wtorek, 17 kwietnia 2012

20. Imperza part I

Obudziłam się z przekonaniem, że to będzie cudowny dzień. Wszystko było zaplanowane, jedzenie kupione, filmy wybrane, a ubrania przygotowane. Tak, to z pewnością będzie zajebisty wieczór. Leżałam uśmiechając się do sufitu i wyobrażając sobie przebieg naszego spotkania. Po jakiś pięciu minutach zerwałam się z entuzjazmem z łóżka z zamiarem dotarcia do szafy, ale niestety daleko nie doszłam. Zakręciło mi się w głowie, a przed oczami zrobiło się nagle ciemno i wylądowałam na podłodze.
- Kate! Kochanie, słyszysz mnie?!
                Powoli, mrużąc oczy, podniosłam głowę i zamglonym wzrokiem popatrzyłam na zebraną wokół mnie rodzinkę. Miałam sucho w ustach, a w głowie tak mi się kręciło, że zdawało mi się, że zaraz zwymiotuję prosto na mamę. Opadłam z powrotem w ramiona taty i z całych sił starałam się powstrzymać wirujący świat.
- Wszystko dobzie? – usłyszałam zmartwiony głosik Ani. Chciałam odpowiedzieć, ale bałam się, że znowu odpłynę, albo co gorsza nie wydobędzie się ze mnie żaden głos.
- Tak maluchu, Katie tylko kręci się w główce. – mama idealnie odczytała mój stan.
- Ale nie jest chola, prawda? – dopytywała się dalej siostra.
- Oczywiście, że nie.
            Ponowiłam próbę podniesienia głowy, ale tym razem zabrałam się do tego rozsądniej. Powoli, ostrożnie otwierałam jedno, potem drugie okno, następnie delikatnie, wspierając się na ramieniu taty, podniosłam głowę cały czas wpatrując się w jeden punkt. Kolano Rafała. Niestety skubaniec cholernie mi to utrudnił, kiedy postanowił wstać i odmaszerować w bliżej nieznanym kierunku.
- Jak się czujesz? – spytał tata kiedy moja głowa była w pozycji w miarę pionowej.
- Dziwnie. – odparłam. – Tak jakby pusta w środku. Co się stało?
- Zemdlałaś skarbie. – wyjaśniła mama podając mi szklankę wody. – Chcesz się położyć? Lekarz już jedzie.
- Co?! – przeraziłam się na samo wspomnienie tego okropnego starszego pana z wąsami, który był znajomym taty. – Przecież wiecie, że nie go nie znoszę!
- Spokojnie kochanie. Połóż się, nie przemęczaj się. – próbował załagodzić sytuację tata.
- Przecież nic mi nie jest. – upierałam się dalej, próbując wstać, ale bezskutecznie.
- Nie, tylko straciłaś przytomność na jakieś pół godziny. – dorzucił swoje pięć groszy Rafał, który wrócił z puszką Coli.
- Serio? Aż tak długo leżałam pod szafą jak trup?!
- Dlatego się martwimy. – powiedziała zatroskana mama. – Karol – zwróciła się do taty. – zanieś ją na kanapę, a ja w tym czasie zrobię śniadanie.
            Po chwili leżałam bezwładnie w jego ramionach, a świat znowu zaczął wirować z zawrotną prędkością. W sekundę potem cały mój wczorajszy obiad wylądował na taty skarpetkach .
- Przepraszam. – wyszeptałam zawstydzona, że doprowadziłam się do takiego stanu i zatkałam sobie buzię pięścią. Tata położył mnie delikatnie na kanapie, a Ania przykryła kocem. Czułam się fatalnie; kręciło mi się w głowie, było mi niedobrze i jeszcze byłam głodna.
- Ale jesteś zielona. – określiła mnie Ania i pobiegła do kuchni, żeby za chwilę wrócić z Rafałem, którego ciągnęła za rękaw. – Pats na nią. Wygląda jak grzyb.
- Grzyb? – zdziwił się brat.
- No tak. Taki zielony muchomol. – zaśmiała się mała.
- Tylko białych kropek jej brakuje, co nie?
- Nio! – nabijali się ze mnie w najlepsze i nikt ich nie karał! Co to za sprawiedliwość na tym świecie?! Zamknęłam oczy aby powstrzymać kolejną falę nudności, ale niestety znowu mi się to nie udało i zwymiotowałam na dywan.
- Fuuuj! – zaczęła krzyczeć Ania i od razu pobiegła do mamy.
- Masz, wypij to. – podała mi szklankę z jakimś żółtym płynem kiedy razem z siostrą wróciły do salonu.
- Co to?
- Pij.
            Po dokładnym zapoznaniem się z zapachem roztworu wzięłam głęboki wdech i zaczęłam pić nie skupiając się na ohydnym smaku. Zatrzymałam się w połowie szklanki  i z obrzydzeniem oddałam ją mamie.
- Fuj, nie chcę więcej. – marudziłam jak pięciolatek.
- Jeszcze trochę. To krople żołądkowe.
            Zmusiłam się do ostatnich kilku łyków i  czekałam, aż lekarstwo zacznie działać. Po jakiś piętnastu minutach przyjechał lekarz i wyjmując swoją starą teczkę zaczął mnie wypytać o to, co ostatnio jadłam, czy dużo piłam, czy byłam na  świeżym powietrzu, ile czasu spędziłam przed komputerem. Odpowiadałam krótkimi zdaniami i modliłam się, żeby ten facet sobie już poszedł. Zrobił to dopiero po pół godzinie stwierdziwszy, że mam grypę żołądkową i po przepisaniu tony środków na wymioty.
- Zakaz wychodzenia z domu do poniedziałku. – oznajmił na pożegnanie.
- Ale jak to?! Nie możliwe! Ja mam dzisiaj bardzo ważne spotkanie, muszę tam być! – wykłócałam się z lekarzem, ale ten wcale nie był chętny do rozmowy. Założył kurtkę i powiedział tylko:
- Jak do południa nie będziesz wymiotować, możesz iść. Inaczej wykluczone.
            Opadłam z powrotem na kanapę i modliłam się, żeby było wszystko w porządku. Mamy z Anią już nie było, a Rafał z tatą właśnie zbierali się do wyjścia. Mój brat przeze mnie nie poszedł na pierwszą lekcję, a tata spóźni się do pracy.
- Odpoczywaj i dużo śpij, a jakby coś się działo, to dzwoń od razu, dobrze? – podszedł do mnie i ucałował w czoło.
- Dobrze tato. – uśmiechnęłam się do niego blado i pożegnałam Rafał skinieniem dłoni.
            Po chwili zostałam sama i otuliła mnie przyjemna cisza pustego domu. Leżałam jakiś czas wpatrując się we wczesno wiosenny poranek za oknem i zastanawiałam się, czy ten dzień na pewno będzie taki wspaniały jak go sobie wyobrażałam. Wzięłam telefon i wykonałam kilka telefonów; do Janet, powiedzieć, że jestem chora, do Marleny, uprzedzić, że nie będę z nimi pić i na koniec do Harrego powiedzieć o tym co zaszło.
- A teraz jak się czujesz? – spytał zmartwiony.
- Lepiej. – powiedziałam ziewając. – Jak macie ochotę to możecie wpaść. Nudzi mi się trochę.
- Bardzo chętnie, ale widzisz, mamy dzisiaj sesję zdjęciową i raczej przed trzecią nie skończymy. Będziemy cię wspierać na odległość.
- Ale wieczorem się widzimy? – upewniłam się czy nie zapomnieli.
- Naturalnie! Już się nie mogę doczekać, aż cię zobaczę. – powiedziała zmysłowo, a ja zapragnęłam go mieć tuż przy sobie i przytulić.
- To do zobaczenia.
- Już nie długo kochanie.
            I znowu cisza. Dziwne wrażenie, jakby ktoś cię obserwował. Odwróciłam się na drugi bok i zapadłam w długi sen. Śniło mi się, że idę bardzo długim korytarzem z żółtymi ścianami i obrazami drzew w ogromnych brązowych ramach. Każde z tych drzew odwracało głowy kiedy przechodziłam i wyciągało swoje długie korzenie w moją stronę. Przyśpieszyłam kiedy usłyszałam w oddali wołający mnie głos Zayna. Stał na końcu tego korytarza i rozmawiał z jednym z obrazów, a kiedy do niego podeszłam, złapał mnie w pasie i przytulił. Powiedział, że te drzewa są tutaj, żeby uświadomić mi jak bardzo mnie kocha. Ale chwila, Zayn? Zayn mnie kocha? Chciałam się trochę odsunąć, ale chłopak trzymał mnie mocno w ramionach i nie zamierzał puścić. Popatrzyłam mu w oczy, a on bez zastanowienia pochylił się i pocałował mnie.
            Wokół mnie znowu panowała cisza. Znowu leżałam na kanapie przykryta kocem. Znowu byłam sama, bez Zayna i jego wyznania. Spojrzałam na zegarek, dochodziła 12.
- Pora na „małe conieco” – powiedziałam do siebie i udałam się do kuchni.
Penetrowałam lodówkę, aż natrafiłam na jakąś zupkę w słoiku dla Ani, która idealnie nadawała się na dzisiejszą okazję. Przyznaję, nie pachniała za ciekawie, ale uznałam, że jeżeli chce dzisiaj iść do chłopaków, to muszę o siebie zadbać. Zasiadłam przed telewizorem z jedzeniem na kolanach i zaczęłam oglądać Króla Lwa. Po pół godzinie kolejna porcja kropli żołądkowych, lekarstwa i mogłam wrócić do seansu.
Kocham ten film, naprawdę. Od maleńkości płaczę przy momencie kiedy Mufasa umiera i Simba musi uciekać. Tak było i tym razem. Siedziałam otulona kocem i ryczałam jak bóbr co chwila pociągając nosem. Kiedy film się skończył dochodziła druga i zadzwoniłam do taty, żeby powiedzieć, że wszystko jest już w porządku i mogę wieczorem iść do chłopaków.
- Ale na pewno? Nie oszukujesz mnie? – dopytywał się namolnie.
- Tak tato, wszystko dobrze. Nie wymiotowałam od poranku, wszystko gra. – uspokajałam go.
- Skoro tak mówisz… My dzisiaj będziemy później, więc pewnie wyjdziesz przed nami. Tylko uważaj tam na siebie. – wyczułam nutkę zawahania w jego głosie. – I nie pij tylko, bardzo cię proszę.
- W porządku. – odparłam z pewnym żalem, ale postanowiłam dotrzymać słowa.
            Po rozmowie z tatą, położyłam się spać i obudziłam się dopiero o piątej. Wzięłam kolejną porcję leków i poszłam do łazienki żeby odświeżyć się przed imprezą. Zakręciłam włosy i w dresach spędziłam kolejną godzinę. Tak jak się umawiałyśmy, Marlena była po 18 i razem zaczęłyśmy się ubierać i przygotowywać. Przyniosła ze sobą nie tylko kupę ubrań, ale także babeczki upieczone przez jej mamę, które zniknęły (nie wiadomo gdzie!) w zastraszającym tempie!
            Marlena wybrała beżowy kostium, który razem kupiłyśmy, do tego brązowe koturny i długi naszyjnik, a włosy upięła w wysokiego koka. Najdłużej zajęło nam malowanie. Jaki kolor cieni? Czy robić kreskę? Jak długie rzęsy? W końcu stanęło na brzoskwiniowych cieniach i brązowej kredce.
- Założę się, że oni będą w dresach i brudnych skarpetkach. – zaśmiała się kiedy ja zakładałam moją kreację.
- Zatłukłabym ich chyba gdyby tak zrobili! – powiedziałam wychodząc z łazienki. – I jak?
- No nieźle młoda. – pochwaliła mój strój Marlena.
            Miałam na sobie granatowe rurki, białą luźną bluzkę, jasno brązowy kardigan i beżowy pasek. Problem polegał tylko na butach. W końcu zawędziłam mamie z szafy wysokie skurzane oficerki. Do tego Marlena zrobiła mi delikatny makijaż i po siódmej byłyśmy gotowe. Zadzwoniłam do Harrego spytać się czy są już w domu, ale powiedział, że dopiero dojeżdżają i żebyśmy dały im jeszcze kilka minut na ogarnięcie.
            Jak poprosili, tak zrobiłyśmy. Zabrałyśmy wszystkie potrzebne rzeczy i udałyśmy się do domu Marleny po jej kosmetyczkę i inne pierdoły. Rozsadzała nas energia, skakałyśmy w salonie i śmiałyśmy się z niczego. Strasznie się cieszyłam, że wreszcie poznam z chłopakami Marlenę. Ona i Niall będą ślicznie wyglądali. W pewnej chwili poczułam wibracje w kieszeni, po czym usłyszałam głos Louisa w słuchawce:
- GOTOWE!
            Uśmiechnęłam do Marleny i obie ruszyłyśmy w stronę posiadłości One Direction. Obie miałyśmy banany na twarzach i rumieńce na policzkach. Ja prawię skakałam z radości i nie mogłam się doczekać, aż wprowadzę mój plan swatki w życie. Kiedy przechodziłyśmy przez furtkę Marlena złapała mnie za rękaw kurtki i zatrzymała się.
- Dawaj, będzie super! – zachęciłam ją i zaczęłam pchać w stronę drzwi.
- Ale ja, ja się wstydzę.
- Oj przestań, nie ma czego! Na pewno cię polubią. Dzwonisz, czy ja mam to zrobić?
            Nie zdążyła odpowiedzieć, bo nagle drzwi się gwałtownie otworzyły i stanął w nich Louis z uśmiechem na twarzy.
- Siema wielkoludzie! – przywitałam się z chłopakiem i wbiegłam do środka ciągnąc za sobą Marlenę. – Gdzie wszyscy? – spytałam Louisa kiedy zobaczyłam, że w salonie nikogo nie ma.
- Tajemnica. – wyszczerzył się do mnie. – Przygotowaliśmy dla was małą grę. Ale gdzie moje maniery, jestem Louis. – zwrócił się do mojej koleżanki.
- Marlena. Miło mi. – uśmiechnęła się do niego, a on niespodziewanie ją przytulił.
- On tak zawsze. – wyjaśniłam Marlenie zza jego pleców. – To jaka to gra?
- A właśnie. Poczekajcie tu chwilkę. – powiedział po czym pognał na górę.
            Zostałyśmy z Marleną same, a ja aż kipiałam od środka, żeby spytać się o jej reakcje.
- Wariat. – podsumowała go jednym słowem.
- I tu się z tobą zgodzę, ale poczekaj aż poznasz resztę.
            Po chwili wrócił Louis niosąc ze sobą dwie czarne chustki. Kazał nam zostawić rzeczy na podłodze, a sam zasłonił nam oczy. Powiedział żebym to poczekała, potem, z tego co się zorientowałam, zabrał gdzieś Marlenę. Stała spokojnie w salonie i czekałam aż coś się wydarzy. Jako, że nie należę do osób cierpliwych, po około minucie próbowałam znaleźć fotel, bo zaczęły mnie boleć nogi, ale jakoś nie szło mi to najlepiej. W pewnym momencie straciłam kontakt z ziemią i ktoś podniósł mnie do góry.
            Od razu wróciły mdłości i zawroty głowy z poranku. Złapałam się tego kogoś Korczowo i próbowałam nie myśleć o niczym. W końcu nie wytrzymałam i z trudem odezwałam się do mojego porywacza.
- Nie wiem którym z nich jesteś, ale mógłbyś mnie postawić, bo zaraz zwymiotuję?
            Nie usłyszałam odpowiedzi, ale po chwili stałam na własnych nogach  i byłam prowadzona od tyłu. Starałam się wywąchać kto taki był ze mną, ale znałam jedynie perfumy Harrego, a te zdecydowanie nimi nie pachniały.
- Dobra, stój. – usłyszałam za sobą sztucznie wysoki głos.
- Zayn! Ha mam cię! – odwróciłam się i zaczęłam macać jego twarz i poszukiwaniu potwierdzenia.
- Przestań, bo wszystko zepsujesz. – powiedziała już normalnie chłopak. – Gotowi? Trzy-czte-ry!
            Moim oczom ukazał się przytulny pokój na poddaszu gdzie stały dwie kanapy, plazma i mnóstwo poduszek. Dookoła chłopcy poustawiali świecie i rozłożyli koce, a Niall stał z miską popcornu w rękach. Wszyscy byli ubrani w piżamki i patrzyli na nas, na mnie i Marlenę, jak małe dzieci.
- Rany, ale tu fajnie! – krzyknęłam i rzuciłam się w poduszki. – Super to zrobiliście!
- Mój pomysł! – zgłosił się Niall odstawiając popcorn.
- A wy czemu nie w piżamkach? – spytał się Harry podchodząc do mnie i dając całusa.
-  Hej, hej. Coś chyba nie taka kolejność. – usiadłam wyprostowana i popatrzyłam na nich spode łba. – To jest Marlena. – powiedziałam w końcu, bo ile można czekać, żeby sami na to wpadli.
- Zayn. – podszedł do niej brunet i uścisnął jej rękę.
- Niall! – uśmiechnął się chłopak i od razu przeszedł do przytulania.
- Liam… Harry… - przedstawiła się reszta.
- Ale fajnie was poznać! – cieszyła się Marlen patrząc na nich z błyszczącymi oczami.
            Odcięłam się na chwilę od całej sytuacji, żeby ocenić zachowanie Nialla w stosunku do niej. Patrzyła na nią z ukosa i nieśmiało się uśmiechał. A ona? Ona wpatrywała się w Zayna, który rozmawiał z Liamem. Chwila, moment! W Zayna?! A nie w Nialla…
- Kate! – usłyszałam głos Harrego obok siebie.
- Hm? – popatrzyłam na niego nieobecnym spojrzeniem.
- Dlaczego nie w piżamce?
- Zaraz będziemy, prawda Marlena? – zwróciłam się do przyjaciółki. – Wybaczcie na moment, idziemy się przebrać.
            Wzięłam Marlenę na rękę i wyszłyśmy na korytarz. Nasze rzeczy zostały na dole, więc miałam chwilę żeby wypytać ją o chłopaków, ale ona jak na złość nie chciała niczego powiedzieć! Próbowałam różnych sposobów, ale ona i tak milczała jak zaklęta. Kiedy wróciłyśmy na górę z rzeczami uświadomiłam sobie jedną rzecz.
- Harry. – zwróciłam się do niego. – Zapomniałam piżamki…


                                
Obiecałam i proszę bardzo! ta dam! Jest nowy rodział pisany przez bite dwa dni, mam nadzieję, że się spodoba. Chciałabym przy okazji podziękować za tyle wejść, jesteście niesamowite! <33 Do piątku mam nadzieje uda mi się napisać dalszy ciąg! ♥♥♥

3 komentarze:

  1. Świetny! nie mogę doczekac się następnego rozdziału! Dodaj jak najszybciej! Zapraszam na mojego nowego bloga http://dusia-i-madzia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. BOSKI ojej ale zmartwiło mnie to że Marlena patrzyła na Zayna a nie na Nialla :< ja nie chce żeby ON cierpiał bo to jest taki słodziak że O MATKO ! <3
    CIESZE SIĘ BARDZO ŻE NOWY ROZDZIAŁ I W PIĄTEK MOŻLIWE NASTĘPNY : O

    OdpowiedzUsuń
  3. kurde no super poprostu!<3 własnie niall jest cudny! też go uwielbiam<3 ale rozdział świetny! czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń