji, to motywuje! :D 
ALE NAJWAŻNIEJSZE JEST TO, ŻE NASI CHŁOPCY WYGRALI BRIT AWARDS W KATEGORII BRYTYJSKI SINGIEL! GRATULUJEMY I ŻYCZYMY DALSZYCH SUKCESÓW <33









































poniedziałek, 20 lutego 2012

8. Kamerka

Muszę przyznać, że zrobiło to na mnie wrażenie. Wpatrywałam się w wpis zastanawiając się co mam mu odpowiedzieć. Za każdym razem gdy skleiłam jakieś rozsądne zdanie i miałam nacisnąć enter, dochodziłam do wniosku, że to nie ma sensu i wszystko kasowałam. Po chwili zobaczyłam, że na Skype-ie dzwoni Niall. Byłam rozdarta miedzy rozmową z nimi, a tłumaczeniem dziewczynom co się dzisiaj stało.
            Wybrałam dziewczyny. Tak jak obiecałam, nie powiedziałam im kim są moi nowi znajomi, ale po tym jak wysłałam przyjaciółkom ich fikcyjne profile, każda z nich miała swojego faworyta. Ola była zawiedziona, że Liam ma dziewczynę, ale pocieszała się, że Daniele często nie ma.
Przerwałam rozmowę z dziewczynami żeby odebrać szóste połączenie od Niall’a.
- Jezu! Ty masz loki! – usłyszałam ułamek sekundy później.
- Harry! Chodź tu stary! Ona też ma loczki! – wydzierał się Zayn skacząc przed kamerką. W tle słychać było piosenkę „What makes you beautiful”, nie ma to jak popaść w samouwielbienie, pomyślałam.
            Po chwili wszyscy oprócz wołanego Harrego siedzieli przed komputerem. Louis miał na sobie bluzkę Supermena i cały czas udawał, że ratuje biednego Liama z opałów. W pewnym momencie wpadłam na, z pozoru, genialny pomysł.
- Hej, macie ochotę kogoś poznać? – zagadnęłam.
- No jasne! – wydarł się Louis.
- Kogo? – spytał w tym samym czasie Liam.
- Moje przyjaciółki. – oznajmiłam dumnie. W tej samej chwili do pokoju wbiegł Harry i z aprobatą patrzył na moją fryzurę. Miałam otwarte okno, więc włosy jeszcze bardziej się poskręcały.
- Ale one nie wiedzą kim jesteśmy? – upewniał się podejrzliwie Niall.
- Nie. Niczego im nie powiedziałam. Bez urazy, ale w Polsce raczej mało osób was kojarzy. – wyjaśniłam i obdarzyłam ich złośliwym uśmieszkiem. Daleko mu było do szyderczego spojrzenia Harrego, ale dopiero się uczyłam. Dziewczyny na mój pomysł zareagowały dokładnie tak jak myślałam. Tak!, krzyczały, ale z chłopakami nie poszło mi tak łatwo. W końcu, po obiecaniu, że zrobię im kiedyś naleśniki z truskawkami i nutellą; zgodzili się.
- Polubicie się. – zapewniałam. – One są bardzo miłe, zapewniam!
- A wolne chociaż?
- Zayn! – uderzył go w brzuch Harry. – Przepraszam za niego – zwrócił się do mnie. – ciągle szuka pierwszej dziewczyny!
- Hej! Odezwał się ten co… - nie zdążył dokończyć, ponieważ Harry zasłonił mu usta i szepnął: „rozmawialiśmy o tym” dołączając do tego wymowne spojrzenie. Zachichotałam, co takiego mógł ukrywać ten chłopak w loczkach. Postanowiłam się dowiedzieć, ale nie tym razem.
- Uwaga! Łączę! – oznajmiłam i chłopakom i dziewczynom po czym zaczęłam się śmiać na całe gardło.
Obie grupki  miały taki sam wyraz twarzy. Założę się, że wstrzymali oddech i zamarli wpatrując się w ekran. Tylko Harry patrzył mi w oczy (centralnie w kamerkę). Uśmiechnęłam się do niego lekko zawstydzona i spuściłam wzrok.
Na początku nikt się nie odzywał. Każdy patrzył w swój własny komputer i nie odważył się spojrzeć w kamerkę. Pierwszy przemówił Louis.
- Hej. - To było do przewidzenia, był najbardziej gadatliwy ze zgromadzonych tutaj osób. Według moich obliczeń potem powinien odezwać się Niall albo Harry. Myliłam się jednak.
- Cześć. Jestem Nati. – powiedziała moja przyjaciółka. Zdziwiła mnie, ostatnio jak rozmawiałyśmy o chłopakach mówiła, że żaden z nich nie zwrócił jej uwagi, a teraz? Proszę, proszę.
- Niall. Miło was poznać. – tutaj się nie pomyliłam.
Potem przedstawił się Harry, Zayn i na końcu Liam. Aga z Olą milczały jak zaklęte, więc napisałam do nich dyskretnie, że chyba należałoby coś powiedzieć. Obie jednocześnie spojrzały w dół na klawiaturę po czym obie się przedstawiły. Na tym skończyła się jakże ambitna rozmowa.
Byłam zrozpaczona. Przecież to ja wpadłam na pomysł żeby ich zapoznać, a teraz oni milczeli jak zaklęci. Gorączkowo próbowałam wymyślić sposób żeby rozładować napięcie. Na szczęcie z pomocą przybył mi Harry.
- Już się nie gniewasz? – spytał. – Nie odpisałaś mi, więc zacząłem się martwić.
- Powiedzmy, że już mi przeszło.
- Kamień spadł mi z serca! Już myślałem, że moje gołąbeczki się nie pogodzą. – wykrzyknął Louis co wywołało ogóle rozbawienie.
- Gołąbeczki? Czy my o czymś nie wiemy? – spytała mnie Aga.
- Oj, wielu rzeczy! – włączył się do rozmowy Zayn. – Ale… To już nasza tajemnica, prawda Katie?
- Oczywiście. – odparłam uśmiechając się po czym pytałam się dziewczyn jak tam w domu.
- Normalnie. Dostałam czwórkę z biologii! – pochwaliła się Nati.
- Brawo!
- Dzięki, a Ola miała rozmowę z wychowawcą 3b. – dodała.
- Uuu, co przeskrobałaś? – spytał się Liam. Wiedziałam, że w tym momencie jej serce skacze  z radości.
- Nic takiego. – odpowiedziała zmieszana i zwróciła się do mnie. – Pamiętasz Karola, tego z grzywką? – kiedy potwierdziłam, Ola kontynuowała. – Pewnego dnia podeszła do nas jego wychowawczyni i spytała czy może ze mną przez chwilę porozmawiać.
- Karol to jej były. – wyjaśniła Nati, a chłopcy pokiwali głową z przejęciem czekać na ciąg dalszy historii.
- Kiedy się zgodziłam, wyjaśniła, że Karol nie zachowuje się ostatnio normalnie. – opowiadał dalej Ola. – Spytała czy wiem dlaczego. Odpowiedziałam, że nie mam pojęcia, bo w końcu to prawda. A ona na to, że rozmawiała z nim i powiedział, że to przeze mnie! Rozumiecie?!
- Nie do końca. Przecież nie rozmailiście od miesiąca, więc jak może się tak zachowywać przez ciebie? – byłam dość zdziwiona.
Po tym jak Ola i Karol się rozstali żadne z nich nie chciało utrzymywać ze sobą kontaktu. Moja przyjaciółka dlatego, że Karol zbyt ją zranił, a on ponoć nie chciał się narzucać. Zauważyłam, że chłopcy stracili nieco zainteresowanie i zaczęli rozglądać się po pokoju.
Pogadałyśmy jeszcze chwilę, ale rozmowa się nie kleiła. Niall poszedł cos zjeść, Nati musiała już kończyć, a ja poczułam się śpiąca. Nie chciałam zostawiać Oli i Agi samej z chłopakami. No dobra, z Harrym. Powiedziałam, że chciałabym pogadać przez chwilę sama z dziewczynami na co oczywiście usłyszałam, że oni bardzo chętnie posłuchają.
- Harry. – zwróciłam się do niego słodkim głosem. – Tylko na tobie mogę polegać. Proszę cię bardzo ładnie, zabierz swoich szanownych kolegów i idźcie so swoich pięknych łóżeczek.
- Ależ naturalnie, moja droga. – obdarzył mnie pięknym uśmiechem, od którego się zarumieniłam. Co ten chłopak ze mną robił?!
            Kiedy chłopacy się rozłączyli, wysłuchałam podekscytowanych przyjaciółek, które komentowały dosłownie każdy ich ruch. Co który powiedział, na co spojrzał, jak się uśmiechnął. Ja tylko przytakiwałam, byłam zbyt zmęczona żeby ekscytować się razem z nimi. W pamięci miałam spojrzenie Harrego z początku naszej rozmowy. Takie rozmarzone, czułe, pełne zainteresowania i delikatne.
- Kasia! – wyrwało mnie z zamyślenia wołanie Oli.
- Przepraszam, odleciałam. Jestem zmęczona, możemy porozmawiać jutro?
- No jasne, śpij dobrze kochanie. – pożegnały się, a ja wyłączyłam komputer, a w pokoju zapanowała całkowita ciemność.
            Podeszłam do okna, otworzyła je i usiadłam na parapecie wpatrując się w ciemność. Pomyślałam o szkole. Jaka będzie? Czy się w niej odnajdę? Czy znajdę przyjaciół? W tamtym momencie straszni się tego bałam. Nie chciałam żeby ten nadszedł już na czterdzieści osiem godzin. To tak mało czasu. Jak dla mnie stanowczo za mało.
            Zostawiając okno otwarte zakopałam się pod kołdrę i poszłam spać.
Obudziłam się w środku nocy cała zlana potem. Miałam koszmarny sen, który jednak może nie brzmieć tak potwornie, a nawet śmiesznie.
Śniło mi się chodziłam po mieszkaniu i szukała mojego psa, który zaginął dawno temu. W końcu gdy wróciłam do pokoju zauważyłam, że coś wychodzi zza biurka. Pomyślałam, że to mój pies, ale kiedy do tego podbiegłam, okazało się, że to ogromny kot. Jego głowa sięgała mi do bioder, miał wygolone uszy i był tak chudy, że bez problemu przecisnął by się między dziesięciocentymetrową szczelinę. Najgorsze było jednak to, że cały czas szedł w moim kierunku. Na początku krzyczałam na niego, gdzie się podziewał jak go szukałam, ponieważ dopiero po pewnym czasie uświadomiłam sobie, że nie jest  moim kochanym pieskiem. Ogromny kot podchodził coraz bliżej. Nie chciał mnie zaatakować, tylko napierał na mnie coraz bardziej. Wskoczyłam na łóżko i zaczęłam go rozpaczliwie odpychać i wydzierać się, żeby sobie poszedł. Ale on wcale nie chciał. Za każdym razem jak go odsunęłam, on ponownie szedł do przodu.
Byłam przerażona chociaż mogłoby się wydawać, że kot nie był taki straszny. Przetarłam oczy i podeszłam do okna. Rzuciłam okiem na telefon, była trzecia czterdzieści. Każdy normalny o tej porze śpi, myślałam, do nikogo nie ma co dzwonić. Musiałam z kimś jednak porozmawiać. Czułam się samotna.
Wzięłam telefon do ręki i napisałam do Niall’a czy śpi. Na pewno nie odpisze, powiedziałam do siebie na głos. Miałam rację. Pół godziny później kiedy kładłam się z powrotem spać, nie miałam żadnych nowych wiadomości.



                                                         
Ohoh, już nie moge się doczekać jutro, bo mam genialny pomysł!! :D Bardzo dziękuję, ze aż osiem pozytywnych reakcji, strasznie się cieszę i przepraszam, że wczoraj nie dodałam, ale dużo się w szkole dzieje. Miłego czytania! :*

sobota, 18 lutego 2012

7. Nieproszony "przyjaciel"


Kręcił Liam, który jako jedyny nie miał ochoty na wyginanie się na macie. Zajęliśmy każdy jeden róg maty i zaczęła się zabawa!
- Prawa noga na zielony! – krzyknął Liam i wszyscy posłusznie wykonali polecenie. - Lewa ręka na niebieski!
-Hej, ciekawiej będzie jak nie będzie można dotykać pól przy swoim boku! – zaproponował Louis. Wszyscy go poparliśmy i usiłowaliśmy dosięgnąć niebieskiej plamy na drugim końcu maty. Ręka Harrego wylądowała pod moim brzuchem, a twarz Zayna znajdowała się tuż nad moją. Super.
- Prawa ręka na żółty! – padła komenda. Z trudem wyciągnęłam dłoń, uważając przy tym żeby się nie przewrócić  i  nie wylądować prosto na Harrym. Udało się. Ułamek sekundy później na tym samym polu wylądowała ręka Louisa.
- Loui! Tak się nie liczy! Musisz sobie znaleźć własne kółko. – protestował Niall, który usilnie próbował znaleźć wolną żółtą plamę.
- Cicho bądź, jesteś po prostu zazdrosny, że trzymam dłoń na dłoni Katie. – żartował Louis.
- Chłopaki spokój! – uciszył Liam. – Lewa noga na czerwony!
                To już była tragedia! Poczułam jak Zayn przekłada swoją nogę nade mną. Co on wyprawiał?! Rzuciłam mu zdziwione spojrzenie na co promiennie się uśmiechnął. Znalazłam wolne pole tuż obok ręki Louisa. To bardzo zły pomysł, myślałam stawiając stopę. Spojrzałam na niego dokładnie w chwili kiedy wyciągał rękę w stronę mojej kostki.
- Louis nie! – zdążyłam tylko krzyknąć poczym z piskiem runęłam na ziemię.
 A dokładniej, prosto na Harrego. Wszyscy zaczęli się śmiać i krzyczeć, tylko mnie nie było wesoło. Cała czerwona próbowałam z gracją ponieść się z chłopaka, co jednak nie było takie proste. Harry trzymał mnie za nadgarstki, a na jego twarzy (która było stanowczo za blisko mojej) gościł szyderczy uśmiech.
- Liam, leć po aparat! – wydarł się Zayn. Próbowałam jakoś wydostać się z uścisku, ale mój „kolega” wcale nie miał zamiaru mnie puścić.
- Co ci odbiło baranie?! Puszczaj mnie!
- Jesteś piękna kiedy się złościsz. – czarował Harry ku uciesze naszej publiczności.
- Słucham?! Chyba cię coś pogrzało kolego!
- Znam cię na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że na mnie lecisz. – powiedział z błyskiem w oku. – Kochanie. – dorzucił i wyszczerzył się jak małpa do banana. W pokoju rozległo się gromkie „uuuu!” i chłopcy zaczęli bić brawo. Po co ja tu w ogóle przychodziłam?
- Jak rozumiem to kochanie było do Louisa? Zajmij się nim i puść mnie wreszcie do cholery.
- Policz wolno do pięciu i cię puszcze. – oznajmił. – Liam, gdzie ten aparat?!
                Do pokoju wbiegł Liam i od razu zaczął nam robić zdjęcia. Ale to nie było najgorsze! Leżąc na Harrym w pewnym momencie poczułam jak jego „przyjaciel” niebezpiecznie się unosi! Co on sobie myślał?!  - Zboczeniec! – rzuciłam mu w twarz, poczym gwałtownie wyrwałam nadgarstki z jego rąk i próbowałam wstać na tyle delikatnie, żeby żadną częścią ciała nie dotknąć przyrodzenia Harrego. Nie do końca mi się to udało, ale kiedy już stałam, chłopak zaczął się tłumaczyć.
- To nie tak, ja nie mam na to wpływu. Przepraszam!
- O stary! – wyrwało się Zaynowi , który znacząco patrzył na krok przyjaciela. – Panuj nad sobą. Zignorowałam ich i poszłam się ubierać. 
- Niall odprowadzisz mnie? – spytałam blondyna. Uznałam, że on brał najmniejszy udział w tym przedstawieniu. Z nikim innym nie miałam ochoty rozmawiać. Chłopak spojrzał na przyjaciół, którzy zebrali się w okół Harrego.
- Jasne. – powiedział, poczym poszedł założyć kurtkę. – Wychodzimy! – krzyknął po czym zamknął drzwi. Nie doszliśmy do furtki kiedy z domu wybiegł Harry.
- Katie, ja naprawdę przepraszam. Myślałem, że mnie lubisz.
- Myliłeś się. – wystawiłam mu język po czym wyszłam na ulicę. Chłopak złapał mnie za nadgarstek i zaczął się tłumaczyć.
- Nie bądź na mnie zła. To była zabawa. Jak chcesz, usunę te wszystkie zdjęcia, Katie.
- Daruj sobie. – skwitowałam. Wzięłam Nialla pod rękę i ruszyliśmy w stronę mojego domu, zostawiając Harrego przed domem.
            Na początku żadne z nas się nie odzywało. Mój towarzysz szedł z rękoma w kieszeniach nucąc coś pod nosem, a ja próbowałam wyłapać melodię. Byłam w tym kiepska. Mijaliśmy dom Marleny kiedy blondyn przystanął na chwilę patrząc się na budynek. Od razu wiedziałam co się kroi.
- Znasz ją? – spytał się Niall.
- Poznałyśmy się kilka dni temu jak wyrzucałam śmieci. – na moją odpowiedź chłopak zareagował śmiechem.
- Dobry początek. – śmiał się. – Poznałyśmy się przy śmieciach! – Na prawdę nie wiem co go tak bawiło. Ludzie bywają różni, prawda?
- A ty ją znasz? – spytałam.
- Z widzenia jedynie. I kilka razy ją z chłopakami zaczepialiśmy, ale ona chyba nie jest zainteresowana. – odparł zniechęcony.
- Może kogoś ma. – zgadywałam.
- Liam też tak twierdzi. – mówił patrząc pod nogi. Był przy tym taki uroczy, że zapragnęłam się do niego przytulić. Przypominał mi misia, którego biegnie się przeprosić po tym jak rzuciło się go w kąt pokoju. Położyłam mu rękę na ramieniu, a Niall objął mnie w talii i tak staliśmy schowani w cieniu drzew patrząc na dom Marleny.
- Nie jestem zainteresowana Liamem, ciekawi mnie tylko kto jest jego dziewczyną? – spytałam. Nie byłabym sobą, gdybym nie zadała takiego pytania. Chłopak chwilę się wahał, jednak po chwili powiedział:
- To Daniele. Bardzo często jej nie ma, jest tancerką w teledyskach. Jak tylko przyjeżdża każdą wolną chwilę spędzają razem. Natomiast jak odlatuje, Liam marnieje w oczach.
- Tak jak dzisiaj? – spytałam. Pamiętam jak któryś z nich powiedział, że to przez to Liam się dzisiaj tak zachowuje.
- Na przykład. Widać, że mu na niej zależy. – powiedział zamyślony Niall patrząc się w okno.
Spojrzałam na jego twarz, która jednak nie wyrażała żadnej emocji. Wyszliśmy spod drzew i ruszyliśmy w stronę mojego domu. Zaproponowałam, że mogę pogadać z moją sąsiadką „o nich”, ale odrzucił moją propozycję. Niewdzięczny!
Gdy stanęliśmy przy furtce, Niall powiedział jedynie żebym nie gniewała się długo na Harrego i że „to” mogło się przydarzyć każdemu z nich.
- Dawno nie było u nas żadnej dziewczyny. – tłumaczył. – Oprócz Daniele, ale jej Liam nie odstępuje na metr.
- Zakonnicy! – śmiałam się podchodząc do drzwi.
- Prawie! – powiedział blondyn, po czym pożegnał się poszedł w swoją stronę.
            Wchodząc do domu spojrzałam na zegarek. O której to miałam być? A tak, przed dwudziestą pierwszą. Dochodziła dwudziesta; dziwne, myślałam, że byłam u nich krócej. Weszłam do domu i zastałam mamę i tatę siedzących na kanapie. Grali w Scrabble sprzeczając się o jakieś słowo, które według mamy nie istniało, a tata upierał się, że to zdrobnienie. Ania siedziała na fotelu i oglądała jedną ze swoich bajek, które wzięła z Polski. Rafał właśnie wychodził z kuchni z zapasem MOICH żelek!
            Nie ujdzie mu to na sucho! Szybko ściągnęłam buty i rzuciłam się na brata z okrzykiem bojowym.
- Dawaj żelki! – darłam się mu do ucha, ale on chyba sobie nic z tego nie robił. Nadal trzymał je kurczowo i wcale nie miał ochoty puścić. Zeskoczyłam z jego pleców, a kiedy złodziej chciał ze śmiechem uciec na górę, pociągnęłam go mocno za rękę.
- Chodźcie do mamusi! – krzyczałam rzucając się na podłogę i zbierając z niej paczki żelek, które wypadły Rafałowi.
- O nie! One są teraz moje! – oznajmił mój brat i zaczął mnie łaskotać żebym wypościła moje cuda. Rafał doskonale wiedział jak mnie pokonać. Ja niestety jeszcze nie odkryłam jego słabego punktu. Jedną ręką łaskotał mnie po brzuchu, a drugą trzymał za nadgarstki nad głową, tak że nie byłam wstanie nic zrobić. Wiłam się na podłodze próbując trafić kolanem w jego twarz.
- Hej, uspokójcie się bo ja nic nie slysze! – uciszała nas Ania, ale nie zwracaliśmy na nią uwagi. Za moje żelki byłam w stanie nawet umrzeć. Umrzeć na łaskotki.
- Po! Po! Dzielmy! Je! – próbowałam wydusić z siebie pomiędzy atakami śmiechu.
- Nie ma mowy! Zjem je wszystkie i  nic ci nie zostawię! – mówił Rafał nadal mnie łaskocząc.       
            Nie miała już siły się wiercić, więc zrobiłam wszystko żeby się podnieść. Jakoś mi się to udało. On chyba też uznał, że zabawa się skończyła, bo zaczął układać paczki żelek na dwie równe kupki.
- Cztery dla mnie i cztery dla ciebie. – zarządziłam, po czym swoje zapasy schowałam z powrotem do szafki biorąc sobie batonik muesli.
Idąc na górę zastanawiałam się co by tu porobić. Wpadłam na pomysł, że najpierw posprzątam w pokoju, a potem pozwolę sobie na długą kąpiel. Odznaczyłam na kalendarzu dwa dni do rozpoczęcia szkoły i zabrałam się do roboty. Towarzyszyła mi muzyka, więc wszystko szło dwa razy szybciej. Po pół godzinie wszystko było na swoim miejscu więc wzięłam książkę i udałam się do łazienki.
Napuściłam wody do wanny i zatopiłam się w lekturze. Czytałam Tajemniczy Ogród. Od czasu kiedy omawialiśmy ją w podstawówce, była to moja ulubiona książka. Nie minęło pięć minut, a ja już odpłynęłam.
Mało nie umarłam na zawał, kiedy w najciekawszym momencie zadzwonił telefon. Kto był taki mądry, żeby dzwonić do mnie w chwili relaksu? Louis, oczywiście. Z niechęcią odłożyłam książkę i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Katie? – usłyszałam po drugiej stronie.
- Nie, Godzilla. – wypaliłam. – O co chodzi?
- Wejdź na fejsa! Szybko. – gorączkował się Louis. – A najlepiej to na Twittera!
- Bo nie mam własnego życia. Słuchaj, oddzwonię do ciebie, dobra? – w telefonie usłyszałam śmiechy, najwyraźniej mój rozmówca nie był sam. Co oni kombinowali?
- Emm… Dobra, byle szybko! – powiedział, po czym się rozłączył.
            Zrezygnowałam z dalszego czytania, Louis doszczętnie zepsuł mi nastrój. Ubrałam się w piżamę i pomaszerowałam do pokoju. W czasie gdy komputer się włączał, ja poszłam się dożywić. Nie obyło się bez uwagi na temat mokrych włosów, ale argument, że chcę mieć loki załatwił sprawę. Wzięłam gotową sałatkę z lodówki i wróciłam do pokoju.
            Co takiego mogło się stać, że mam wejść na tyle portali, zastawiałam się, może Katty Perry oznajmiła, że zrywa zaręczyny? Nigdy nic nie wiadomo. Ponieważ nie posiadałam konta na Twitterze, od razu zalogowałam się na kochanego facebook’a. Przewijałam aktualności żeby dowiedzieć się co takiego zobaczyli chłopcy.
            I nagle się pojawiło! Pod znanym mi obrazkiem i imieniem widniał napis: Chciałbym najmocniej przeprosić pewną osobę, która zapewne wie, że te słowa są skierowane do niej. Mam nadzieję, że mi wybaczysz, Katie. Harry xxx 

Awww, Louis <3
                                                                   
Rozdział troszeczkę krótszy od poprzednich, ale niedługo to nadrobię, bo teraz nie mam za dużo czasu na pisanie :( Mam nadzieję, że się podoba tak samo jak mnie! :D Dziękuję za 5 pozytywnych reakcji, to na razie rekord <3 UDANEGO WEEKENDU!