niedziela, 29 kwietnia 2012

22. Łzy

Zatkało mnie. Totalnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Stałam i jak niedorozwinięta patrzyłam się na Marlenę. To nie tak miało być! Już sobie ułożyłam cały plan rozwijania się ich związku, a ta mi nagle mówi, że Zayna woli?!
- Ale, ale… - nie potrafiłam skleić sensownego zdania. – Przecież Niall jest…
- Wiem, jest uroczy, ale nie moja wina, że to z Zaynem się wczoraj całowałam. Nie w butelce. – dodała po chwili ze skruchą.
- Byłaś pijana! – wypomniałam jej. – To tak jak ja bym powiedziała, że nie kocham Harrego, bo wczoraj się z Louisem całowałam! Marlena, pomyśl, proszę cię. Nie mam nic do Zayna, bardzo go lubię, ale na pewno nie czujesz niczego do Nialla?
            Pokręciła głową i popatrzyła na mnie przepraszająco.
- A czy, ten no, Zayn odwzajemnia to „uczucie”?
- Nie wiem. – wzruszyła ramionami.
- Proszę cię, zastanów się jeszcze. – błagałam ją. Nie chodziło o to, że nie lubiłam bruneta, nie myślcie tak! Po prostu Niall wydawał mi się bardziej, hmm, idealny? Czułam, że Marlena będzie przy nim szczęśliwa. No, ale w końcu to jej wybór.
- Dobrze, ale niczego nie obiecuję. – powiedziała i wyszła z pokoju. Ja siedziałam jeszcze chwilę zastanawiając się co ze sobą zrobić, kiedy nagle usłyszałam telefon.
            Zaczęłam nerwowo przerzucać ubrania w torbie w jego poszukiwaniu i udało mi się odebrać w ostatniej chwili. Dzwoniła mama. Po pierwszych słowach serce stanęło mi w miejscu. Krew odpłynęła z twarzy. Przed oczami widziałam ciemność. Mama mówiła szybko, jakby czytała z karki, albo nauczyła się teksu na pamięć. Jej słowa były wyprane z uczuć, a w jej głosie słychać było pustkę. Kiedy skończyła, ja milczałam. Odsunęłam telefon od ucha i siedziałam niedowierzając słowom, które przed chwilą usłyszałam. Nie chciałam w nie wierzyć. Odłożyłam telefon i z kamienną twarzą wyszłam z pokoju. Zatrzymałam się w połowie schodów, bo dopiero wtedy dotarło do mnie co się stało.
            Łzy płynęły mi strumieniem po twarzy, a ja nie byłam w stanie wydusić z siebie nawet najcichszego słowa. Pierwszy zauważył mnie Niall, a chwilę po nim reszta. Harry zerwał się od razu i pod biegł do mnie.
- Co się stało? Katie! Co się stało?! – jego słowa docierały do mnie jakby z oddali. Patrzyłam na niego przeszklonymi, nieobecnymi oczami, aż w końcu wpadłam mu w ramiona i rozpłakałam się histerycznie.
            Niewiele się zastanawiając wziął mnie na ręce i poszedł na kanapę, gdzie kołysał mnie w swoich ramionach. A ja płakałam. Ciągle.
- Już dobrze. W porządku. – powtarzali wszyscy, mimo że nie wiedzieli co się stało.
- Nic nie będzie dobrze! – wykrzyknęłam w końcu między spazmami płaczu. – Rozumiecie?! Nic! Ania jest śmiertelnie chora!
            Zapadła grobowa cisza. Słychać było tylko mój płacz. Łapałam łapczywie powietrze wtulona w Harrego, który teraz przytulał mnie jeszcze mocniej. Po chwili usłyszałam jak ktoś wstaje, a zaraz potem trzaska drzwiami. Po pokoju rozległy się szepty i szlochy. Powoli pokuj się wyludniał, aż zostałam w nim tylko ja z Harrym. Słyszałam, że on też płakał. Głaskał mnie po głowie i kołysał jak małe dziecko. Nie pytał o nic. Upłynęło dużo czasu zanim doszłam do siebie, a raczej łzy przestały kapać na koszulę Harrego.
- Masz kałuże na ramieniu. – powiedziałam uśmiechając się smutno.
- Nie przejmuj się. – patrzył mi głęboko w oczy. W jego odbijał się spokój i pewnego rodzaju dojrzałość. Żadne z nas nic nie mówiło, siedziałam mu kolanach i oddychałam ciężko, próbując uspokoić łkanie.          
            Nie pamiętam momentu, w którym zasnęłam. Chyba było to między smutnym spojrzeniem numer 109398537, a smutnym spojrzeniem numer 209398537. Obudziłam się w pokoju Harrego, przykryta kołdrą. Za oknem zachodziło słońce muskając moją twarz ciepłymi promieniami. Piekły mnie oczy, ale nie chciało mi się płakać. Czułam taką pustkę w sobie, zero emocji czy uczuć. Leżałam przez dłuższy czas patrząc jak słońce znika za horyzontem, a kiedy całkowicie się schowało, postanowiłam wstać i coś ze sobą zrobić. Zarzuciłam na siebie pierwszą lepszą bluzę i wyszłam na korytarz.
            Na piętrze nikogo nie było, z pokoi nie dobiegały mnie żadne dźwięki ani nie było widać świateł. Kiedy weszłam do kuchni, zauważyłam ich wszystkich siedzących przy stole i cicho rozmawiających. Kiedy mnie zobaczyli uśmiechnęli się niewinnie. A co innego mogli zrobić? Pewnie nie do końca wiedzieli jak się zachować. Nalałam sobie szklankę wody i usiadłam na wolnym krześle. Popatrzyłam po ich twarzach. Każdy z był smutny: Niall siedział z pięścią w buzi, Liam wpatrywał się w jeden punkt, Zayn obgryzał paznokcie, Louis trzymał Marlenę za rękę i pociągał nosem, Harry patrzył na mnie cierpiącym wręcz wzrokiem, a Marlena cichutko płakała. Nikt nie wiedział co powiedzieć.
- Nie chcę żebyście byli smutni. – odezwałam się w końcu ochrypłym od płaczu głosem. – Chcę widzieć te uśmiechnięte twarze, które tak kocham.
            Znowu cisza. Pociągnęłam nosem i spojrzałam na Harrego, który stale mi się przyglądał. Wzięłam jego twarz w dłonie i spojrzałam głęboko w oczy.
- Proszę, uśmiechnij się. – poprosiłam opierając się o jego czoło.
- Jak mam się śmiać w takiej chwili? – spytał w końcu ze smutkiem w oczach.
- Dla mnie.
            Popatrzył mi głęboko w oczy i z trudem na jego twarzy zagościł uśmiech, choć na bardzo krótko, bo od razu ustąpił miejsca zmartwieniu i Harry mnie przytulił.
- Wiesz dokładnie co jej jest? – spytał nieśmiało Niall.
- Nie. – pokręciłam głową. – Mama mówiła tylko, że są z Anią w szpitalu i zadzwoni po mnie jak wrócą. Z tego co pamiętam to chyba coś z serduszkiem.
            I znowu ta niezręczna cisza. Przysięgam, że słyszałam bzyczenie muchy tak jak na filmach. Siedzieliśmy wpatrując się we własne dłonie zatopieni w myślach. Nie wiem nad czym zastanawiała się reszta. Ja wyobrażałam sobie życie bez Ani. Co to będzie za życie?! Poczułam jak jedna łza spływa mi po policzku. O i druga. Przywoływałam nasze wspólne wakacje, chwile spędzone na rysowaniu wymarzonego domu. Pamiętam jak gotowałam jej obiadki kiedy mama późno wracała, albo odbierałam z przedszkola. A potem przypomniało mi się co mama kiedyś powiedziała, że jestem dla Ani autorytetem. O i trzecia łza.
            W końcu nie wytrzymałam. Zerwałam się z kolan Harrego i wybiegłam na taras. Słyszałam, że ktoś za mną wstaje, ale na zewnątrz byłam sama. Usiadłam pod ścianą i płakałam. Otoczyłam nogi rękoma i kiwałam się jak dziecko z chorobą sierocą. I płakałam. Płakałam. Nie wieżyłam, że moja mała siostryczka niedługo umrze. Nie wieżyłam. W pewnym momencie przyszedł do mnie Niall i najzwyczajniej w świecie przytulił. Nic nie mówił, poprostu usiadł obok i mnie przytulał. Potem przyszła reszta, Harry, Louis, Liam i Zayn z Marleną. Nikt się nie odzywał tylko sluchali mojego płaczu, który powoli się uspokajał.
- Nie powiem, że będzie dobrze, bo wiem, że tak nie będzie. - powiedział w pewnym momencie Liam. - Ale musisz się trzymać, pokazać Ani, żeby się nie martwiła. Musisz być silna dla niej.
- Jaka mowa, stary. - dorzucił Louis, ale dostał kukcańca w bok i się zamknął.
            Wzięłam głębok oddech i popatrzyłam na każdego z osobna. Wszyscy mięli smutek wyrysowany natwarzch. Obdarzyłam ich słabym usmiechem i powiedziałam:
- Dziękuję. Harry, mógłbyś mnie odprowadzić?
- Jasne, wezmę twoje rzeczy i możemy iść. - powiedział i poszedł do domu.
             Wszyscy wstaliśmy z zimnej posadzki tarasu i udaliśmy się za Harrym do środka. Kiedy zszedł z góry z moją torbą, wyściskałam wszystkich i obiecałam, że jak będę coś wiedziała to dam im znać. Kiedy wychodziliśmy, widziałam, że Marlena ociera łzy i przytula się do Nialla. Zimne powietrze uderzyło mnie w twarz wysuszając ostatnie łzy. Szliśmy z Harrym za rękę nie odzywając się oboje zatopienie we własnych myślach. Kiedy doszliśmy pod moje drzwi, przytulił mnie jak najmocniej. Staliśmy chwilę w objęciach, a  potem usłyszałam najsudowniejszą rzecz na świecie.
- Nie ważne jak się sprawy potoczą. Nie wolno ci się załamać. Pamiętaj, że zawsze będę przy tobie i nie ważne co się stanie, będę tu zawszę. Proszę, pamiętaj o tym. I uśmiechaj się. Tak jak dawniej. Przyżeknij mi to, Katie. - powiedział patrząc mi w oczy.
- Obiecuję.
               Na dowidzenia pocałował mnie delikatnie i weszłam do domu, którego w ogóle nie poznawałam. Był jakiś inny, odmienny. Kiedy weszłam do salonu mama popatrzyła na mnie z wyrzutem.
- Musimy porozmawiać. - powiedziała chłodno.
               Ale ja nie chciałam o niczym rozmawiać. Uciekłam na górę i zatrzasnęłam się w moim pokoju. Nie chciałam wiedzieć co będzie dalej.

                                 
Kochane, wybaczcie, że znowu duży odstęp czasu mi się zrobił, mam nadzieję, że się nie gniewacie :)) Rozdział nieco smutny, ale hmm, podoba mi się. Przyznam się, że kilka razy zmieniałam jego wersję dlatego trochę mi to czasu zajeło, a nawet się popłakałam (ale nie powiem kiedy). Od razu mówię, że następny rozdział bedzie pewnie za jekieś półtora tygodnia do dwóch bo wyjeżdżam na tydzień do Londynu i raczej nie będę miała możli wości pisnia :( Jak chcecie, wstawię tu później zdęcia, bo może (!!!) zobaczę chłopców? Kto wie :P Miłego czytania

4 komentarze:

  1. Trochę smutny ale i tak świetny! Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału oby jednak pojawił się jak najszybciej!No nic czekam:**

    OdpowiedzUsuń
  2. jej nie spodziewałam sie takiego obrotu sprawy! ale rozdział fajny :D może bedziesz miała to szczęście i ich spotkasz hahaha powodzenia :D

    OdpowiedzUsuń
  3. ŚWIETNE ! taki tam dramacik nie jest zły : p
    o boże ty jedziesz do LONDYNU dziewczyno nawet nie wiesz jak ja ci zazdroszcze <3 tylko nie zemdlej jak ich zobaczysz tylko krzycz żeby do nas przyjechali <333333333

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajebiście! Przeczytałam twojego bloga od początku i kurde dziewczyno ty masz talent! Czekam ze niecierpliwieniem na nn :)

    OdpowiedzUsuń