poniedziałek, 13 lutego 2012

3. Spotkanie


Obudziłam się później niż zamierzałam. Do pokoju wpadały promienie zimowego  słońca; były bardzo nieuprzejme, świeciły mi prosto w twarz. Dochodziła dziewiąta. Nie byłam z siebie dumna, chciałam stać przed ósmą, żeby w parku spotkać jak najmniej ludzi. Wygrzebałam się spod ciepłej pościeli i swoje kroki skierowałam do łazienki. Wszyscy jeszcze spali, tylko Ania chyba bawiła się Panią Zosią, bo coś gadała. Uchyliłam drzwi i zajrzałam do pokoju.
Siedziała na łóżku z misiem w rekach i szukała dla niego jakiś ubranek.
- Jak się spało? – spytałam wchodząc.
- Dobse, ale tata stlasnie chlapal. – To mówiąc zrobiła dziwną minę, podobną do świstaka, co bardzo mnie rozbawiło.
- Baw się dalej. – poczochrałam jej włosy i wszyłam zamykając za sobą drzwi.
          Ubrałam się, uczesałam i wyszłam na dwór. Było całkiem przyjemnie. Śnieg iskrzył się w słońcu i skrzypiał pod nogami. Zimowe powietrze gryzło mnie w płuca, ale zignorowałam to. Zadzwoniłam do Oli tak jak się umówiłyśmy, ale jeszcze spała. No cóż, włączyłam muzykę   i pobiegłam do parku. Biegnąc ulicą zauważyłam dziewczynę, która wychodziła z domu obok mojego. Wyglądała jakby była w moim wieku. Wbiegając pośród drzewa traciłam ją z oczu.Tak jak myślałam, w parku roiło się ludzi. Była niedziela, na dodatek ładna pogoda, więc rodziny wyszły na spacer z dziećmi. Minęłam kilka dziewczyn, które tak jak ja, chciały pozbyć się kilku zbędnych kilogramów.
          Po okrążeniu parku usiadłam na ławeczce, żeby chwilę odpocząć. Jeszcze raz wybrałam numer Oli, ale spotkało mnie to samo rozczarowanie jak za pierwszym razem. Oj, grabi sobie dziewczyna! Przyglądałam się przechodniom. Małżeństwa z dziećmi, chłopaki, dziewczyny, zakochane pary, starsi państwo trzymający się za ręce, dzieci lepiące bałwana i młodzież rzucająca się śnieżkami. I jak tu mówić, że na tym świecie nie ma miłości? Jest, tylko trzeba ją dojrzeć w malutkich szczegółach. Ukrywa się w oczach kochanków,  w uśmiechu kolegi do koleżanki, w szarpnięciu dziewczyny za warkocz, czy nawet w bitwie na śnieżki. Po prostu jest nieśmiała i nie lubi, żeby każdy ją widział. Miłość jest dla nielicznych. Ta prawdziwa miłość.
          Oglądałam kiedyś taki film „To właśnie miłość”. Rzecz dzieje się przed Świętami Bożego Narodzenia i opowiada historię kilku par w Wielkiej Brytanii: Premiera i służącej, chłopca, który zakochał się w starszej koleżance, pary grającej w filmie pornograficznym. Do tego małżeństwa, w którym mąż zdradzał żonę, chłopaka, który w poszukiwaniu romansu wyjechał do Stanów i kiepskiego muzyka pop. Bardzo lubię ten film. Jest taki ciepły i romantyczny.
          Trochę się rozmyśliłam. Przepraszam. Wstałam z ławeczki i truchtem wróciłam do domu. Po drodze spojrzałam w stronę domku obok, z którego wtedy wychodziła ta dziewczyna. Nikogo nie zauważyłam, więc odwróciłam głowę i pobiegłam dalej.
          Auć! Poczułam, że jakaś bliżej niezidentyfikowana siła wpadła na mnie z dość dużą prędkością.
- Uważaj jak leziesz! – rzuciłam ze złością w stronę osoby, która bądź co bądź skończyła gorzej ode mnie. Chłopak leżał na śniegu i rozmasowywał tyłek. – Przepraszam. – dodałam wyciągając rękę. Było mi głupio, że tak na niego naskoczyłam.
