piątek, 9 marca 2012

14. Zabawisz się?


- Wszystko w porządku? – usłyszałam kiedy tylko otworzyłam oczy. Rozejrzałam się dookoła. Siedziałam na toalecie w damskiej łazience, a nade mną stała przerażona Janet.
- Chyba tak. – odparłam masując obolałą szczękę. – Bardzo widać?
- Na razie nie, ale będziesz miała niezłą śliwę za parę godzin. – powiedziała z troską moja koleżanka i wyjęła z torby lusterko żebym mogła się przejrzeć. Wyglądałam marnie. Mętne oczy, zakrwawiony nos, przygryziona warga i potargane włosy.
- Co się stało?
- Liczyłam na to, że ty mi powiesz. – powiedziała lekko zawiedziona Janet poprawiając grzywkę. – Znalazłam cię płaczącą na korytarzu i zabrałam tutaj. Jest lekcja nawiasem mówiąc. – puściła mi oko.
- Nie pamiętam tego. – wydusiłam zszokowana.
- Jak to?! – przeraziła się.
- Po prostu. – wzruszyłam ramionami. – Ostatnią rzeczą, którą pamiętam był soczysty cios od jakiegoś chłopaka, który mówił, żebym nie zadzierała z Bethany.
- Freddie. – wysyczała Janet przez zęby. – Po co z nim poszłaś?! – oburzyła się.
- Wydawał się miły. – wyznałam zawstydzona podchodząc do lustra. – Janet! Mówiłaś, że ni widać!
- Może trochę. To co robimy? – w tym momencie zrobiło mi się bardzo miło. Powiedziała romiMY, czyli martwiła się o mnie. Wyciągnęłam puder z torby i usiłowałam zamaskować siniaka.
- Nic, wrócimy do klasy i nie powiemy nikomu, że mnie napadli.
- A twoje zaniki pamięci?! – przejęła się Janet. – Ja uważam, że powinnyśmy iść do pielęgniarki, a najlepiej to do dyrektorki.
- Nie przesadzaj. – uspokoiłam ją. – Za trzy godziny koniec lekcji. Wrócę do domu i będzie po sprawie. Tylko nie mów nikomu, dobra? Nie chcę żeby się cała szkoła dowiedziała.
- Sądzę, że już za późno. Pewnie Bethany rozesłała plotkę, że cię ktoś pobił, a ona umywa ręce.
- Nie ma to jak idealny pierwszy dzień w szkole. – skwitowałam i wyszłyśmy z łazienki.
          Zastanawiałam się, jak zareaguje mama kiedy zauważy podbite oko i siniaka na policzku. Co ja tej Bethany zrobiłam?! Jak tak bardzo chce, mogę ją zapoznać z chłopakami, ale wątpię, żeby oni chcieli ją poznać. Chyba, że ją uraziłam samym przyjściem tutaj, albo powiedziałam coś, co ona źle zinterpretowała. Nie miałam pojęcia. I jeszcze ten chłopak.
- Kim jest ten Freddie? – zapytałam Janet.
- Chłopak Bethany. – usłyszałam w odpowiedzi. No właśnie, nie ma dziewczyna odwagi ze mną porozmawiać i musi nasyłać jakiego dresa żeby mi dołożył? Żałosne. Tak rozmyślając przemierzałyśmy szkolne korytarze, raz tylko zatrzymując się przy automacie z napojami.
Janet narzekała, że nie ma Coli waniliowej, ale w końcu wzięła sok pomarańczowy. Kiedy znalazłyśmy upragnioną salę 107 postanowiłyśmy ustalić zeznania, żeby każda nie walnęła innej wersji naszego zniknięcia.
- Szukałam Sali, a ty poszłaś do szafki po zeszyt i po drodze mnie spotkałaś. – zaproponowałam.
- To możemy już powiedzieć, że porwali mnie kosmici. – zażartowała. – Kowalska nikogo nie wypuszcza z lekcji.
- W takim razie, źle się poczułaś i… - nie zdążyłam dokończyć.
- Dobra, nie ważne. – przerwała mi Janet i weszła do klasy.
          Głowy wszystkich odwróciły się w naszą stronę, a nauczycielka przestała coś tłumaczyć. Napotkałam wzrok Josha, który zajął mi miejsce. Uśmiechnęłam się do niego, a potem skupiłam na tym, żeby dobrze się wytłumaczyć.
- Spóźnienie, moje panie. – powiedziała pani Kowalska. – Janet, usiądź. A ciebie to ja jeszcze nie znam. – zwróciła się do mnie.
- Nie, jestem Kate Jabłońska.  – przedstawiłam się uprzejmie. – Od dzisiaj nowa w klasie.
- Rozumiem. Ale wiesz chyba, że spóźniać się nie należy?
- Oczywiście, przepraszam bardzo. – powiedziałam, po czym usiadłam obok Josha czerwona jak burak. Nie obyło się oczywiście bez pytań gdzie byłam, ale jak się okazało, pani Kowalska była bardo miła jak na nią.
          Godziny leciały jak szalone. Angielski, historia, biologia minęły jak z bicza strzelił. Lunch zjadłam z Janet i jej koleżankami, ale dostałam także propozycję od Josha i jego kumpli. Polubiłam tego chłopaka, był miły, zabawny i bystry. Wybrałam jednak dziewczyny, bo uznałam, że one lepiej widzą kogo unikać. Po skończonych lekcjach cichaczem przemykałam szkolnym korytarzem żeby dotrzeć do szafki, ale i tak nie obeszło się bez spotkania z Bethany. Minęła mnie na schodach i popatrzyła lodowatym spojrzeniem godnym Edwarda ze Zmierzchu, pod którym mimowolnie się skurczyłam.
          Zastanawiałam się czy zadzwonić po tatę aby mnie odebrał, ale w końcu uznałam, że się przejdę, a świeże powietrze dobrze mi zrobi. Zarzuciłam więc torbę na ramię i pomaszerowałam w stronę przystanku, na którym stało już dużo osób ze szkoły. Próbowałam znaleźć wzrokiem Marlenę, ale jej klasa kończyła chyba później, bo nie zauważyłam nawet jej koleżanek.
          Do domu dotarłam stosunkowo szybko, więc zostawiłam torbę przy drzwiach i udałam się mały spacerek po parku. Przyznam, że miałam w tym pewien cel, a mianowicie liczyłam na spotkanie z chłopakami. Chociaż… Siniak był już pewnie nieźle widoczny, a oni chcieli by wiedzieć co się stało.
          Usiadłam na ławeczce i zaczęłam rozmyślać. Zatęskniłam za moimi przyjaciółkami, brakowało mi ich tutaj bez względu na to, jak wspaniały był Londyn. A wcale nie był taki różowy. Przynajmniej w moich oczach, które właśnie zachodziły łzami. Przypomniałam sobie nasze wspólne popołudnia spędzane na próbach nauki i oglądaniu tandetnych komedii, żeby którejś poprawić humor. Wróciły wszystkie nasze konflikty, które z perspektywy czasu wcale nie miały sensu. Każda kłótnia jawiła mi się teraz jakby zdarzyła się wczoraj, jakbym właśnie wróciła do domu ze szkoły i zastanawiała się, czy jedna z nich przypadkiem nie miała racji i nie powinnam jej przeprosić. Znowu usłyszałam nasz wspólny śmiech, poczułam na policzkach te same łzy, które smakowały tak samo gorzko jak wtedy.
          Siedziałam i płakałam, ale nie byłam w stanie powiedzieć z jakiego powodu. Miarka się przebrała i nie wytrzymałam. Przyczyniły się do tego wydarzenia dzisiejszego dnia, rozłąka z przyjaciółmi, stres związany z nową szkołą… Podniosłam głowę i czerwonymi oczami obserwowałam przechodniów, którzy rzucali mi zdziwione spojrzenia, ale przechodzili obojętnie. W pewnym momencie mojego wewnętrznego monologu, poczułam jak w kieszeni wibruje mi telefon. Wycierając nos, zerknęłam na wyświetlasz i uśmiechnęłam się przez łzy kiedy odczytałam wiadomość od Harrego:
Jak tam w szkole było? Skrycie liczę na dzisiejsze spotkanie ;)
          Pośpiesznie odpisałam, że było ciekawie, ale nie opowiedziałam mu co się stało. Nie miałam także zamiaru opowiadać mu tego w cztery oczy, więc spotkanie odpadało. Pociągając nosem wstałam i poczłapałam, bo trudno to było nazwać chodzeniem, w stronę domu.
- Jestem! – krzyknęłam zamykając drzwi, ale nikogo jeszcze nie było. Tym lepiej. Bez wahania zmierzyłam w stronę lodówki, po to by, po chwili odejść od niej z tabliczką białej czekolady, chipsów oraz dwóch paczek żelek. Moja recepta na dołka.
          Zabrałam się za odrabianie lekcji, które szły stanowczo zbyt łatwo. Może powinnam doprowadzać się do takiego stanu przed klasówką z matematyki? Biologia – zrobione. Angielski – zrobione. Matma - ? zrobione! Kiedy skończyłam dochodziła piąta. Spojrzałam na telefon i dosłownie się przeraziłam, dziewięć nieodebranych połączeń i trzy wiadomości. Pośpiesznie przeczytałam każdą a nich, po czym oddzwoniłam do nadawcy.
- Tak? – odezwał się Harry po drugiej stronie.
- Dzwoniłeś?
- No co ty nie powiesz! – usłyszałam ironię w jego głosie. – Z dwadzieścia razy.
- Nie przesadzaj, tylko dziewięć. – żartowałam. Kurcze, te słodycze naprawdę pomagają! – Co się stało?
- Dlaczego nie możesz się dzisiaj spotkać? – spytał zawiedziony.
- Ma innego! – usłyszałam w tle krzyczącego Louisa.
- Dobra macie mnie… Spędzam noc z MATEMATYKĄ i – urwałam, żeby wprowadzić trochę napięcia. – słodyczami!
- Oj, to bardzo zły znak. – wyrwał Harremu telefon Louis. – Moja siostra jak ma chandrę to opycha się tymi wszystkimi świństwami. Na pewno wszystko w porządku? – spytał zmartwiony.
- No jasne. – robiłam dobrą minę do złej gry. – Damskie sprawy.
- To kiedy się zobaczymy? – spytał Harry, który teraz trzymał telefon.
- Jutro? – zaproponowałam próbując wyobrazić sobie jak będzie wyglądał ten dzień w szkole.
- Zgoda.
- To na razie. – pożegnałam się.
- Będziemy tęsknić! – wydarł się znowu Louis.
- Ja najbardziej. – podsumował Harry po czym zakończył rozmowę zostawiając mnie samą z myślami.
          Udałam się do łazienki ocenić stan mojej twarzy i po raz drugi doznałam wstrząsu. Na policzku malowała się klasyczna śliwa, a oko wyglądało jak podbite przez zawodowca. Przemyłam twarz i pokryłam grubą warstwą pudru. Nie było już tak źle, teraz mogę powiedzieć, że dostałam drzwiczkami od szafki i na pewno to kupią. Oho, o wilku mowa.
          Usłyszałam jak na dole ktoś stawia siatki na podłodze, a to mogło oznaczać tylko jedno – mama. Z wymuszonym uśmiechem na ustach zbiegłam po schodach i zostałam solidnie wyciskana na powitanie.
- Jak było? Opowiadaj! – zarządziła mama rozpakowując siatki z zakupami.
- Ciekawie. – powtórzyłam jej to samo co Harremu. – Poznałam fajną dziewczynę, ma na imię Janet, oprócz tego jeszcze kilka innych osób.
- A jak poziom? Wyższy jak u nas?
- Niższy, ale nauczyciele spoko.
- Zjesz obiad? – zapytała kiedy wypytała mnie już o wszystko.
- Nie mam ochoty, poza tym chciałam się spotkać z Marleną. – skłamałam, żeby tylko wyjść z domu. Chociaż to nie był taki głupi pomysł.
- Nie ma sprawy. – dała mi mama buziaka na pożegnanie. – Idź i baw się dobrze.
          Kiedy zamknęły się za mną drzwi, poczułam chłodne marcowe powietrze na twarzy. Zapięłam się pod szyję i pomaszerowałam w stronę przystanku. To jednak nie był dobry pomysł. W połowie drogi zauważyłam zmierzającą w moją stronę grupkę osób składającą się czwórki zakapturzonych chłopaków.
- Te, lala! – usłyszałam kiedy się do mnie zbliżyli. – Dokąd to tak posuwasz?
          Nie odpowiedziałam i szłam dalej próbując ich wyminąć.
- Nie poznajesz mnie? – zaczepił mnie chłopak, od którego wcześniej oberwałam.
- Trudno zapomnieć. – odgryzłam się.
- U, jaka zadziorna! Lubię takie. – usłyszałam za plecami, a po chwili ktoś złapał mnie za nadgarstek. – Nie chcesz się zabawić? – wysyczał mi w szyję któryś z nich.
          Przeszły mnie ciarki po całym ciele. Ten typ był tak obrzydliwy, że chciało mi się wymiotować. Ze wstrętu i strachu jednocześnie. Milczałam, więc Freddie, bo chyba tak się nazywał chłopak, który mi dołożył, ponowił pytanie.
- Nie chce. – próbowałam wydostać się z uchwytu jednego z nich, ale trzymał mnie zbyt mocno.
- Na pewno? Chodź, będzie fajnie, zobaczysz. – namawiał mnie nadal jakiś niski chłopak, który głową sięgał tuż nad mój biust. Zaczął rozwiązywać mój płaszcz i wsuwać rękę pod bluzkę.
          Kiedy zaczęłam się szarpać, koleś który mnie trzymał, tylko złapał mocniej i przysunął swoją twarz do mojej. Poczułam na szyi jego śmierdzący wódką oddech i ponownie zrobiło mi się niedobrze. Oblał mnie zimny dreszcz i pożałowałam, że wyszłam z domu.
- Zacznę krzyczeć. – ostrzegłam kiedy Freddie prowadził mnie w stronę wąskiej uliczki bez żadnej latarni.
- Mamy na to kilka sposobów. – zaśmiał się szyderczo „mały” i dodał – Ile rzeczy chcesz mieć w buzi do ssania? Jednego czy może chcesz zadowolić całą czwórkę?
          To wywołała powszechny śmiech, ale ja wcale się nie śmiałam. Byłam przerażona. Kolana się pode mną uginały, dłonie miałam całe spocone, a puder, który nałożyłam, spłynął już dawno z potem, odsłaniając pięknego siniaka.
- Do twarzy ci z nim. – powiedział Freddie po czym zbliżył swoją twarz do mojej i przejechał językiem po policzku. Wzdrygnęłam się znowu, a on zaczął się śmiać. – Niedoświadczona. – skwitował i podszedł do swoich kolegów coś z nimi obgadać.
          Po chwili wrócili całą czwórką i okrążyli mnie przywierając do muru. Stali ramię koło ramienia, więc nie miałam szans na ucieczkę. Boże, co ja mam zrobić?! Pierwszy podszedł Freddie. Zdjął mój płaszcz po czym złapał za nadgarstki i pociągnął za ręce do góry. Złapał mnie z talii i przysunął się jak najbliżej mógł. Stałam oparta o mur niezdolna do żadnego ruchu, a on bezkarnie zjeżdżał rękoma poniżej linii bioder. Złapał mnie za pośladek i popchnął w jego stronę także wygięłam się w łuk. Freddie wplótł swoją rękę w moje włosy i zaczął mnie całować. Bezczelnie wepchnął mi język do gardła chrapiąc przy tym jakby raz miał szczytować. Wpił się w moje usta obśliniając mnie niemiłosiernie. Poczułam jak jego biodra zaczynają poruszać się w miarowy sposób, do przodu i do tyłu. Przód tył, przód, tył. Freddie wyjął rękę z moich majtek i zaczął rozpinać swój rozporek. Wydobyłam z siebie cichy jęk kiedy poczułam jak i mój suwak został rozpięty. Nic nie mogłam zrobić, chłopak trzymał mnie zbyt kurczowo, a jego członek sterczał już na zewnątrz, a po chwili miał się znaleźć we mnie.
          Teraz albo nigdy, pomyślałam i jak najmocniej ugryzłam Freddiego w wargę. Czułam jak przebijam jego skórę, a na moich ustach pojawia się jego krew.
- Cholera! – zawołał Freddie i odskoczył jak oparzony łapiąc się za wargę. Na to tylko czekałam. Chwyciłam płaszcz i puściłam się biegiem przed siebie. Nie oglądałam się. Biegałam myśląc tylko o tym żeby wydostać się z tego koszmaru i znaleźć się jak najdalej od niego. Kilka razy się potknęłam i zaczęła mnie boleć kostka, ale wtedy przypominałam sobie o tamtych chłopakach i znowu zaczynałam biec szybciej.
          Dopiero po długim czasie odważyłam się spojrzeć za siebie. Zwolniłam trochę i odwróciłam głowę, a tam… Nikogo nie zauważyłam. Kamień spadł mi z serca i przystanęłam Rozejrzałam się dookoła.
- No pięknie. – powiedziałam do siebie. – Gdzie ja do cholery jestem?
          Włóczyłam się po Londynie na obolałych nogach, aż w końcu nie miałam już siły. Oparłam się mur i osunęłam na ziemię. Podkurczyłam nogi i tak siedziałam płacząc jak małe dziecko, które zgubiło się w super markecie. Nie wiem ile tam siedziałam, godzinę? Może mniej. Przytomność wróciła mi kiedy usłyszałam jakieś głosy w oddali. Nie miałam siły wstać, więc zwinęłam się tylko w jak najmniejszą kulką, moim ciałem wstrząsały spazmy płaczu.
          Słyszałam, że ten ktoś przyśpieszył i teraz już biegł w moją stronę. Nie miałam jednak odwagi podnieść głowy i sprawdzić kto to.
- Boże, co się stało?! – usłyszałam głos nad sobą. – Halo! Słyszysz mnie?!
          Chwila, gdyby to byli oni czy pytaliby się co się stało? Cała zapłakana otworzyłam oczy i zauważyłam przerażoną twarz Zyna nad sobą, przez co jeszcze bardziej się rozpłakałam.
- Matko Święta! Katie! Co ty tu robisz, co się stało?! – pytał nadal chłopak chwytając moją twarz w dłonie. Nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego słowa, więc zarzuciłam mu ręce na szyje i powtarzałam tylko „Zayn, Zayn”.
- Już dobrze. Spokojnie, jestem tutaj. – mówił uspokajającym tonem. Wziął mnie na ręce, przykrył płaszczem, a dodatkowo owinął swoją kurtką. Słyszałam jak dzwoni po kogoś, ale nie obchodziło mnie już po kogo. Poczułam się bezpieczna i wiedziałam, że nic mi się już nie stanie.
          Przestałam płakać i odpłynęłam do czasu jak Zayn wkładał mnie do samochodu.
- Boże! – usłyszałam czyjś głos kiedy chłopak zamknął drzwi. – Co jej się stało?!
- Nie wiem Louis. Znalazłem ją płaczącą i trzęsącą się na jakimś zadupiu.– oznajmił Zayn i ruszyliśmy. Leżałam jak nieżywa na tylnym siedzeniu i tak też się czułam, jak trup. Kompletnie wypruta z energii, emocji i jakichkolwiek uczuć.
- Nie mam dobrych przeczuć. – odezwał się kierowca z troską w głosie. Na tym ich rozmowa się skończyła i nie odzywali się aż do momentu kiedy samochód się zatrzymał.
- Leć po chłopaków! – zakomenderował Louis. – Niech przygotują koce, wodę jakieś jedzenie.
          Po chwili byłam już w ramionach chłopaka. Cicho jęknęłam kiedy próbował jedną ręką otworzyć furtkę, ale tak to nie miałam mu nic do zarzucenia. Kilkunasto sekundowa podróż z samochodu do domu minęła bez upuszczenia.
- Z drogi. Odsuńcie się. – mówił Louis niosąc mnie zapewnie do salonu. – Pytania później. Liam gdzie są koce?! Kurna chłopaki ruszcie się!
          Położył mnie delikatnie na kanapie zdejmując kurtkę Zayna i mój płaszcz. Zwinęłam się w kłębek bo nagle zrobiło się strasznie zimno, ale ktoś przykrył mnie kocem i momentalnie było lepiej. Bezpieczna zasnęłam snem (prawie) wiecznym.

                                                          
Wczorajsza wena... Jestem strasznie zadowolona z tego rozdziału i przepraszam, że tak późno, ale mam nadzieję, że się podoba <3 Mam 9 OBSERWATORÓW jeeej :D Dobijemy do 10? Miłego czytania ;P
+ oglądacie dzisiaj czat z chłopakami? :D

5 komentarzy:

  1. Jezu... jak to czytałam to aż miałam dreszcze :P Ale to jest MEGA!!

    OdpowiedzUsuń
  2. jezu jak ja się bałam jak to czytałam ale to jest....BOSKIE ! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny, strasznie mi sie podobał dodaj następny jak najszybciej!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Boski. Ja również się bałam ... Masz talent xD

    OdpowiedzUsuń
  5. no ej ! czemu nic nie dodajesz ja już nie wyrabiam ; (
    błagam dodaj jeszcze dzisiaj <3 jestem bardzo ciekawa co się dalej wydarzy a tym rozdziałem mnie powaliłaś normalnie nie mam słów BŁAGAM napisz coś nowego bo to co piszesz naprawdę ma sens i ja z moja koleżanką już się doczekać nie możemy normalnie codziennie wchodzę i sprawdzam a tu nic więc proszę dodaj coś nowego <3333333

    OdpowiedzUsuń