Kocham
zimę. Tak, to zdecydowanie moja ulubiona pora roku. Pod warunkiem, że jest
śnieg, oczywiście. Wszystko wydaje się wtedy takie spokojne i ciche. Wszystko
zamiera pod gruba warstwą białego puchu. A najpiękniejsze są pola! Przypominają
mi idealnie ułożoną białą pościel. Wszystko jest niezmącone, no chyba, że ktoś
taki jak ja łazi po takim polu przez cały dzień.
Nie
moja wina, że uspokaja mnie otwarta przestrzeń. Chodziłam i wydeptywałam różne
wzorki i napisy na śniegu. Pojawiło się ze dwa razy Kasia, kilka razy ON i
pewnie jeszcze jakieś moje wyznania. W zasadnie nie wiem kim jest ten tajemniczy
ON. Chciałabym go już znać. Muc napisać jego imię na ręku, zapisać w kontaktach
pod serduszkiem i takie tam. Ale miałam nadzieję niedługo go spotkać.
Próbowałam
zebrać myśli. Nie jestem w tym najlepsza. Zawsze gdy próbuję się skupić
przychodzi mi do głowy jakaś piosenka, która uparcie nie chce z niej wyjść. A
to jędza. Tak więc jak już mówiłam, chodziłam po polu i rozmyślałam. Za niecałe
6 godzin moje życie miało się diametralnie zmienić. To jedno słowo. Ogromne.
Utykało mi w gardle za każdym razem gdy musiałem je wypowiedzieć (wierzcie mi,
wcale nie chciałam!). Przee… Przepr… No dawaj! Wyduś to z siebie ty tchórzu!
Przeprowadzka. I już. Po sprawie. Czy to było takie trudne? Owszem, było!
Miałam
zostawić szkołę, dom, znajomych, rodzinę. Przyjaciółki. Ile razy próbowałam
namówić je, żeby ze mną jechały i może rzeczywiście by się wybrały, ale wiecie
jacy są rodzice… Akurat wtedy gdy wy sobie zaplanujecie coś mega zarąbistego,
oni przychodzą i mówią
nie. Bo to, to, o i jeszcze tamto! Tak
więc jadę sama. Powiedziałam już gdzie? Nie? Mój błąd. W takim razie już mówię.
Moim nowym domem miał się stać Londyn.
Dziewczyny strasznie mi zazdrościły tego, że będę
mieszkać w takim miejscu. Ja tam osobiście nie wiem z czego się cieszyć. Miasto
jak miasto. Może trochę większe od Warszawy, ale ja tam różnicy nie widziałam.
Najgorsze było to, że miałam trafić sama do ogromnej szkoły pełnej
krwiożerczych bestii, które tylko czekają, żeby mnie dopaść. Dobra, trochę przesadzam, ale w
rzeczywistości strasznie się boję.
W tej szkole miałam masę znajomych, najlepsze
przyjaciółki od serca i czułam się w niej na prawdę dobrze. No, może z
wyjątkiem historii, ten facet mnie przerażał. Każdy mój dzień pękał w szwach.
Po lekcjach na dodatkowe zajęcia, potem do domu, lekcje, obiad, wypad z
przyjaciółmi, powrót, zakuwanie do sprawdzianów i przy sprzyjających wiatrach o
2 byłam gotowa do spania.
A teraz to wszystko miało się zmienić. Uzgodniłyśmy:
ja, Ola, Aga i Nati, że od razu po przylocie do Londynu zdam im cały raport.
Jak się leciało? Jaki mamy dom? Gdzie mam swój pokój? Czy jest duży? Czy mam wannę? Wannę?! No jak
szczegóły, to szczegóły, prawda?
- Hej. Tu jesteś. – z
rozmyślań wyrwał mnie głos taty. – Pora się zbierać. Mama już dopina walizkę,
Ania siedzi od pół godziny w samochodzie i piszczy, a Rafał przeklina na
wszystko.
- Ale ja wcale nie chce. –
wypaliłam.
- Wiem skarbie, wiem. Ale
już rozmawialiśmy na ten temat, pamiętasz? Wszystko się jakoś ułoży. Zobaczysz,
poznasz nowe osoby, będziesz miała więcej znajomych na facebook’u. Żyć nie umierać!
Mój tata. Zaśmiałam się. Kochałam go za to, że zawsze
mnie rozśmieszał. W gruncie rzeczy miałam z nim lepszy kontakt niż z mamą. To
do taty zawsze biegłam kiedy coś się działo, to jemu pierwszemu mówiłam o dwói
na koniec z fizyki. Jemu, nie mamie. Nigdy się tak dokładnie nie zastanawiałam,
dlaczego tak jest.
- Nie ma co, same plusy.
Dobra, chodźmy zanim na dobre się rozkleję.
Gdy doszliśmy do domu wszyscy już byli gotowi. Mama
zamykałam drzwi, Anka i Rafał siedzieli w samochodzie, a wszystkiemu
towarzyszyła cisza. Nikt nic nie mówił. Spojrzałam na dom ostatni raz. Będę za
nim tęskniła. Miał w sobie coś takiego, takiego, trudno to opisać. Był moim
domem, to wystarczyło. Wzięłam głęboki oddech i wsiadłam do samochodu. No nie, Rafał znowu usiadł przy
oknie.
- Ej, weź suń dupę! Była
umowa, ja miałam siedzieć przy oknie.
- No i…?
- No i…? Spadaj, to moje
miejsce. – Nienawidziłam jak był taki opryskliwy.
- Spoko, tylko się nie
popłacz.
Zignorowałam go. Zajęłam moje miejsce, ostatni raz
spojrzałam na dom i ruszyliśmy. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam Adele.
Kocham ją, a szczególnie piosenkę „Turning Tables”. Taka spokojna i
melancholijna. W sam raz na dzisiaj.
Droga na lotnisko minęła w cichej atmosferze. Kilka razy
Anka coś powiedziała, ale po kilku próbach nawiązania kontaktu ze mną albo
Rafałem, przestała. Napisałam do dziewczyn, że już za nimi tęsknię i bardzo je kocham.
Pierwsza odpisała Aga:
Ja też cię kocham miśku ;* Gdzie jesteś? Jeszcze w Polsce?
Odpisałam szybko, że w drodze na lotnisko. Od Oli i Nati
dostałam podobne sms’y. Odprawa minęła szybko i sprawnie. Miałam nadzieję, że
coś w końcu pójdzie nie tak i będziemy mieli
opóźnienie. Niestety. Wszystko szło jak w zegarku. Samolot wystartował dwie
minut po czasie. Ale co to za opóźnienie?! Stewardessa poprosiła mnie o
wyłączenie telefonu, więc nie mogłam słuchać muzyki. Przez chwilę wyglądałam za
okno. Potem postanowiłam porozmawiać z Anką.
- Jak tam mała? Bardzo się
denerwujesz?
- Nie, no cioty. Ja się
slaśnie ciese! – odpowiedziała z uśmiechem na twarzy. W rączkach trzymała Panią
Zosię, misia, którego dostała pod choinkę. Ubrała ją w niebieską sukienkę w kratkę. Twierdziła, że muszą
wyglądać podobnie. Ania miała na sobie dżinsową spódniczkę, rajstopki w paski i
taką samą bluzkę. Była strasznie niezadowolona, kiedy mama powiedziała, że
zamiast sweterka musi założyć zimową kurtkę. Mała modnisia.
- A ty się denelwujes? –
spytała.
- No i to jak! Cała się
trzęsę, nie widzisz?
- Widzę, widzę. Będzie
dobse. – powiedziała i wzięła mnie za rękę. W porównaniu z moją jej wydawała
się malutka. Ania miała 4 lata i nosiła aparat na zęby. Przypuszczam, że gdyby
nie on, mówiła by już poprawnie.
Reszta lotu minęła mi na studiowaniu ulotki, która była
za fotelem przede mną. Nie ważne o czym była. Po około dwóch godzinach pilot
oznajmił, że pogoda w Londynie nie jest najlepsza, a temperatura wynosi -3,5
stopni. Na moje nieszczęście dodał, że wylądujemy bez żadnego opóźnienia.
Powiedział to dopiero po jakimś czasie, specjalnie!
I stało się. W momencie kiedy samolot dotknął kołami
płyty lotniska, podskoczyłam na fotelu. Dziwne uczucie, ale poczułam się wolna.
Nie wiem czemu. Jakby nagle ktoś odciął sznurek łączący mnie z czymś czego nie
potrafiłam opisać.
Londyn powitał nas śniegiem. Wszędzie było biało. No
powiedzmy, jeżeli brudny żółty uznamy za biały, to może być. Wsiedliśmy do taksówki i już nas nie było. Przez całą drogę
do nowego domu wyglądałam przez okno. Przyglądałam się Big Ben’owi, London Eye…
Dziwne uczucie, że za jakiś czas to będzie mój drugi dom. Co jakiś czas
mijaliśmy wielkie bilboardy niektóre ze zdjęciem jakiś chłopaków. Nie powiem,
że nie ładnych ;). Na tym mniej więcej minęła cała podróż. Raz tylko odezwała
się Rafał „No zajebiście kurwa”, za co ostro mu się dostało od mamy. Nie wiem
czego miała dotyczyć wypowiedź mojego brata. Zawsze wiedziałam, że coś jest z
tym kolesiem nie tak.
Stał przy ulicy 47. Wysoki, ładny i na dodatek mój. Dom.
Nie wyróżniał się niczym specjalnym, taki sam jak reszta na tej ulicy. Chłopaki
rozpakowywali bagaże z taksówki, mama z Anką otwierały dom, a ja stałam jak głupia
i patrzyłam. Czasami miałam wrażenie, że odstaje od mojej rodziny. Chyba tylko
tata mnie rozumiał. Podszedł do mnie i poklepał po ramieniu.
- Dawaj stary, nie peniaj!
– powiedział i dał mi buziaka w czoło.
Od razu poczułam się pewniej.
- Uwaga! Gotowi? –
zawołała mamy naciskając na klamkę. – Trzy! Dwa! Jeden! – wstrzymałam oddech.
–Oto nasz nowy dom!
Oto i jest pierwszy rozdział ^_^
Wierzcie mi, dziwnie się czuję zamieszczając go, ale mam nadzieję, że pojawi się choć jeden pozytywny komentarz :)
Naprawdę fajnie się zapowiada. Mam rozumieć, że bohaterka nazywa się Kasia?
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz, naprawdę. Tak lekko - bez spiny. :D Podoba mi się Twoje opowiadanie, także czekam na więcej. Ja również zaczynam, może kiedyś wena mnie najdzie i coś będzie z mojego opowiadania.. Na razie mam jeden post, ale może wejdziesz? http://anotherworld-story.blogspot.com/
Straszna nuda, jak na razie, ale postaram się to rozkręcić.
Obyś pisała dalej! Dodaję do Obserwowanych! :D
Jej, bardzo mi miło i na pewno przeczytam! :D
OdpowiedzUsuń