- Za co? – spytał, powoli wstając. – To ja na ciebie wpadłem, więc powinienem cię przeprosić. Przepraszam. – dodał po chwili i uśmiechnął się
          Nie powiem, ładny był. Wysoki, z dziesięć centymetrów wyższy ode mnie, miał duże zielone oczy i loczki na głowie. Do tego ten powalający uśmiech. Ach… Uspokój się, skarciłam się w myślach. Ale jak tu można było myśleć racjonalnie, jak przed tobą stał taki ideał.
- Nic się nie stało. Zamyśliłam się i cię nie zauważyłam.
- Przechodzę tędy codziennie, ale chyba nie widziałem cię wcześniej. – Chłopak wydawał się nieco skrępowany. Przeczesał ręką grzywkę odgarniając ją do tyłu.
- Dopiero wczoraj się przeprowadziliśmy. – Uśmiechnij się, głupia idiotko.
-  O, to fajnie. Jestem Harry. – wyciągnął rękę i obdarzył mnie uśmiechem.
- Katie. – potrząsnęłam ręką i odwzajemniłam uśmiech. W prawdzie nie jest to moje prawdziwe imię, ale Kasia trudno by mu było powiedzieć.  - Miło cię poznać.
- Mnie również. Przepraszam, ale muszę lecieć. Koledzy czekają. – poczym odwrócił się i już miał odejść. – Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy, Katie. – dorzucił.
- Na pewno.
- To do zobaczenia!
- Na razie. - odpowiedziałam i z uśmiechem na ustach wróciłam do domu.
          Od progu powitał mnie zapach jajecznicy. Znacie to uczucie, kiedy wiecie, że nadchodzący dzień będzie idealny? Wtedy właśnie tak się czułam. Przywitałam się ze wszystkimi domownikami i pognałam na górę. Chciałam jak najszybciej opowiedzieć dziewczynom o przypadkowo poznanym chłopaku. Ach… Ten jego uśmiech… Halo! Ziemia! Szybko sprawdziłam czy są dostępne i wysłałam im wiadomość, że wieczorem mam im coś bardzo ważnego do przekazania! Cała rozpromieniona zbiegłam po schodach ignorując porozwalane buty Rafała.
          Usiedliśmy w kółeczku na podłodze, ponieważ meble jeszcze nie dojechały. Czułam się wspaniale. Po raz pierwszy od długiego czasu jedliśmy wszyscy razem. Jako rodzina. Nie mogłam nacieszyć się tą chwilą.
- To co dzisiaj robimy? – popatrzyłam na wszystkich z uśmiechem.
- A na co macie ochotę? – spytała mama. – A w ogóle gdzie byłaś dzisiaj rano i czemu masz taki dobry humor?
- Właśnie! – podchwycił temat Rafał. Chyba po raz pierwszy mój młodszy brat odezwała się do mnie z uśmiechem. Widoczniej mój dobry humor udzielał się reszcie. J
- Poszłam pobiegać do parku i przy okazji zobaczyłam dziewczynę chyba w moim wieku, która mieszku w domu obok. Pomyślałam, że mogłybyśmy się poznać. – skłamałam. Nie powiedziałam im, że powodem mojej radości jest przypadkowo spotkany Harry. Nie muszą wiedzieć.
- Tak, to bardzo dobry pomysł! – pochwalił tata. - Dobrze by było, żebyś kogoś tu poznała. Z resztą wy też dzieciaki. – zwrócił się do Ani i Rafała.
- Ja poznam sowich przez neta.
- O nie, kochany! – wtrąciła się mama. Bardzo nie podobało jej się to, że jej syn się w sobie zamyka. -  Nie ma siedzenia całymi dniami przed ekranem komputera, jak w Warszawie! Masz być normalnym dzieckiem, bawić się z rówieśnikami jak wszyscy w twoim wieku. A jeżeli jeszcze raz zobaczę, że w środku nocy siedzisz i grasz w jakieś gry, to masz szlaban na najbliższy miesiąc! Zrozumiałeś?!
- Tak.
          Zapadła niezręczna cisza. Mój humor nie był już tak wspaniały jak przed chwilą. Pomyślałam, że może pojedziemy trochę pozwiedzać miasto, w końcu trzeba je polubić. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, pomyślałam. Przedstawiłam mój pomysł reszcie. Spotkał się z ogólną akceptacją. Mieliśmy pojechać zwiedzić Big Ben, Buckingham Palce, przejść się Oxford Road i zjeść na obiad na mieście.
          Posprzątaliśmy po śniadaniu i wszyscy poszliśmy się przygotować. Mama pomagała Ani, tata golił się w łazience, a Rafał… Właściwie nie wiem co robił. Może żegnał się ze swoimi wirtualnymi przyjaciółmi. Biedaczek, jak on wytrzyma ten miesiąc, bo wpadnie na pewno.
          Z walizki wyjęłam dwa komplety ubrań. Nie mogłam się zdecydować, więc przymierzyłam oba. Pierwszy; ciemne dżinsowe rurki, szara luźna bluzka z wilkiem, szary długi kardigan i trampki; tak mi się spodobał, że nie przymierzałam już drugiego zestawu. W łazience ogarnęłam włosy, upinając je w wysoki kok ( nie lubię chodzić w rozpuszczonych), lekko pociągnęłam rzęsy i wypachniłam się moimi ulubionymi perfumami. Giorgio Armani.
          Gdy zeszłam na dół mama z Anią były już gotowe, a tata odśnieżał samochód.
- Gdzie Rafał? – zapytałam.
- On nie jedzie. – wyjaśniła mi Ania i wzięła mnie za rękę. –Ladnie pachnies.
          Zaśmiałam się i podziękowałam. Miałam niejasne wrażenie, że mała zabiera mi perfumy jak jestem w szkole.
- A co to za buty moja panno? – przyczepiła się mama. No tak, była zima, a ja mądra chciałam paradować po Londynie w trampkach.
- Już zmieniam. – powiedziałam po czym założyłam szare oficerki. Wzięłyśmy kurtki i wyszłyśmy przed dom.
- Wychodzimy! – krzyknęła mama Rafałowi, ale nie doczekała się odpowiedzi. Mój brat ostatnio zachowywał się dziwnie. Nie potrafiłam go zrozumieć. Może po prostu odreagowywał przeprowadzkę. Ale nawet ja, mistrzyni zamartwiania, nie przejęłam się tak tym wszystkim. Chociaż, czy gdyby nie Harry dzisiaj rano, nie skończyłabym tak jak Rafał?
          Odepchnęłam od siebie czarne myśli i wsiadłam do samochodu. Prowadził tata, więc jazda do centrum nie zajęła nam miej niż 15 minut. Zaparkowaliśmy pod Buckingham Palce. Tata poszedł kupić bilety, a ja zaproponowałam, że pójdę razem z nim. Musiałam ćwiczyć mój angielski. Zostawiliśmy mamę z Anią i poszliśmy do kas. W drodze chciałam spytać się taty, co się stało z Rafałem, ale nie miałam odwagi, więc pokonaliśmy ją w ciszy.
          Wróciliśmy po dziewczyny i skierowaliśmy się w stronę długiej kolejki. Wzięłam Anię za rękę, a mama przytuliła się do taty. Może się jednak pomyliłam, pomyślałam. Stojąc w kolejce wyjęłam telefon i wysłałam do Rafała sms’a.
Dlaczego zostałeś w domu? Coś się stało?
- Kasia, schowaj telefon, to nie ładnie. – upomniał mnie tata.
- Przepraszam. – schowałam telefon do kieszeni. Znając mojego brata i tak nie odpisze.                           A jednak! Po chwili moja komórka zabrzęczała.
Nic się kurwa nie stało! Zostałem po prostu w domu i od razu wielkie halo.
Odczytałam ukradkiem. Nie powiem, zdziwiłam się. Już chciałam odpisać, kiedy dostałam drugą wiadomość.
Ty chcesz wiedzieć, czy mama się pyta?
Wytrzeszczyłam oczy do telefonu, co zauważył tata i od razu kazał mi go wyłączyć. Kiedy powiedziałam, że piszę z Rafałem, zrobił podobny wyraz twarzy jak mój i więcej nic nie powiedział.
- Cio on pise? – Spytała się Ania. Nachyliłam się do jej ucha i wyszeptałam:
- To ściśle tajne, powiem ci jak będziemy same. – uśmiechnęłam się pod nosem. Mała uwielbia tajemnice. Odpisałam Rafałowi ostrożnie dobierając słowa.
Ja. Ania mi tylko powiedziała, że zostajesz, ale nie miałam czasu żeby wejść i sprawdzić dlaczego. Coś nie tak?
          Odpowiedź dostałam momentalnie. Chłopak chyba siedział na tym telefonie!
Powiem ci jak wrócicie. Kup mi sok pomarańczowy!
          Coś go musiało porządnie gryźć, jeżeli chciał ze mną porozmawiać. Nigdy wcześniej nie rozmawialiśmy tak poważnie. Odpisałam „OK.” i wsunęłam telefon do kieszeni.
          Kolejka ruszyła i razem z całą grupą weszliśmy do ozdobnego holu pałacu. Naszym przewodnikiem była młoda dziewczyna. Cieszyłam się, że to właśnie ona nas oprowadza, nie lubię tych starszych pań, które przez godzinę opowiadają o dywanie i cholernie przynudzają.
          Przechodziliśmy przez poszczególne pomieszczenia. Jedno szczególnie przykuło moja uwagę. Było bardzo ładne, wyniosłe i dostojne. Na bordowych ścianach wisiały pozłacane arrasy przedstawiające sceny z biblii. W rogu pokoju stała duża ozdobna szafa i szufladami wykonana z ciemnego hebanowego drewna. Przez duże złote okna wpadało dużo światła, przez co pokój stawał się jaśniejszy.
           Z Buckingham Palce wyszliśmy po dwunastej. Ani nie za bardzo podobało się zwiedzanie. Nie dziwie się. Małe dziecko w takich miejscach zaczyna się nudzić po pięciu minutach. Uzgodniliśmy, że wstąpimy do sklepu, po coś do jedzenia, bo lodówka wiała pustkami.
          Rozdzieliliśmy się. Ja poszłam z Anią, a mama z tatą razem. Anka biegała po całym sklepie wkładając do koszyka wszystko co jej w ręce wpadło. Kilka razy się sprzeciwiłam jak chciała kupić trutkę na myszy (sama nie wiem po co) i czekoladę z orzechami. Nie lubię orzechów. Gdy wkładałam sok pomarańczowy do koszyka, mała spytała się:
- To dla Lafala?
- Em… Tak, to dla niego.
- Powies mi telaz o czym pisaliście?
          Chwilę się zastanowiłam. Jak tu bezpiecznie wybrnąć z sytuacji? Wpadłam na pewien pomysł.
- Powiem ci, tylko buzia na kłódkę. To będzie nasza tajemnica, dobrze? – Mała pokiwała głową z błyszczącymi oczami. – Rafał  ma uczulenie. Bardzo dotkliwe uczulenie, jeżeli wiesz o czym mówię. I wiesz, bardzo się tego wstydzi.
          Ania zaczęła się śmiać. Trochę jej nazmyślałam, ale sama nie widziałam o co mojemu bratu chodzi.
- Tylko pamiętaj… - położyłam palec na ustach. – Ciii.
- Ciii.. – powtórzyła. Wzięłam ja za rękę i pomaszerowałyśmy w stronę kas.
          Po wyjściu ze sklepu nikt z nas nie miał ochoty na dalsze zwiedzanie. Rozważaliśmy powrót do domu, albo obiad w jakiejś restauracji. O dziwo chciałam wracać do Rafała. Nie dawało mi spokoju co go tak męczy. Popierała mnie Ania, która już była zmęczona, ale ja myślę, że po prostu chciała zobaczyć wysypkę. Tata się trochę upierał, ale w końcu wsiedliśmy do samochodu. Usiadłam z przodu i włączyłam radio. „That was The Wanted and Give me this! Their new album is almost ready! Keep calm  and listen to The Wanted!” (tłum. To byli The Wanted i ich Give me this! Ich nowy album już prawie gotowy! Uspokójcie się I słuchajcie The Wanted). Byłam z siebie dumna, że zrozumiałam, bo facet mówił naprawdę szybko.
          Podjeżdżając pod dom na końcu ulicy zauważyłam piątkę chłopaków. Śmiali się i wygłupiali drąc się przy tym niemiłosiernie. Czy to był…? Tak, to był Harry! Ale nie byłam do końca pewna, nie wzięłam okularów.
- Niezłych mamy sąsiadów. – podsumowała mama i weszliśmy do domu.
          Rafał siedział na podłodze i rysował. RYSOWAŁ?! Boże, mój braciszek po raz pierwszy nie siedzi przed komputerem z własnej woli! Moją mamę chyba zatkało tak samo jak mnie. Podeszła do niego i spytała co rysuje. „Nic takiego” odpowiedział, poczym zgniótł kartkę i schował do kieszeni.
- Głodni? – zapytał tata.
- Zawsze! – zawołała Ania i wszyscy wzięliśmy się do rozpakowywania toreb z zakupami. Na obiad mieliśmy zamiar zrobić lasagne. Tata powiedział, że pomoże mnie i mamie, ale znając jego to pewnie zalegnie na podłodze (wciąż nie mamy mebli) z gazetą w reku i na tym skończy się jego pomoc. Rafał usiadł w koncie i znowu zaczął rysować. Nie poznawałam go. Ania usiadła i w ciszy patrzyła co robi brat.
          W tym czasie ja z mamą wzięłyśmy się za gotowanie. Na szczęście meble kuchenne zostały, może nie były w najlepszym stanie, ale w najbliższym czasie musiałyśmy się tym zadowolić. Ja gotowałam makaron, a ona doprawiała mięso. Lubię gotować z mamą. Wszystko idzie sprawniej, nie przejmuje się, że coś źle zrobiłam i jest wyrozumiała.
Po pół godzinie obiad był gotowy. Tak jak przy śniadaniu usiedliśmy na podłodze. Przez dłuższy czas nikt nic nie mówił, tylko jadł z zapałem. Uśmiechnęłam się do mamy, a ona odwzajemniła uśmiech.
- Dobrze gotujecie. – pochwalił nas tata. – No, to co teraz zamierzamy robić?
- Ja idę do siebie. – powiedziałam. – Umówiłam się z dziewczynami, że do nich zadzwonię.
- Ja też. – dodał Rafał i spojrzał na mnie. Przypomniałam sobie, że chciałam z nim pogadać.
- A my, co będziemy robić mała? – spytała się mama Ani.
- Ulepimy balwana! – krzyknęła mała i zaczęła skakać.
          Posprzątałam talerze i udałam się do siebie do pokoju. Byłam strasznie ciekawa o co chodzi z Rafałem. Szybko sprawdziłam Skypa, ale dziewczyn nie było. Usiadłam na parapecie   i chwilę wyglądałam przez okno. Na ulicy znowu zobaczyłam tych samych chłopaków co wcześniej. Byli w moim wieku, może trochę starsi, ale nie wiele. Upss, chyba mnie zobaczyli. Harry podnosił właśnie rękę i zaczął energicznie machać. Odmachałam i uśmiechnęłam się. Był naprawdę ładny, ale pozostała czwórka też urodą nie grzeszyła.
         Usłyszałam, że Rafał zamyka drzwi od swojego pokoju. Jeszcze raz spojrzałam na chłopaków na zewnątrz. Śmiali się z czegoś i głośno gadali.  Ześlizgnęłam się z parapetu i cichaczem wymknęłam się do pokoju Rafała.


Będzie się działo, obiecuję! Nie szło mi dzisiaj zbyt dobrze, przepraszam, ale mam nadzieję, że się spodoba :) Miło by było o więcej komentarzy, dziękuję :D




Obiecałam zdjęcie i jest! ^_^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz