piątek, 30 marca 2012

17. Ashley?


Coś tutaj było nie tak, zdecydowanie. Niall nie chciał mi powiedzieć co się stało, Harry nie odbierał telefonu… Może jakieś sprawy z Eleonor, zastanawiałam się. Ale Louis sam mi o niej powiedział, więc to nie mogła być tajemnica. W takim razie o co chodziło?
          Kiedy wróciłam do domu, włączyłam telewizor i przełączyłam się na jakąś muzyczną stację. Zaparzając sobie herbatę usłyszałam nagle jak z telewizora dobiega mnie głos Liama. Chłopcy u mnie w domu?, zdziwiłam się. Jak najszybciej pognałam do salonu, a kiedy zobaczyłam moje miśki ubrane w garniturki, uśmiech zagościł na mojej twarzy. Przez całą piosenkę stałam z kubkiem w ręku i śpiewałam pod nosem cały czas się uśmiechając.
- A ty co się wpatrujesz? – zapytał Rafał, który schodził właśnie po schodach i zauważył jak się zapatrzyłam. Upss…
- Ja? Nie, no co ty. – odpowiedziałam szybko i usiadłam na kanapie. – Coś się stało?
- Przyszedłem coś zjeść.
- A no tak. Jasne. – zamyśliłam się na chwilę. – To ja już pójdę do siebie. – pożegnałam się i wyłączyłam telewizor. Kątem oka zauważyłam, że Rafał badawczo mi się przygląda, ale tylko uśmiechnęłam się do niego i zniknęłam na górze.
Wieczór minął mi na czytaniu lektury na francuski i zastanawianiu się co się dzieje z Harrym. Kilka razy próbowałam się do nich dodzwonić, ale żaden nie odbierał telefonu. Zaczęłam się porządnie denerwować. Pół nocy nie mogłam zasnąć rozmyślając także nad tym jaka będzie Eleonor. Skoro Louis ją kochał to musiała być przemiła na pewno zabawna, ale czy mnie polubi. Nie wiem czemu mi tak na tym zależało, chyba dlatego, że chciałam żeby każdy mnie lubił. Ale widziałam, że to nie możliwe. Taka Bethany na przykład, ona mnie nie cierpi, a ja nie wiem czemu. Ale z drugiej strony po co mam sobie nią zawracać głowę.
Kiedy koło drugiej w nocy zdałam sobie sprawę, że już nici ze spania, postanowiłam przygotować sobie ubranie na jutro. Nie musisz mi tego mówić, wiem że nie jest ze mną do końca w porządku, ale spokojnie, leczę się. Przy przytłumionym świetle zaczęłam przeglądać potencjalnych kandydatów. Sukienka do kolan, sweterek z myszką miki, białe rurki, dżinsowe Pupmy (mam nadzieje, że wiecie co to J. A jak nie, to tu jest zdjęcie: ___ ). W końcu stanęło na zielonej bluzie z Bambim i tych właśnie spodniach. Usiadłam po turecku na łóżku i zastanawiałam się co ze sobą zrobić. Spać mi się ani trochę nie chciało, ale nie wypada zacząć dnia w środku nocy. W pewnym momencie wpadłam na genialny pomysł! Harry może mnie budzić, a ja jego nie? O nie. Wybrałam szybko jego numer i z satysfakcją czekałam aż odbierze. Po chwili usłyszałam jego głos po drugiej stronie.
- Ashley? – spytał zaspany.
- Słucham? – nie wierzyłam własnym uszom!
- No co chcesz…? – dopytywał się poirytowany Harry.
- Dowiedzieć się kim jest Ashley. – wysyczałam wściekła. Chwila ciszy.
- Katie?! – usłyszałam jego przerażony głos.
- Nie. Opieka społeczna. – odpowiedziałam zdenerwowana i wyłączyłam telefon.
          Siedziałam w całkowitej ciszy z łzami w oczach. Nie płakałam. Jeszcze nie. Chwiejnym krokiem podeszłam do okna i z całej siły szarpnęłam za klamkę, która natychmiast ustąpiła i otworzyła okno na oścież. Wdychałam łapczywie powietrze jakbym tonęła. I rzeczywiście tak się czułam, jakby brakowało mi tlenu i jakaś siła rozsadzała mi płuca i głowę. Z całych sił starał się powstrzymać łzy, które jednak ciągle cisnęły mi się do oczu. Kim była Ashley? To z nią Harry dzisiaj był cały dzień? To o to chodziło Louisowi kiedy dzwonił do Nialla? A co jeżeli on wybierze ją, a ja zostanę sama. Panicznie się tego bałam.
          To było pewne, że już nie zasnę. Po pewnym czasie łzy i smutek ustąpiły miejsca złości. Włączyłam komputer i wściekła przeglądałam różne strony. Napisałam do Oli wymowną wiadomość, o tym co się stało w szkole i teraz o Harrym po czym wszystko zamknęłam. Wpatrywałam się w ciemny ekran i powili czułam jak odpływają ze mnie wszystkie emocje. Bezsilna wzięłam do ręki iPoda i położyłam się na parapecie ze słuchawkami w uszach.
          Wyobrażałam sobie, że jestem znów mała, mam pięć może sześć lat i moim największym marzeniem jest zostać księżniczką. Pamiętam, że moją ulubioną była Roszpunka. Bawiłam się, że jestem zamknięta wysoko w wieży i czekam na mojego księcia, który zabierze mnie na swoimi białym rumaku do wyśnionego królestwa. Specjalnie zapuszczałam włosy, żeby mieć je tak długie by móc spuścić je z okna. Uśmiechnęłam się smutno i zapragnęłam znaleźć się w takim zamku i być prawdziwą królewną.

            Rano obudziłam się z okropnym bólem głowy. Leżałam zwinięta na parapecie przez całą noc i teraz praktycznie nie mogłam ruszać szyją. Z trudem zwlekłam się jednak na podłogę i położyłam w łóżku, a kiedy zobaczyłam, która była godzina nakryłam głowę poduszką. Dosłownie chwilę po tym usłyszałam czyjeś kroki zmierzające w stronę mojego pokoju.
- Kasia, jest w pół do ósmej! Zaspałaś. – mama otworzyła drzwi i usiadł przy mojej głowie odsłaniając poduszkę. Wydałam z siebie cichy jęk i odwróciłam twarz.
- Jeszcze chwilkę… - opowiedziałam zaspana.
- Pięć minut i idziesz na drugą lekcje! – zakomenderowała mama i zostawiła mnie samą.
          Leżałam i gapiłam się w sufit. Co mi strzeliło do głowy, żeby całą noc nie spać i siedzieć na parapecie? Powinnam wiedzieć, że rodzice każą mi iść do szkoły bez względu na to jak się czuję. Z westchnieniem wstałam i pierwsze kroki skierowałam prosto do łazienki. Kiedy zobaczyłam swoją twarz w lustrze mało się nie przewróciłam! Z drugiej strony patrzyła na mnie przemęczona twarz z podkrążonymi oczami i poczochranymi włosami. Wyglądałam okropnie! Wzięłam szybki prysznic na odświeżenie po czym próbowałam jakoś zamaskować nieprzespaną noc, która dość wyraźnie odbiła piętno na mojej twarzy. Po piętnastu minutach byłam jako tako gotowa, przecież i tak wrócę do domu przed spotkaniem z Eleonor, więc będę miała czas żeby jeszcze trochę nad sobą popracować, pomyślałam. Jedynym plusem tamtej nocy było to, że przygotowałam sobie ubranie.
          Kiedy jadłam śniadanie, tata z Rafałem właśnie wychodzili zostawiając mnie samą. Dopiero kiedy usłyszałam dźwięk odjeżdżającego samochodu przypomniałam sobie o usprawiedliwieniu, którego potrzebowałam za dzisiejszy ranek i zwolnieniu z wf-u. Spędziłam dobry kwadrans na podrabianiu pisma rodziców na kartce, żeby w końcu stwierdzić, że napiszę nieczytelnie i tylko dam wychowawcy rzucić okiem.
- Niemożliwe! – wydarłam się kiedy spojrzałam która godzina. Druga lekcja zaczynała się przed dziewiątą a właśnie dochodziło wpół do. Zaczęłam biegać po domu jak szalona, żeby tylko się nie spóźnić. Książki, telefon, kosmetyki, kurtka, buty! Tego było za dużo, nigdy nie zdążę!
          Wybiegłam kompletnie nie ubrana, z niezawiązanymi butami i wszystkimi rzeczami na wierzchu. Kolejne cenne chwile poświęciłam na szukanie kluczy, które jak na złość zapodziały się gdzieś w odmętach mojej torby.
- Cholera. – przeklęłam pod nosem przekręcając klucz w zamku jedną ręką, a drugą próbując zapiąć płaszcz.
- Hej, Katie! – usłyszałam za sobą głos Zayna. – Podrzucić cię?!
          Odwróciłam się gwałtownie, a z mojej torby wypadły dwa zeszyty. Kiedy się po nie schylałam rozwalił mi się koczek, który tak misternie układałam dzisiaj rano.
- Mógłbyś? – uśmiechnęłam się niewinnie i zmierzyłam w jego stronie. Chłopak siedział na czarnym skuterze i uśmiechał się zabójczo.
- No jasne! Wskakuj!
          Może nie wykonałam jego polecenia od razu, ale jak na moją organizację i tak byłam niezła. Zawiązałam buty, zapięłam torbę, upewniłam się, że niczego za sobą nie ciągnę i ochoczo wskoczyłam na jednoślad.
- Hej, hej. Kask! – zakomenderował Zayn w tym czasie zapinając własny.
          Po chwili jechaliśmy już ulicą w pełnym pędzie. Obejmowałam go kurczowo i bacznie obserwowałam moją torbę, która coraz bardzie wisiała mi na ramieniu. Jak na złość nigdzie nie zatrzymały nas światła i nie miałam okazji jej poprawić.
- Zayn! – darłam mu się do ucha. – Zayn! Zatrzymaj się!
Ale ten wariat mnie nie słuchał. Specjalnie dodawał gazu i brał coraz ostrzejsze zakręty żeby mnie przestraszyć.
- Zayn! Torba mi spada! – podjęłam ostatnią próbę zatrzymania go.
- Trzeba było tak od razu! – usłyszałam w odpowiedzi i dopiero potem się zatrzymał.
- Mówiłam żebyś się zatrzymał. – odgryzłam się poprawiając torbę.
- Serio? Nie słyszałem. – odwrócił się do mnie i uśmiechnął szelmowsko. – Już/
- Tak. – nie skończyłam nawet słowa, a ten już pruł jednią.
          Po dziesięciu minutach dotarliśmy pod szkołę gdzie wszyscy, DOSŁOWNIE WSZYSCY, patrzyli któż to mnie zawozi do szkoły.
- Nie zapomnij, dzisiaj spotkanie z Eleonor. – przypomniał mi Zayn kiedy schodziłam z jego motoru.
- No jasne! – pomachałam mu na dowidzenia i tyle go widziałam. Ruszył z piskiem opon, jestem w stu procentach pewna, że zrobił to tylko by zawrócić dziewczynom w głowach.
          Westchnęłam z politowaniem i ruszyłam w stronę drzwi. Dzwonek jeszcze nie zadzwonił więc na korytarzu nie było wielu osób, oprócz mnie może jeszcze czwórka pierwszoklasistów. Dopiero wtedy postanowiłam włączyć telefon, który porzuciłam po rozmowie z Harrym. Pięć nieodebranych i trzy wiadomości. Zignorowałam to i schowałam go z powrotem do torby.
- Cześć. – usłyszałam za sobą niski męski głos. Stał nonszalancko opierając się o moją szafkę. Wysoki blondyn o niebieskich oczach pełnych ustach i, o Matko, jakie on miał spojrzenie! Czułam jakby przenikało mnie na wylot!
- Cześć. – uśmiechnęłam się nieśmiało i poprawiłam odruchowo fryzurę.
- Jak leci? – zagadnął cały czas wpatrując się we mnie tym „O Matko Spojrzenim”.
- Nienajgorzej. A jak u ciebie? Jestem Katie. – przedstawiłam się.
- Wiem jak masz na imię. – powiedział zmysłowo, a moje nogi zrobiły się jak z waty. – Odprowadzę cię, co ty na to?
- Tak. – wypaliłam zapatrzone w jego oczy. – Znaczy będzie mi miło. – poprawiłam się zawstydzona i zamknęłam szafkę.
          Kiedy szliśmy korytarzem chłopak cały czas mi się przypatrywał i od czasu do czasu uśmiechał. Opowiadał o tym, że ma dzisiaj sprawdzian z fizyki i kompletnie do niego nie umie bo podobno cały czas ćwiczył na torze żużlowym. Sportowiec, pomyślałam. Kiedy doszliśmy pod moją salę, pożegnaliśmy się i zapewnił mnie, że zjemy razem lunch.
- Jestem Eric! – krzyknął schodząc po schodach.
          Po chwili była przy mnie Janet i wypytywała jak to możliwe, że rozmawiałam z największym przystojniakiem w szkole! Podobno nawet Bethany z nim nie gada, bo to „wyższa półka”. W pewnej chwili poczułam wibracje w torbie, ale kiedy zobaczyłam znany numer, rozłączyłam się. Było mi trudno, ale musiałam. Nie chciałam teraz z nim rozmawiać.
- Co jest? – spytała od razu Janet widząc, że jestem smutna. – Jakieś kłopoty?
- Malutkie. – uspokoiłam ją i weszłyśmy do klasy. – Nic poważnego. Hej, mam pomysł! Zjedz z nami dzisiaj lunch!
- No nie wiem… - zawahała się. – To ciebie zaprosił, ja chyba nie jestem miel widziana.
- Nie przesadzaj!
          Usiadłyśmy dzisiaj razem, bo nie było Lizy, która podobno miała dar przewidywania kartkówek. Cholerna prawda! Po sprawdzeniu listy usłyszeliśmy sądne „Wyjmujemy karteczki!” i zaczęła się męczarnia. Co prawda uczyłam się wczoraj francuskiej gramatyki, ale teraz mało co pamiętałam. Jeszcze co chwila Janet się mnie o coś pytała bo zapomniała  jak się odmienia być przez osoby. Po skończonej kartkówce cała klasa zaczęła się wykłócać, że nie mieliśmy jeszcze takich rzeczy, ale nauczyciel to zignorował.
- Skąd ty tak znasz ten głupi francuski? – spytała z oburzeniem moja koleżanka.
- Uczyłam się jeszcze w Polsce. – odpowiedziałam i skupiłam się na lekcji.
          Po trzeciej lekcji opuściłam na chwilę dziewczyny i wyszłam na dwór odebrać telefon. Wyświetlił się numer Louisa, więc pomyślałam, że dzwoni chodzi o Eleonor. Niestety, dzwonił w zupełnie innej sprawie i dzwonił także ktoś zupełnie inny.
- Nareszcie odebrałaś. – usłyszałam głos Harrego. – Ile można?
- Jestem w szkole jakbyś nie wiedział. – odpowiedziałam szorstko.
- Wiem, ale musimy pogadać. – zaczął się od razu tłumaczyć.
- Nie Harry, nie musimy. – przerwałam mu z trudem. Tak bardzo chciałam żeby było już po wszystkim, żeby trzymał mnie w ramionach, a najbardziej chciałam żeby to co się stało nigdy nie miało miejsca. – Przynajmniej nie teraz. – dokończyłam.
 - Ale ty nie rozumiesz! – wydarł się z bólem w głosie. – To nie tak jak myślisz!
- Do widzenia Harry. - rozłączenie się było chyba najtrudniejszą rzeczą jaką zrobiłam. Z całych sil powstrzymywałam łzy, które cisnęły mi się do oczu, ale przyrzekłam sobie nie zrobię z siebie pośmiewiska w szkole.
          Czwarta lekcja to już był koszmar. Nie mogłam się w ogóle skupić, ciągle odpływałam. Zastanawiałam się jak Harry się będzie tłumaczył, a na dodatek stale chciało mi się płakać. Ze zniecierpliwieniem czekałam na dzwonek, a kiedy wreszcie wyszliśmy z Sali odciągnęłam Janet na chwilę.
- Słuchaj. – powiedziałam poważnie. – Ja idę do domu, źle się czuję. Mam dla ciebie zadanie. Pójdziesz do Erica i przeprosisz go, że nie zjem z nim dzisiaj.
- Nie! Nie ma mowy! – sprzeciwiła się. – Ja nigdy do niego nie zagadam!
- To napisz sobie to na kartce i naklej sobie na czole! Proszę Janet! Zobacz jaka to dla ciebie szansa! Nawet Bethany z nim nie gada! – zachęcałam ją dalej.
- Ale co mam mu powiedzieć?
- Że się źle czułam i musiałam pójść do domu. Proste. – zmierzyłam w stronę szafek. – Dziękuję. – przytuliłam ją kiedy wychodziła ze szkoły. – Jesteś kochana.
- Wiem. Zadzwonię do ciebie i powiem jak mi poszło. – powiedziała na dowidzenia.
          Czekając na autobus zastanawiałam się gdzie pojechać. Wybrałam centrum, dużo ludzi, dużo ruchu, mało miejsca na myślenie. Po pół godzinki byłam przy London Eye gdzie kłębiło się bardzo dużo turystów. Udałam się pierwszej lepszej kawiarni, ale jak zobaczyłam, że zwykłe ciastko z kremem kosztuje cztery funty, uznałam, że ona raczej zwykła nie była. Zajęło mi chwilę czasu zanim kupiłam kawę i szarlotkę i znalazłam miłe miejsce do posiedzenia. Przeglądałam dzisiejszą gazetę kiedy nagle podeszła do mnie kobieta w kapeluszu i z aparatem w ręku.
- Przepraszam, czy ty przypadkiem nie jesteś Kate? Ta od Harrego? – zapytała niepewnie siadając naprzeciwko mnie.
- Tak, to ja. – odpowiedziałam uprzejmie. – Mam na nazwisko Jabłońska.
- Jestem Emily Jonson, dziennikarka prasowa. Chciałabym ci zadać kilka pytań, mogłabym? – wyciągnęła z torby notes i długopis po czym spojrzała na mnie pytająco.
- Ależ tak, naturalnie.
- Powiedz mi, skąd jesteś? – zaczęła „krótki” wywiad.
- Z Polski. Przeprowadziliśmy się z rodziną kilka tygodni temu.
          Wypytywała mnie jeszcze piętnaście minut o bardzo podstawowe rzeczy, jak ile mam lat, czym się interesuję, jak się z Harrym poznaliśmy, ale; co mnie bardzo zdziwiło; nie spytała czy o Ashley. Może zbytnio się przejęłam, może to jego zwykła krewna. Po miłej rozmowie, pani Emily pożegnała się ze mną, zostawiając swoją wizytówkę na stole.
          Mój pierwszy wywiad, myślałam chodząc po galerii handlowej i oglądając tandetne sukienki. Kupiłam sobie jedną bluzkę i pasek, ale na tym zakończyłam moje zakupy. Już wiedziałam co na siebie założę na spotkanie z chłopakami i Eleonor. Kiedy wracałam do domu dostałam sms’a od Louisa, że jego dziewczyna będzie o piętnastej, więc zapraszają mnie za czwartą. Zadowolona, że mam jeszcze dużo czasu wyglądałam przez okno w autobusie. W pewnym momencie zabrzęczał mi telefon. Już prawie pewna, że to Harry spojrzałam na ekranik, ale myliłam się, pisał Niall.
          Wiadomość był treści, jakiej się nie spodziewałam, powiem więcej, zaskoczyła mnie. Wczoraj chłopak jeszcze twierdził, że mówią sobie z chłopakami o wszystkim, a teraz się mnie pytał czy przypadkiem nie ma ze mną Harrego. Podobno wyszedł z domu i powiedział tylko: Idę do niej. Ale o jaką „NIĄ” mu chodziło mogłam się tylko domyślać.


Like a BOSS ;P

                                                    
ALE MIAŁAM DZISIAJ WENĘ!! Mam nadzieję, że wam się podoba :) Boże, nie wierzę! Prawie 3 tysiące wejść! :O Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję <33

sobota, 24 marca 2012

16. Czemu on nie odbiera?

- Śpisz?
- Nie kurwa! – wydarłam się na Harrego, który śmiał budzić mnie o szóstej rano. Swoją drogą miałam zamiar już wstawać, ale on tego nie wiedział!
- Ups, chciałem tylko powiedzieć, że tęsknie. – powiedział słodko.
- I jak ja mam się teraz na ciebie złościć?
- Na mnie nie można się złościć. – usłyszałam po drugiej stronie. – Słuchaj, nie potrzebujesz podwózki do szkoły? Zawieziemy cię z Louisem.
- Byłoby mi bardzo miło, ale nie chcę zostać pożarta przez Bethany, że się z tobą pokazuje. – zaśmiałam się.
- Co się nią przejmujesz? Chcesz czy nie?
- Chce! – odparłam po chwili milczenia. – Bądźcie w pół do ósmej.
            Po jakże miłej pobudce radośnie poszłam do kuchni przygotować sobie śniadanie, które w dniu dzisiejszym składało się z jajecznicy i soku pomarańczowego. W dobrym humorze zaczęłam się ubierać wkładając na siebie ciemne rurki, białą bluzkę w zielone paski i kremowe conversy. Na rękę założyłam Lilou, którą dostałam od rodziców na szesnaste urodziny. Gotowa do wyjścia zahaczyłam o łazienkę, a potem zjadłam śniadanie. Byłam taka radosna, że przytulałam każdego domownika.
            Kiedy usłyszałam klakson na zewnątrz, pożegnałam się ze wszystkimi i wybiegłam przed dom.
- Witam piękną panią! – powitał mnie Louis otwierając drzwi od strony pasażera. – Specjalnie wywaliłem Harrego do tyłu żebyś mogła to siedzieć.
- Jakież to miłe. – odparłam i spojrzałam się w stronę Harrego, który niezadowolony siedział na tylnym siedzeniu. – Hej maluchu. Jak tam? – przywitałam się.
- Ja ci dam za tego malucha! – odgryzł się. – Dorosła się znalazła, słyszałeś Louis?
            Chłopak nie odpowiedział i ruszyliśmy do szkoły w milczeniu. Po chwili zaczęłam przeglądać płyty Louisa aż natrafiłam na Adele, którą bez namysłu włączyłam.
- Mamy dla ciebie niespodziankę. – oznajmił Harry wpychając głowę między nasze fotele. – A raczej on ma. – zwrócił się do przyjaciela.
- Jutro przyjeżdża Eleonor! – powiedział uradowany Lou. – Fajnie by było gdybyście się zaprzyjaźniły.
- Super! – ucieszyłam się. – Chętnie ją poznam. A czy mielibyście coś przeciwko, żebym poznała was z moją koleżanką? – spytałam nieśmiało.
- No ja nie wiem. – zażartował Hazza. – Stary co o tym myślisz?
- Chodzi mi głównie o Nialla. – przyznałam się. – Kojarzycie taką rudą dziewczynę, która mieszka obok mnie? – chłopcy potwierdzili, więc mówiłam dalej. – Niall ją kilka razy widział, ale nie ma odwagi zagadać i pomyślałam, że może ich ze sobą zapoznam.
- W sumie… Czemu nie. – zgodził się Louis. – Ale nie jutro…
- Nie ma sprawy. Jutro tylko ty i Eleonor. – obiecałam wysiadając z samochodu pod szkołą.
- Nie zapomnij o mnie. – powiedział Harry kiedy się z nimi żegnałam.
- Postaram się! – wystawiłam mu język i zdecydowanym krokiem ruszyłam w stronę budynku.
            Dotarłwszy do szafki sprawdziłam jaką lekcją zaczynamy i skierowałam się w stronę sali numer 27. Po drodze spotkałam brata, który jednak nawet mnie nie zauważył tak był wpatrzony w jakąś pierwszoklasistkę. Usiadłam pod drzwiami i zaczęłam słuchać muzyki. Po chwili mój spokój został zmącony.
- Witam moją nową koleżankę! – podszedł do mnie Josh i rozpychając się usiadł obok. – Czego słuchasz? – zabrał mi słuchawkę.
- Nie Josh! Oddaj! – próbowałam mu ją zabrać aby nie dowiedział się, że z mojego iPoda leciał właśnie Merylin Monson.
- Nie wyglądasz na taką co metalu słucha. – stwierdził kiedy włożył słuchawkę do ucha.
            Zignorowałam go i przyglądałam się reszcie mojej klasy. Niektórzy siedzieli w grupkach inni osobno. Moją uwagę przykuła para siedząca naprzeciw siebie i oglądające swoje nadgarstki.
- Kto to? – spytałam Josha zafascynowana.
- Greg i Polly. Dziwni są. Tną się, chodzą na jakieś wiece czy jak to się zwie. Hej, nie pochwaliłaś mojej nowej fryzury! – dodał urażony.
            Uważniej przyjrzałam się i rzeczywiście, jego grzywka zamiast na bok była podniesiona na żel i chłopak wyglądał trochę jak jeż.
- A rzeczywiście. – powiedziałam żeby zrobić mu przyjemność.
            Chwilę jeszcze siedzieliśmy słuchając piosenek, ale niedługo po tym przyszedł do nas nauczyciel i weszliśmy do klasy. Lekcje mijały mi bardzo szybko tego dnia. Pierwsza, druga, przerwa z dziewczynami w łazience, trzecie, czwarta, spotkanie z panią dyrektor, piąta. Chwila moment. Jaka pani dyrektor? To wy nie wiecie? Jak to, skoro podobno cała szkoła wie. No cóż…
            W połowie czwartej lekcji zostałam wezwana na dywanik do wielmożnej pani dyrektor, która chciała wiedzieć jak mi w nowej szkole. Chwilę po mnie przyszedł Rafał. On był tylko chwilę, bo robili jakąś inscenizacje w klasie i chciał na niej być. Mnie za to zatrzymała na dłużej.
- Katie, kochanie. – zaczęła. No pięknie, nie lubię kiedy tak się do mnie zwraca nauczyciel. – Słyszałam, że nie zostałaś przywitana jak należy. To prawda?
- Nie… - zawahałam się, ale uznałam, że nie będę opowiadać o Bethany. Jeszcze nie. – Wszyscy są bardzo mili.
- Na pewno? Odnalazłaś się w nowej klasie? – drążyła dalej temat.
- Oczywiście. Wszystko jest w porządku.
- Rozumiem. Wiedz jednak, że jeżeli coś by się działo możesz z tym do mnie przyjść, prawda?
- Naturalnie. Dziękuję za troskę. – pożegnałam się i wyszłam na korytarz.
            Szłam w stronę klasy kiedy zza rogu wyłoniła się Batheny. No pięknie, pomyślałam. Chciałam minąć ją bez słowa, ale zostałam niemiło potraktowana „z bara” a na dokładkę usłyszałam:
- Uważaj jak chodzisz.
- Może lepiej ty uważaj, gdzie stawiasz swoje różowe szpilki. – odgryzłam się.
- Widzę, że nie zrozumiałaś co znaczy nie wchodź mi w drogę. Wytłumaczyć mam?!
- Nie trzeba. Idź się cieszyć swoim Freddiem, a nie mi głowę zawracasz. Póki jeszcze możesz.
            Zostawiłam ją na korytarzu i dumnie wróciłam do klasy. Josh od razu chciał wiedzieć co się działo, ale trzymałam go chwilę w niepewności zanim opowiedziałam o co chodziło,  pominęłam jednak część o Bethany. Po obiedzie znalazłam Marlenę wracającą do domu i przyłączyłam się do niej. Rozmawiałyśmy trochę o szkole, trochę o planach na popołudnie aż w końcu przypomniałam sobie o moich planach swatki.
- Słuchaj, masz może wolny piątkowy wieczór? – spytałam Marleny.
- Tak, a co? – odparła zaciekawiona.
- Mam małą niespodziankę.
- O Boże! Jak ja kocham niespodzianki! Co to?! Co to?! – dopytywała się.
- Nie powiem! Zobaczysz, spodoba ci się. –zapewniłam ją. – Ale przedtem musimy się udać na małe zakupy.
- Czwartek pasuje?
- No jasne. – odpowiedziałam po czym pożegnałyśmy się i każda weszła do siebie.
            W domu nikogo nie było, ale postanowiłam, że będę dobrą córką i ugotuję obiad. Po przebraniu się zaczęłam się rządzić w kuchni podśpiewując jak Królewna Śnieżka. Chciałabym mieć takich pomocników jak ona! Po godzinie lasagne była gotowa i pachnąc czekała na rodzinę. Ja w ten czas posprzątałam i włączyłam telewizję, ale tylko na chwilę, bo niedługo potem do domu wrócił Rafał oraz rodzice z Anią.
            Wszyscy razem zasiedliśmy do stołu zajadając się obiadem. Moje dzieło spotkało się z wyrazami uznania z czego się niezmiernie ucieszyłam. Kiedy Rafał zmywał ja udałam się do pokoju odrobić lekcje i nauczyć się do kartkówki z francuskiego, która zbliżała się wielkimi krokami. Po godzinie było po wszystkim. Postanowiłam spotkać się z Harrym i pogadać trochę z Eleonor.
            Telefon odebrał Niall i oznajmił mi, że Harrego niestety nie ma w domu i nie wie kiedy wróci. Trochę zdziwiona spytałam czy on nie ma ochoty na spacer.
- No jasne! Zakładam kurtkę i jestem. – powiedział i rozłączył się.
            Chłopak nie kłamał dosłownie po pięciu minutach rozległo się pukanie do drzwi. Wzięłam kurtkę i poszliśmy z Niallem do parku.
- Wiesz może gdzie Harry pojechał? – spytałam na początku.
- Właśnie nie. – zamyślił się. – Dziwne, zawsze mówi gdzie jedzie, a teraz nawet Louis nie wie.
- Może tylko nie chce powiedzieć. – podsunęłam.
- O nie! My tacy nie jesteśmy. – oburzył się chłopak. – Mówimy sobie o wszystkim i nikt nie ma przed sobą tajemnic!
- Okej, okej. – podniosłam ręce do góry w geście obronnym. – Przepraszam.
            Chwilę szliśmy w milczeniu zapatrzeni w ciemną dal. Niall jak zwykle coś nucił, a ja rozmyślałam co może robić Harry w tym czasie.
- Jaka jest Eleonor? – spytała w końcu.
- Urocza na swój sposób. Zawsze się nami opiekuje, ale najbardziej Louisem. Wiesz, że Hazza na początku był o niego zazdrosny?! – wybuchnął śmiechem Niall.
- Polubi mnie? – spytałam niepewnie.
- Ciebie by nie polubiła?! Żartujesz! – podniósł mnie na duchu. – Na pewno znajdziecie wspólny język.
            Pochodziliśmy jeszcze chwilę, kiedy do Nialla zadzwonił Louis mówiąc żeby szybko wracał do domu.
- Coś się stało? – spytałam zdenerwowanego blondyna.
- Nie wiem, mam wracać.
- Mogę iść z tobą?
- Nie chcę być niemiły, ale to chyba nie najlepszy pomysł. – powiedział i pobiegł w stronę domu.
            Ja pochodziłam jeszcze chwilę po parku, ale potem też zmierzyłam w swoją stronę. Na koniec wybrałam jeszcze raz numer Harrego, ale po drugim sygnale połączenie zostało rozłączone. I to nie z mojej winy.



                                        
Ja się tu produkuję, a wy nie komentujecie... :( Dziękuję za pozytywne reakcje i mam nadzieję, że ktoś to jeszcze czyta :)

wtorek, 20 marca 2012

15. Zabawa w chowanego

- Myślisz, że coś jej się stało? – usłyszałam powoli się przebudzając.
- Nie wiem. Mogło dojść do najgorszego. – tłumaczył chłopakom Zayn. Leżałam z zamkniętymi oczami  i przysłuchiwałam się ich rozmowie.
- Harry uspokój się. – powiedział Louis. – Może nie jest tak jak myślimy.
- Nie?! To jak w takim razie?! – wydarł się na niego chłopak. Wyobraziłam go sobie jak chodzi po pokoju z zaciśniętymi w pięść dłońmi i nerwowo przeczesuje włosy.
- Cicho, bo ją obudzisz. – uciszył go Liam. – Jak wstanie to się dowiemy. Na razie nie ma co panikować. Usiądź i spróbuj się uspokoić.
- Cicho, cicho. – powiedział Niall kiedy przewróciłam się z boku na bok i przetarłam oczy. – Jak się czujesz? 
- Dziwnie. Długo spałam? – spytałam przecierając oczy. Cała piątka siedziała dookoła kanapy, Louis na fotelu, Zayn na podłodze, a Niall i Liam na przeciwległej kanapie. Harry niespokojny chodził po pokoju.
- Jakieś pół godziny. – oznajmił Liam. – Chcesz coś do picia?
- Nie, dziękuję. – odpowiedziałam zaspana. – Co się tak patrzycie? – spytałam kiedy zorientowałam, że wszyscy mi się przyglądają.
- Może jakieś wyjaśnienia?! – podszedł do mnie zirytowany Harry splatając ręce.
- Może trochę grzeczniej? – odgryzłam się urażona.
- Nie gniewaj się. Strasznie się martwimy. – wyjaśnił Zayn uśmiechając się zza pleców Hazzy.
- No tak. – przygryzłam wargę zawstydzona. Usiadłam po turecku i zaczęłam wracać myślami do tego okropnego popołudnia. – Zaczęło się w szkole. Na początku było dobrze, poznałam fajne osoby, nauczyciele też byli nie najgorsi. Po drugiej lekcji poszłam z dziewczynami do łazienki…
- Kolejna! Nie rozumiem co jest takiego w tej łazience, że łazicie tam takimi stadami. – przerwał mi Louis.
- Ogarnij się! – uciszył go Liam kuksańcem w bok. – Mów dalej. – zwrócił się do mnie.
- A tam spotkałyśmy Bethany. – skrzywiłam się na samo jej wspomnienie. – Zaczęła się mnie pytać czemu nie powiem moim nowym koleżankom o was pokazując jakieś pisemko, w którym były nasze zdjęcia. – spuściłam głowę i czekałam na ich reakcje, która jednak nie nadeszła. Cały czas siedzieli z otwartymi ustami i tylko Harry miał zacięty wyraz twarzy. – Nazwała mnie szmatą i powiedziała, że mam się z wami nie zadawać i nie wchodzić jej w drogę. Na następnej przerwie podszedł do mnie chłopak i spytał, czy nie chciałabym się z nim przejść. Kiedy doszliśmy do jakiegoś zakrętu, ten najzwyczajniej w świecie mi przyłożył.
            Zapanowała cisza. Popatrzyłam na chłopaków, których mimika zmieniła się diametralnie. Louis patrzył na mnie jakby mi nie wierzył, Zayn siedział z wytrzeszczonymi oczami, Niall zakrył usta dłonią a Liam wstał i poszedł do kuchni. Harry natomiast… On usiadł obok mnie na kanapie, wziął moją twarz w dłonie i badawczo się jej przyglądał. Zlustrował każdy jej milimetr, podczas gdy moje serce wyprawiało podniebne akrobacje.
- To tutaj? – spytał, opuszkami palców dotykając mojego policzka.
- Tak. – potwierdziłam i spuściłam wzrok. Harry odwrócił twarz od mojej i biorąc moją dłoń, zachęcił bym dalej opowiadała.
- Po powrocie do domu postanowiłam się przejść. Poszłam w stronę przystanku i po drodze spotkałam – tutaj się zawahałam, ale poczułam jak Harry mocniej ściska moją dłoń, więc wzięłam głębszy wdech i dokończyłam. – Ich.
- Co ci zrobili? – spytał przejęty Zayn.
- Oni… Zaciągnęli mnie w jakiś zaułek, zaczęli rozbierać, dotykać! – wyrzuciłam z siebie będąc na skraju płaczu. - Powiedzieli, że będą się mną bawić! Jeden z nich dobrał się do mnie, całował, macał! Myślałam, że tam umrę! – rozpłakałam się doszczętnie wtulając w Harrego. Chłopak kołysał mnie w ramionach dopóki nie uspokoiłam.
- Spokojnie, już dobrze. Nic ci nie będzie. – powtarzał spokojnym tonem.
- Czy on…? – spytał nieśmiało Louis, na jego policzkach malował się rumieniec. – No wiesz…
- Nie, nie zdążył. – odparłam pociągając nosem. – Ugryzłam go w wargę i uciekłam.
- Mądra dziewczyna! – pochwalił mnie Niall, śmiejąc się razem z chłopakami. Doprawdy nie wiem co ich tak śmieszyło. Tylko Zayn siedział z podkulonymi nogami i opartą głową na kolanach i nie śmiał się. Wpatrywał się w moje kolorowe skarpetki z myszką miki i milczał.
            Spojrzałam na zegarek, dochodziła siódma, więc nie było jeszcze tak źle. Myślałam, że było dużo później, a może to tylko ja byłam tak zmęczona? Siedziałam wtulona w Harrego, a moje oczy same się zamykały. Nie walczyłam z nimi. Powoli odpływałam w krainę snów, który była dużo przyjemniejsza niż szara rzeczywistość, chociaż, od kiedy poznałam One Direction, nie była ona aż taka wyprana z kolorów. Po chwili leżałam na plaży wsłuchując się w szum fal i krzyk mew. Powietrze wypełniał słony zapach morza, a moją twarz ogrzewały popołudniowe promienie słońca. Brzegiem fali szły gęsiego pingwiny kołysząc się miarowo na prawo i na lewo. Co chwila ich stópki obmywały chłodne fale, ale one nadal szły przed siebie podśpiewując jednostajną melodię. Usiadłam wyprostowana i zafascynowana patrzyłam na ptaki wędrujące brzegiem morza.
            Nagle ktoś zakrył mi od tyłu usta dłonią i zasłonił oczy czarną szmatką. Zaczęłam spadać w nicość, a razem ze mną kolorowe kulki. Krzyczałam nikt mnie nie słyszał, a kulki nadal leciały niewzruszone.
            Ze mną musiało być coś nie tak, skoro śniły mi się takie rzeczy. Cała zlana zimnym potem obudziłam się przerażona.
- Co się stało?! – spytał od razu zaniepokojony Harry, który nadal trzymał mnie w ramionach.
- Miałam dość dziwny sen. – zaczęłam, ale jak zawsze przerwał mi Louis.
- Ty miałaś dziwny sen?! To posłuchaj moich! – i chłopak zaczął dzielić się z nami swoimi marzeniami sennymi o Harrym i Zaynie. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać i generalnie zapanowała przyjemna atmosfera.
- Gdzie to się panienka wybiera? – spytał się Harry pogodnie kiedy próbowałam się wyplątać z koca i jego uścisku jednocześnie.
- Do łazienki. – zaśmiałam się. – Puść mnie idioto!
- Dobra, ale… Louis łap ją! – wypuścił mnie i od razu popchnął w otwarte ramiona przyjaciela.
- Mam cię! – śmiał się Lou biorąc mnie na ręce i biegając po pokoju. W końcu i ja zaczęłam się śmiać i udawać małe dziecko, które podaje się z rąk do rąk.
- Ja też ją chce! – krzyczał Niall goniąc przyjaciela, a kiedy w końcu wylądowałam w jego ramionach uciekł ze mną na górę.
- Niall! Oddawaj ją! – wydarł się Harry i słyszałam jak stacza się z kanapy i biegnie za nami po schodach. Ale my już byliśmy gdzie indziej. Siedzieliśmy w jakimś schowku ściśnięci jak sardynki w puszcze wśród szczotek, mopów i oboje pękaliśmy ze śmiechu.
- Cii! – położył mi Niall palec na ustach. – Niech się chłopak trochę natrudzi.
            I zamilkliśmy. Na mojej twarzy i tak malował się uśmiech, ale jakoś się powstrzymywałam od śmiechu, a mój przyjaciel poradził sobie inaczej. Z tylnej kieszeni spodni wyjął botanika i właśnie pochłaniał go w zawrotnym tempie.
- Chcesz? – spytał kiedy popatrzyłam na niego spode łba.
- Ej, chłopaki! – nie zdążyłam odpowiedzieć, bo na korytarzu rozległ się głos Harrego. – Wywiało ich! Niall wyłaź i oddawaj Katie!
            Zakryliśmy sobie usta rękoma żeby tylko nie wybuchnąć śmiechem i zamarliśmy w bezruchu.
- Jak mogłeś ich zgubić?! – dało się słyszeć Zayna z dołu.
- Liam, przynieś batonik to Niall wyjdzie! – żartował Louis. Spojrzałam w stronę chłopaka ale on tylko wzruszył ramionami. Widocznie był przyzwyczajony do tego typu żartów.
- Czekoladowy?!
- Tak! – to były ostatnie słowa jakie wypowiedzieli, bo potem było słychać tylko tupanie i wzajemne uciszanie się chłopaków.
- Ha! – krzyknął Zayn, ale niestety  w pokoju, do którego wtargnęli nas nie było.
- Kurde. – przeklął Liam po czym znowu zamilkli.
- Trzy, czte, ry! – i znowu nic. Kolejne niepowodzenie. – Tutaj też nie. – jeszcze kilka razy taka sytuacja się powtórzyła i chłopacy się poddali. Ale czy na pewno?
- Schowek na szczotki! – wydarł się Louis i usłyszeliśmy głośne kroki zmierzające w naszą stronę.
- Szybko, weź mop! – szepnęłam do Nialla i sama chwyciłam jakiś, bliżej nie określony przyrząd do czyszczenia podłóg.
            Nagle ktoś gwałtownie pociągnął za klamkę, ale nie zdążył niczego powiedzieć, bo został zaatakowany przez armię w postaci szczotki i mopa. Wyskoczyliśmy z Niallem ze schowka jak dwaj kieszonkowcy i posłaliśmy Louisowi piękny cios w brzuch. Chłopak padł na podłogę i zwijał się z bólu, ale już po chwili łapał nas za kostki.
- Chodźcie no tu! – krzyczał wijąc się. Zaczęliśmy z Niallem uciekać w różnych kierunkach.
            Ja wpadłam do czyjegoś pokoju i z impetem wypadłam na taras, którego drzwi były otwarte. Zatrzymałam się na barierce i ciężko oddychałam odpoczywając po wyczerpującym pościgu. Aż nagle ogarnęło mnie dziwne uczucie pustki. Na niebie świecił księżyc, który pozapalał już niektóre gwiazdy, a ja czułam się w stosunku do nich taka mała i bezradna. Stałam tam wpatrując się w wielką niebieską otchłań.
- O czym myślisz? – znienacka podszedł do mnie Harry obejmując od tyłu w talii.
- W sumie to o  niczym… - odparłam zamyślona.
- Liczyłem na inną odpowiedź. – zażartował i okręcił mnie w swoją stronę, a potem zajrzał głęboko w oczy.
            Staliśmy przez chwile bez ruchu upojeni pięknem tej chwili. Wokół nas cisza, nad nami gwiazdy… Harry bawił się moimi włosami, a potem zanurzył w nich twarz.
- Pięknie pachną. – wyszeptał, a ja czułam się jak księżniczka z bajki, która wreszcie spotkała wymarzonego księcia. – Już nigdy mi nie uciekaj. – spoważniał ponownie patrząc mi w oczy.
            Nie zamierzałam odpowiadać. Po prostu wspięłam się na palce i delikatnie go pocałowałam. Subtelnie żeby nie pomyślał, że się narzucam, ale jednocześnie czule i namiętnie. Harry nie potrzebował dłuższej zachęty. Wplótł mi palce we włosy i oddał pocałunek. Nie wiem ile tam staliśmy; dwie minuty, dziesięć? A może całą wieczność?
- Nie zamierzam ci więcej uciekać. – wyszeptałam kiedy na chwilkę się od siebie odkleiliśmy i obdarzyłam go promiennym uśmiechem.
            Złapaliśmy się za ręce i pomaszerowaliśmy na dół, gdzie wszyscy już siedzieli i oglądali telewizję. Radośnie nas powitali po czym wrócili do poprzedniego zajęcia.
- Harry, mówią o gali Brit awards! – oznajmił nam Louis.
- Pokarz! – krzyknął i momentalnie puścił moją rękę. – Co mówią?! Co mówią?!
- Że od początku był jeden faworyt. – odpowiedział Zayn.
- Pewnie Adele.
- A ja tam myślę, że wygracie! – powiedziałam podchodząc do kanapy, na której gnieździła się cała piątka.
            Nagle zadzwonił telefon. Wszyscy spojrzeli na Liama, który, w prawdzie trochę oburzony, w końcu wstał i zmierzył w stronę kuchni. Po chwili wrócił niosąc słuchawkę w dłoni.
- To do ciebie. – zwrócił się do Harrego przekazując mu telefon.
            Chłopak wyszedł z pokoju i poszedł rozmawiać gdzie indziej, a ja w tym czasie udałam się po coś do jedzenia. Niestety ich lodówka świeciła pustkami, no może oprócz kilku browarów i spleśniałych bananów, których jednak nie miałam ochoty próbować. Myszkowałam po całej kuchni aż w końcu natknęłam się na biszkopty schowane pod grubą warstwą gazet.
- Mogę? – spytałam chłopaków wracając do pokoju.
- Pytaj się Nialla. – rzucił Louis, który prowadził rozmowę z Liamem (mogę ją nawet nazwać L&L :D). Spojrzałam na chłopaka, a na jego twarzy ujrzałam wyraz niezadowolenia.
- Spokojnie, podzielę się z tobą. – pocieszyłam go na co widocznie się ucieszył. – Kto dzwonił?
- Nie wiem. – wzruszył ramionami Niall. – Chyba jakaś dawna znajoma, bo zawsze rozmawiał przy nas.
            Poczułam dziwne uczucie w żołądku. Czyżby zazdrość? Niecierpliwie czekałam na powrót Harrego, ale minęło jeszcze dużo czasu zanim to nastąpiło. Była prawie ósma i musiałam się zacząć zbierać więc nie doczekałam się zeznania z rozmowy. Poprosiłam tylko Nialla żeby napisał mi czy będą dzisiaj na Skypie i poszłam do domu.
            Na parterze paliło się światło, więc rodzice już wrócili i pewnie siedzą całą rodzinką na dole. Super, pomyślałam, zaczną się pytania. Po cichutku weszłam do domu licząc na cud, że oglądają jakiś teleturniej i nie będą zainteresowani co robiłam. Myliłam się jednak. Nie obyło się bez pytań gdzie byłam, czemu tak długo, dlaczego mam brudne spodnie, ale skłamałam, że byłam u Marleny i jakoś odpuścili. Tatę bardzo ciekawiło jak było w szkole więc kolejne dziesięć minut opowiadałam mu jak to zabawnie było na lekcjach i jakich mam miłych kolegów. Taa…
            Udałam się na górę, wzięłam szybki prysznic i czyściutka poszłam do siebie. Muszę się przyznać, cholernie się bałam jutrzejszego dnia. Ale to potwornie! Wybierając obranie nie myślałam o tym żeby dobrze wyglądać, tylko o żeby jak najmniej rzucać się w oczy.
- Ogarnij się dziewczyno. – skarciłam samą siebie. – Nic ci się nie stanie! Nie możesz się tak bać, to nie w twoim stylu!
            Lekko podbudowana włączyłam komputer i od razu sprawdziłam powiadomienia. Może moja mama ma racje, może mam nałóg siedzenia na tym Fejsie? Zaakceptowałam zaproszenia i zaczęłam szukać Bethany i jej ekipy. Kiedy wreszcie ją znalazłam, szczęka opadła mi do ziemi. Zaczęłam czytać przeróżne opowieści wyssane z palce jaka to jestem podła, jaka ze mnie szmata i zdzira bo postanowiłam pokazać się jej na oczy.
            Jeden w szczególności zwrócił moją uwagę: „Szmata pożałuje, że się w ogóle do Londynu przeniosła chuj wie skąd! Jeżeli to czytasz idiotko to przypomnij sobie co ci powiedziałam w szkole i weź to sobie do tego zafajdanego serca i nie pokazuj mi się na oczy!”
To już była przesad! Dziewczyna nie miała odwagi pogadać w cztery oczy? Dobra! Skoro tak chce się bawić, proszę bardzo! Wcisnęłam skomentuj i przelałam kilka brzydkich słów, ale uznałam, że lepiej pooddzielać to jakimiś normalnymi zdaniami żeby nie wyszło, że analfabetką jestem. Po skończonej pracy przeczytałam moje dzieło, z którego byłam bardzo dumna. Przeczytać wam? Ok. JIdź sobie dziewczynko pokrzyczeć może na kogoś innego, bo mnie to jakoś specjalnie nie rusza. Myślisz, że nikt się nie dowie o Freddim?! To mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę! Lepiej wybierz sobie laluniu jakąś zajebiście różową maskę, która zasłoni twój krzywy ryj skoro nie chcesz mnie widzieć, bo jakoś nie zamierzam się schować w kącie i płakać. Jesteś żałosna tyle ci powiem. A i jeszcze jedno, odezwiesz się do mnie słowem, a przeczyta o tobie cały Londyn w artykule pt.: Bethany, szmata z Churchill School.”
            Zadowolona z siebie, napisałam do Marleny czy może nie miałaby ochoty wpaść dzisiaj do mnie na godzinkę. Po chwili zbiegałam po schodach żeby jej otworzyć.
- Dobry wieczór. – przywitała się grzecznie z moimi rodzicami kiedy szłyśmy do kuchni.
- Co chcesz do jedzenia? – spytałam zakładając, że Marlena tak jak ja długo bez jedzenia nie przeżyje. Nie myliłam się, po chwili zmierzałyśmy w stronę mojego pokoju z paczką chipsów i galaretkami.
- Słyszałam, że miałaś kontakt z Bethany w szkole. – powiedziała siadając na łóżku.
- Cała szkoła już wie? – spytałam zniechęcona, zajadając galaretkę malinową.
- Ha! Pytanie! Ej, a ty na serio znasz tych One Direction? – zainteresowała się.
- Tak, na serio. Ty też mogłaś ich poznać, przecież mieszkają kilka domów obok.
- Ta piątka?!
- Tak. W sumie fajni z nich goście. – opowiadałam.
- Już ci mówiłam, że mi tylko Mike w głowie. – rozmarzyła się Marlena.
- Bo ich jeszcze nie widziałaś! Mówię ci są obłędni! Czekaj, puszczę ci ich piosenki. – powiedziałam, po czym włączyłam jej piosenkę Everything About You, która szczerze mówiąc bardzo mi się podoba.
- Nieźli są. – skomentowała Marlena wyglądając przez okno. – Puść coś jeszcze!
            Włączyłam jej całą płytę, podczas której wygłupiałyśmy się, gadałyśmy i śmiałyśmy. Spędziłam z Marlena bardzo miło czas i wcale nie chciałyśmy się żegnać. Postanowiłyśmy, że będziemy wywieszać kolorowe kartki w oknach jak coś będziemy chciały powiedzieć. Na przykład żółta oznaczała: nudzi mi się, wpadnij. Czerwona: stało się coś romantycznego. Niebieska: właź na fejs i tym podobne. Marlena powiedziała, że mam się nie przyjmować Bethany bo w końcu jej przejdzie.
            W dobrym humorze poszłam się myć a potem szczęśliwa zasnęłam. A przynajmniej tak mi się wydawało. Jak tylko zamknęłam oczy przede mną stanął złośliwie uśmiechnięty Freddie z kolegami. Natychmiast zapaliłam światło i oddychałam przerażona. Przecież w takim stanie w ogóle nie zasnę, więc wzięłam iPoda i zaczęłam słuchać piosenki Moments, która rozwala mnie emocjonalnie. Nie wiem co ma w sobie takiego, ale jak jej słuchałam kilka łez spłynęło po moim policzku.
            Nie kojarzę momentu, w którym odpłynęłam, ale jak w nocy się obudziłam, płyta się skończyła, a ja mogłam spokojnie zasnąć.



                                             
Tak strasznie Was przepraszam, że straaasznie długo nie pisałam :( Jest mi cholernie głupio, ale poprawię się, obiecuję!. Dziękuję za komentarze i na prośby postaram się dodać następny rozdział do piątku :) Mam nadzieję, że się podoba no i proszę, nie przestawajcie czytać. Zrozumcie, że mam mało czasu, a staram się robić to najlepiej jak potrafię xoxo

piątek, 9 marca 2012

14. Zabawisz się?


- Wszystko w porządku? – usłyszałam kiedy tylko otworzyłam oczy. Rozejrzałam się dookoła. Siedziałam na toalecie w damskiej łazience, a nade mną stała przerażona Janet.
- Chyba tak. – odparłam masując obolałą szczękę. – Bardzo widać?
- Na razie nie, ale będziesz miała niezłą śliwę za parę godzin. – powiedziała z troską moja koleżanka i wyjęła z torby lusterko żebym mogła się przejrzeć. Wyglądałam marnie. Mętne oczy, zakrwawiony nos, przygryziona warga i potargane włosy.
- Co się stało?
- Liczyłam na to, że ty mi powiesz. – powiedziała lekko zawiedziona Janet poprawiając grzywkę. – Znalazłam cię płaczącą na korytarzu i zabrałam tutaj. Jest lekcja nawiasem mówiąc. – puściła mi oko.
- Nie pamiętam tego. – wydusiłam zszokowana.
- Jak to?! – przeraziła się.
- Po prostu. – wzruszyłam ramionami. – Ostatnią rzeczą, którą pamiętam był soczysty cios od jakiegoś chłopaka, który mówił, żebym nie zadzierała z Bethany.
- Freddie. – wysyczała Janet przez zęby. – Po co z nim poszłaś?! – oburzyła się.
- Wydawał się miły. – wyznałam zawstydzona podchodząc do lustra. – Janet! Mówiłaś, że ni widać!
- Może trochę. To co robimy? – w tym momencie zrobiło mi się bardzo miło. Powiedziała romiMY, czyli martwiła się o mnie. Wyciągnęłam puder z torby i usiłowałam zamaskować siniaka.
- Nic, wrócimy do klasy i nie powiemy nikomu, że mnie napadli.
- A twoje zaniki pamięci?! – przejęła się Janet. – Ja uważam, że powinnyśmy iść do pielęgniarki, a najlepiej to do dyrektorki.
- Nie przesadzaj. – uspokoiłam ją. – Za trzy godziny koniec lekcji. Wrócę do domu i będzie po sprawie. Tylko nie mów nikomu, dobra? Nie chcę żeby się cała szkoła dowiedziała.
- Sądzę, że już za późno. Pewnie Bethany rozesłała plotkę, że cię ktoś pobił, a ona umywa ręce.
- Nie ma to jak idealny pierwszy dzień w szkole. – skwitowałam i wyszłyśmy z łazienki.
          Zastanawiałam się, jak zareaguje mama kiedy zauważy podbite oko i siniaka na policzku. Co ja tej Bethany zrobiłam?! Jak tak bardzo chce, mogę ją zapoznać z chłopakami, ale wątpię, żeby oni chcieli ją poznać. Chyba, że ją uraziłam samym przyjściem tutaj, albo powiedziałam coś, co ona źle zinterpretowała. Nie miałam pojęcia. I jeszcze ten chłopak.
- Kim jest ten Freddie? – zapytałam Janet.
- Chłopak Bethany. – usłyszałam w odpowiedzi. No właśnie, nie ma dziewczyna odwagi ze mną porozmawiać i musi nasyłać jakiego dresa żeby mi dołożył? Żałosne. Tak rozmyślając przemierzałyśmy szkolne korytarze, raz tylko zatrzymując się przy automacie z napojami.
Janet narzekała, że nie ma Coli waniliowej, ale w końcu wzięła sok pomarańczowy. Kiedy znalazłyśmy upragnioną salę 107 postanowiłyśmy ustalić zeznania, żeby każda nie walnęła innej wersji naszego zniknięcia.
- Szukałam Sali, a ty poszłaś do szafki po zeszyt i po drodze mnie spotkałaś. – zaproponowałam.
- To możemy już powiedzieć, że porwali mnie kosmici. – zażartowała. – Kowalska nikogo nie wypuszcza z lekcji.
- W takim razie, źle się poczułaś i… - nie zdążyłam dokończyć.
- Dobra, nie ważne. – przerwała mi Janet i weszła do klasy.
          Głowy wszystkich odwróciły się w naszą stronę, a nauczycielka przestała coś tłumaczyć. Napotkałam wzrok Josha, który zajął mi miejsce. Uśmiechnęłam się do niego, a potem skupiłam na tym, żeby dobrze się wytłumaczyć.
- Spóźnienie, moje panie. – powiedziała pani Kowalska. – Janet, usiądź. A ciebie to ja jeszcze nie znam. – zwróciła się do mnie.
- Nie, jestem Kate Jabłońska.  – przedstawiłam się uprzejmie. – Od dzisiaj nowa w klasie.
- Rozumiem. Ale wiesz chyba, że spóźniać się nie należy?
- Oczywiście, przepraszam bardzo. – powiedziałam, po czym usiadłam obok Josha czerwona jak burak. Nie obyło się oczywiście bez pytań gdzie byłam, ale jak się okazało, pani Kowalska była bardo miła jak na nią.
          Godziny leciały jak szalone. Angielski, historia, biologia minęły jak z bicza strzelił. Lunch zjadłam z Janet i jej koleżankami, ale dostałam także propozycję od Josha i jego kumpli. Polubiłam tego chłopaka, był miły, zabawny i bystry. Wybrałam jednak dziewczyny, bo uznałam, że one lepiej widzą kogo unikać. Po skończonych lekcjach cichaczem przemykałam szkolnym korytarzem żeby dotrzeć do szafki, ale i tak nie obeszło się bez spotkania z Bethany. Minęła mnie na schodach i popatrzyła lodowatym spojrzeniem godnym Edwarda ze Zmierzchu, pod którym mimowolnie się skurczyłam.
          Zastanawiałam się czy zadzwonić po tatę aby mnie odebrał, ale w końcu uznałam, że się przejdę, a świeże powietrze dobrze mi zrobi. Zarzuciłam więc torbę na ramię i pomaszerowałam w stronę przystanku, na którym stało już dużo osób ze szkoły. Próbowałam znaleźć wzrokiem Marlenę, ale jej klasa kończyła chyba później, bo nie zauważyłam nawet jej koleżanek.
          Do domu dotarłam stosunkowo szybko, więc zostawiłam torbę przy drzwiach i udałam się mały spacerek po parku. Przyznam, że miałam w tym pewien cel, a mianowicie liczyłam na spotkanie z chłopakami. Chociaż… Siniak był już pewnie nieźle widoczny, a oni chcieli by wiedzieć co się stało.
          Usiadłam na ławeczce i zaczęłam rozmyślać. Zatęskniłam za moimi przyjaciółkami, brakowało mi ich tutaj bez względu na to, jak wspaniały był Londyn. A wcale nie był taki różowy. Przynajmniej w moich oczach, które właśnie zachodziły łzami. Przypomniałam sobie nasze wspólne popołudnia spędzane na próbach nauki i oglądaniu tandetnych komedii, żeby którejś poprawić humor. Wróciły wszystkie nasze konflikty, które z perspektywy czasu wcale nie miały sensu. Każda kłótnia jawiła mi się teraz jakby zdarzyła się wczoraj, jakbym właśnie wróciła do domu ze szkoły i zastanawiała się, czy jedna z nich przypadkiem nie miała racji i nie powinnam jej przeprosić. Znowu usłyszałam nasz wspólny śmiech, poczułam na policzkach te same łzy, które smakowały tak samo gorzko jak wtedy.
          Siedziałam i płakałam, ale nie byłam w stanie powiedzieć z jakiego powodu. Miarka się przebrała i nie wytrzymałam. Przyczyniły się do tego wydarzenia dzisiejszego dnia, rozłąka z przyjaciółmi, stres związany z nową szkołą… Podniosłam głowę i czerwonymi oczami obserwowałam przechodniów, którzy rzucali mi zdziwione spojrzenia, ale przechodzili obojętnie. W pewnym momencie mojego wewnętrznego monologu, poczułam jak w kieszeni wibruje mi telefon. Wycierając nos, zerknęłam na wyświetlasz i uśmiechnęłam się przez łzy kiedy odczytałam wiadomość od Harrego:
Jak tam w szkole było? Skrycie liczę na dzisiejsze spotkanie ;)
          Pośpiesznie odpisałam, że było ciekawie, ale nie opowiedziałam mu co się stało. Nie miałam także zamiaru opowiadać mu tego w cztery oczy, więc spotkanie odpadało. Pociągając nosem wstałam i poczłapałam, bo trudno to było nazwać chodzeniem, w stronę domu.
- Jestem! – krzyknęłam zamykając drzwi, ale nikogo jeszcze nie było. Tym lepiej. Bez wahania zmierzyłam w stronę lodówki, po to by, po chwili odejść od niej z tabliczką białej czekolady, chipsów oraz dwóch paczek żelek. Moja recepta na dołka.
          Zabrałam się za odrabianie lekcji, które szły stanowczo zbyt łatwo. Może powinnam doprowadzać się do takiego stanu przed klasówką z matematyki? Biologia – zrobione. Angielski – zrobione. Matma - ? zrobione! Kiedy skończyłam dochodziła piąta. Spojrzałam na telefon i dosłownie się przeraziłam, dziewięć nieodebranych połączeń i trzy wiadomości. Pośpiesznie przeczytałam każdą a nich, po czym oddzwoniłam do nadawcy.
- Tak? – odezwał się Harry po drugiej stronie.
- Dzwoniłeś?
- No co ty nie powiesz! – usłyszałam ironię w jego głosie. – Z dwadzieścia razy.
- Nie przesadzaj, tylko dziewięć. – żartowałam. Kurcze, te słodycze naprawdę pomagają! – Co się stało?
- Dlaczego nie możesz się dzisiaj spotkać? – spytał zawiedziony.
- Ma innego! – usłyszałam w tle krzyczącego Louisa.
- Dobra macie mnie… Spędzam noc z MATEMATYKĄ i – urwałam, żeby wprowadzić trochę napięcia. – słodyczami!
- Oj, to bardzo zły znak. – wyrwał Harremu telefon Louis. – Moja siostra jak ma chandrę to opycha się tymi wszystkimi świństwami. Na pewno wszystko w porządku? – spytał zmartwiony.
- No jasne. – robiłam dobrą minę do złej gry. – Damskie sprawy.
- To kiedy się zobaczymy? – spytał Harry, który teraz trzymał telefon.
- Jutro? – zaproponowałam próbując wyobrazić sobie jak będzie wyglądał ten dzień w szkole.
- Zgoda.
- To na razie. – pożegnałam się.
- Będziemy tęsknić! – wydarł się znowu Louis.
- Ja najbardziej. – podsumował Harry po czym zakończył rozmowę zostawiając mnie samą z myślami.
          Udałam się do łazienki ocenić stan mojej twarzy i po raz drugi doznałam wstrząsu. Na policzku malowała się klasyczna śliwa, a oko wyglądało jak podbite przez zawodowca. Przemyłam twarz i pokryłam grubą warstwą pudru. Nie było już tak źle, teraz mogę powiedzieć, że dostałam drzwiczkami od szafki i na pewno to kupią. Oho, o wilku mowa.
          Usłyszałam jak na dole ktoś stawia siatki na podłodze, a to mogło oznaczać tylko jedno – mama. Z wymuszonym uśmiechem na ustach zbiegłam po schodach i zostałam solidnie wyciskana na powitanie.
- Jak było? Opowiadaj! – zarządziła mama rozpakowując siatki z zakupami.
- Ciekawie. – powtórzyłam jej to samo co Harremu. – Poznałam fajną dziewczynę, ma na imię Janet, oprócz tego jeszcze kilka innych osób.
- A jak poziom? Wyższy jak u nas?
- Niższy, ale nauczyciele spoko.
- Zjesz obiad? – zapytała kiedy wypytała mnie już o wszystko.
- Nie mam ochoty, poza tym chciałam się spotkać z Marleną. – skłamałam, żeby tylko wyjść z domu. Chociaż to nie był taki głupi pomysł.
- Nie ma sprawy. – dała mi mama buziaka na pożegnanie. – Idź i baw się dobrze.
          Kiedy zamknęły się za mną drzwi, poczułam chłodne marcowe powietrze na twarzy. Zapięłam się pod szyję i pomaszerowałam w stronę przystanku. To jednak nie był dobry pomysł. W połowie drogi zauważyłam zmierzającą w moją stronę grupkę osób składającą się czwórki zakapturzonych chłopaków.
- Te, lala! – usłyszałam kiedy się do mnie zbliżyli. – Dokąd to tak posuwasz?
          Nie odpowiedziałam i szłam dalej próbując ich wyminąć.
- Nie poznajesz mnie? – zaczepił mnie chłopak, od którego wcześniej oberwałam.
- Trudno zapomnieć. – odgryzłam się.
- U, jaka zadziorna! Lubię takie. – usłyszałam za plecami, a po chwili ktoś złapał mnie za nadgarstek. – Nie chcesz się zabawić? – wysyczał mi w szyję któryś z nich.
          Przeszły mnie ciarki po całym ciele. Ten typ był tak obrzydliwy, że chciało mi się wymiotować. Ze wstrętu i strachu jednocześnie. Milczałam, więc Freddie, bo chyba tak się nazywał chłopak, który mi dołożył, ponowił pytanie.
- Nie chce. – próbowałam wydostać się z uchwytu jednego z nich, ale trzymał mnie zbyt mocno.
- Na pewno? Chodź, będzie fajnie, zobaczysz. – namawiał mnie nadal jakiś niski chłopak, który głową sięgał tuż nad mój biust. Zaczął rozwiązywać mój płaszcz i wsuwać rękę pod bluzkę.
          Kiedy zaczęłam się szarpać, koleś który mnie trzymał, tylko złapał mocniej i przysunął swoją twarz do mojej. Poczułam na szyi jego śmierdzący wódką oddech i ponownie zrobiło mi się niedobrze. Oblał mnie zimny dreszcz i pożałowałam, że wyszłam z domu.
- Zacznę krzyczeć. – ostrzegłam kiedy Freddie prowadził mnie w stronę wąskiej uliczki bez żadnej latarni.
- Mamy na to kilka sposobów. – zaśmiał się szyderczo „mały” i dodał – Ile rzeczy chcesz mieć w buzi do ssania? Jednego czy może chcesz zadowolić całą czwórkę?
          To wywołała powszechny śmiech, ale ja wcale się nie śmiałam. Byłam przerażona. Kolana się pode mną uginały, dłonie miałam całe spocone, a puder, który nałożyłam, spłynął już dawno z potem, odsłaniając pięknego siniaka.
- Do twarzy ci z nim. – powiedział Freddie po czym zbliżył swoją twarz do mojej i przejechał językiem po policzku. Wzdrygnęłam się znowu, a on zaczął się śmiać. – Niedoświadczona. – skwitował i podszedł do swoich kolegów coś z nimi obgadać.
          Po chwili wrócili całą czwórką i okrążyli mnie przywierając do muru. Stali ramię koło ramienia, więc nie miałam szans na ucieczkę. Boże, co ja mam zrobić?! Pierwszy podszedł Freddie. Zdjął mój płaszcz po czym złapał za nadgarstki i pociągnął za ręce do góry. Złapał mnie z talii i przysunął się jak najbliżej mógł. Stałam oparta o mur niezdolna do żadnego ruchu, a on bezkarnie zjeżdżał rękoma poniżej linii bioder. Złapał mnie za pośladek i popchnął w jego stronę także wygięłam się w łuk. Freddie wplótł swoją rękę w moje włosy i zaczął mnie całować. Bezczelnie wepchnął mi język do gardła chrapiąc przy tym jakby raz miał szczytować. Wpił się w moje usta obśliniając mnie niemiłosiernie. Poczułam jak jego biodra zaczynają poruszać się w miarowy sposób, do przodu i do tyłu. Przód tył, przód, tył. Freddie wyjął rękę z moich majtek i zaczął rozpinać swój rozporek. Wydobyłam z siebie cichy jęk kiedy poczułam jak i mój suwak został rozpięty. Nic nie mogłam zrobić, chłopak trzymał mnie zbyt kurczowo, a jego członek sterczał już na zewnątrz, a po chwili miał się znaleźć we mnie.
          Teraz albo nigdy, pomyślałam i jak najmocniej ugryzłam Freddiego w wargę. Czułam jak przebijam jego skórę, a na moich ustach pojawia się jego krew.
- Cholera! – zawołał Freddie i odskoczył jak oparzony łapiąc się za wargę. Na to tylko czekałam. Chwyciłam płaszcz i puściłam się biegiem przed siebie. Nie oglądałam się. Biegałam myśląc tylko o tym żeby wydostać się z tego koszmaru i znaleźć się jak najdalej od niego. Kilka razy się potknęłam i zaczęła mnie boleć kostka, ale wtedy przypominałam sobie o tamtych chłopakach i znowu zaczynałam biec szybciej.
          Dopiero po długim czasie odważyłam się spojrzeć za siebie. Zwolniłam trochę i odwróciłam głowę, a tam… Nikogo nie zauważyłam. Kamień spadł mi z serca i przystanęłam Rozejrzałam się dookoła.
- No pięknie. – powiedziałam do siebie. – Gdzie ja do cholery jestem?
          Włóczyłam się po Londynie na obolałych nogach, aż w końcu nie miałam już siły. Oparłam się mur i osunęłam na ziemię. Podkurczyłam nogi i tak siedziałam płacząc jak małe dziecko, które zgubiło się w super markecie. Nie wiem ile tam siedziałam, godzinę? Może mniej. Przytomność wróciła mi kiedy usłyszałam jakieś głosy w oddali. Nie miałam siły wstać, więc zwinęłam się tylko w jak najmniejszą kulką, moim ciałem wstrząsały spazmy płaczu.
          Słyszałam, że ten ktoś przyśpieszył i teraz już biegł w moją stronę. Nie miałam jednak odwagi podnieść głowy i sprawdzić kto to.
- Boże, co się stało?! – usłyszałam głos nad sobą. – Halo! Słyszysz mnie?!
          Chwila, gdyby to byli oni czy pytaliby się co się stało? Cała zapłakana otworzyłam oczy i zauważyłam przerażoną twarz Zyna nad sobą, przez co jeszcze bardziej się rozpłakałam.
- Matko Święta! Katie! Co ty tu robisz, co się stało?! – pytał nadal chłopak chwytając moją twarz w dłonie. Nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego słowa, więc zarzuciłam mu ręce na szyje i powtarzałam tylko „Zayn, Zayn”.
- Już dobrze. Spokojnie, jestem tutaj. – mówił uspokajającym tonem. Wziął mnie na ręce, przykrył płaszczem, a dodatkowo owinął swoją kurtką. Słyszałam jak dzwoni po kogoś, ale nie obchodziło mnie już po kogo. Poczułam się bezpieczna i wiedziałam, że nic mi się już nie stanie.
          Przestałam płakać i odpłynęłam do czasu jak Zayn wkładał mnie do samochodu.
- Boże! – usłyszałam czyjś głos kiedy chłopak zamknął drzwi. – Co jej się stało?!
- Nie wiem Louis. Znalazłem ją płaczącą i trzęsącą się na jakimś zadupiu.– oznajmił Zayn i ruszyliśmy. Leżałam jak nieżywa na tylnym siedzeniu i tak też się czułam, jak trup. Kompletnie wypruta z energii, emocji i jakichkolwiek uczuć.
- Nie mam dobrych przeczuć. – odezwał się kierowca z troską w głosie. Na tym ich rozmowa się skończyła i nie odzywali się aż do momentu kiedy samochód się zatrzymał.
- Leć po chłopaków! – zakomenderował Louis. – Niech przygotują koce, wodę jakieś jedzenie.
          Po chwili byłam już w ramionach chłopaka. Cicho jęknęłam kiedy próbował jedną ręką otworzyć furtkę, ale tak to nie miałam mu nic do zarzucenia. Kilkunasto sekundowa podróż z samochodu do domu minęła bez upuszczenia.
- Z drogi. Odsuńcie się. – mówił Louis niosąc mnie zapewnie do salonu. – Pytania później. Liam gdzie są koce?! Kurna chłopaki ruszcie się!
          Położył mnie delikatnie na kanapie zdejmując kurtkę Zayna i mój płaszcz. Zwinęłam się w kłębek bo nagle zrobiło się strasznie zimno, ale ktoś przykrył mnie kocem i momentalnie było lepiej. Bezpieczna zasnęłam snem (prawie) wiecznym.

                                                          
Wczorajsza wena... Jestem strasznie zadowolona z tego rozdziału i przepraszam, że tak późno, ale mam nadzieję, że się podoba <3 Mam 9 OBSERWATORÓW jeeej :D Dobijemy do 10? Miłego czytania ;P
+ oglądacie dzisiaj czat z chłopakami? :D